– Jak ty to robisz, że ludzie mówią ci takie rzeczy?
– Jakbyś nie zauważyła, jestem niezwykle przekonujący.
Przesunął ręką po moim udzie i popatrzył na mnie z pożądaniem. Ale zaraz otrzeźwiał.
– W takim razie dlaczego Lou i Jess nadal są na twojej liście?
– Po pierwsze dlatego, że Krista O'Shea jest na zdjęciu, które dostał Roy. Po drugie, co jeśli ona nie jest tą adoptowaną dziewczynką?
– Nie rozumiem?
– A jeśli testy były błędne? Jeśli mała urodziła się jednak z AIDS albo zmarła z innego powodu? I Lou O'Shea porwała Summer Dawn na jej miejsce? Albo jeśli ona i Jess ją kupili?
– To chyba trochę naciągane. Państwo O'Shea mieszkali w Filadelfii jeszcze przynajmniej kilka miesięcy po tym, jak adoptowali Kristę. A Summer Dawn została porwana w Conway, prawda?
– Tak. Ale mają w tamtej okolicy kuzynostwo, których odwiedzili, kiedy Jess ukończył seminarium. Daty ich wizyty i porwania się pokrywają. Z tego powodu nie mogę ich wykluczyć, jest zbyt dużo poszlak. Jeśli kupili Summer Dawn od kogoś, kto ją porwał, wiedzieli, że to nielegalne. Mogli udawać, że to to samo dziecko, które adoptowali.
– A co z Anną? – zapytałam ostro.
– Judy Kingery, pierwsza żona Dilla, była chora psychicznie. Odłożyłam portrety. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Jacka.
– Wypadek, w którym zginęła, niemal na pewno był samobójstwem. Błyszczące brązowe oczy Jacka patrzyły na mnie sponad okularów.
– Biedny Diii!
Nic dziwnego, że nie spieszył się do ślubu z Vareną. Był szczególnie ostrożny po piekielnym pierwszym małżeństwie, w którym związał się z niezrównoważoną psychicznie kobietą, po tym jak wychowała go kobieta również nie do końca zdrowa na umyśle.
– Nie możemy być pewni, czy jego żona nie zrobiła czegoś szalonego. Może zabiła ich własne dziecko i w zamian uprowadziła Summer Dawn? Judy i Diii mieszkali w Conway, kiedy mała zniknęła. Może Judy Kingery porwała Summer Dawn i opowiedziała Dillowi jakąś bardzo sugestywną bajeczkę.
– Chcesz powiedzieć… że to możliwe, że Diii o tym nie wie? Jack wzruszył ramionami.
– To możliwe – powiedział bez większego przekonania.
Gwałtownie wypuściłam powietrze z płuc, żeby rozładować napięcie.
– No dobrze, teraz Eva Osborn.
– Osbornowie przeprowadzili się tutaj z niewielkiego miasteczka, które leży przy drodze międzystanowej jakieś piętnaście kilometrów od Conway. On pracuje w sklepach meblowych, odkąd skończył college.
Meredith Osborn nie ukończyła nawet pierwszego roku, kiedy za niego wyszła. Emory Ted Osborn… – Jack przebiegł swoje notatki oczyma w okularach. – Emory sprzedaje meble i artykuły gospodarstwa domowego w Makepeace Furniture Center. A, o tym już mówiłem, kiedy opowiadałem ci, że odwiedziła go tam Betty.
Makepeace Furniture Center było chlubą Bartley. Oferowało wyłącznie ekskluzywne meble i sprzęty najwyższej jakości i mieściło się przy głównym placu miasta. Rozrosło się już na dwa czy trzy sąsiednie budynki.
– Czy Emory był kiedykolwiek notowany? Jack pokręcił głową.
– Nikt z nich nie był.
– Na pewno jest coś, co wyklucza Eve? – Znasz ją?
– Owszem, znam. Osbornowie są właścicielami domku, który wynajmuje moja siostra. Stoi na tyłach domu, w którym sami mieszkają.
– Przejeżdżałem obok. Nie wiedziałem, że Varena wynajmuje ten domek.
– A wiedziałeś, że Meredith Osborn od czasu do czasu opiekuje się i Anną, i Kristą? Spotkałam ją i małą Eve, kiedy byłam wczoraj u Vareny.
– I czego się dowiedziałaś?
– Mają malutkie dziecko, dziewczynkę. Pani Osborn posturą przypomina dwunastolatkę i jest dość sympatyczna. Eva jest… no cóż, jest małą dziewczynką, może trochę nieśmiałą. Jest bardzo chuda, tak jak jej matka. Emory'ego nie spotkałam.
– On też jest drobny, to niski, chudy blondyn. Ma wyjątkowo jasną karnację, bladoniebieskie oczy, prawie niewidoczne rzęsy. Wygląda, jakby nie musiał się jeszcze golić. Jest bardzo skryty. Często się uśmiecha.
– Gdzie urodziła się Eva?
– Właśnie z tego powodu nie mogę jej wykluczyć. Eva urodziła się w domu – powiedział Jack, unosząc brwi tak wysoko, że wyżej już nie można. – Poród odebrał Emory. Ma uprawnienia ratownika medycznego. Dziecko najwyraźniej przyszło na świat tak szybko, że nie zdążyli do szpitala.
– Meredith urodziła w domu?
Chociaż wiedziałam, że z historycznego punktu widzenia kobiety znacznie dłużej, wręcz od zawsze, rodziły w domu, a nie w szpitalu, ta wiadomość była dla mnie szokiem.
– Tak.
Twarz Jacka wyrażała takie obrzydzenie, że miałam nadzieję, że nigdy nie znajdzie się z ciężarną w windzie, która utknęła między piętrami.
Jeszcze chwilę siedzieliśmy przytuleni w łóżku, grzejąc się jedno od drugiego i rozmawiając, ale nie posunęliśmy się ani o krok naprzód. Nie mogłam tego tak zostawić i nie mogłam powstrzymać Jacka od dalszego prowadzenia tej sprawy, nawet gdybym uważała, że to słuszne… A nie uważałam. Było mi nieopisanie żal udręczonych rodziców, którzy od tylu lat tęsknili za swoim dzieckiem, i było mi żal mojej siostry, której szczęście mogło lec w gruzach na trzy dni przed ślubem. Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić, żeby wpłynąć na wynik dochodzenia Jacka.
To był długi dzień.
Pomyślałam o scenie w gabinecie doktora, okrutnym końcu, jaki spotkał dwoje starzejących się ludzi oddanych swojej pracy w poradni, w której leczyli razem od lat.
Otoczyłam kolana ramionami i opowiedziałam Jackowi o doktorze LeMayu i pani Armstrong. Wysłuchał mnie bardzo uważnie i zadał mi sporo pytań; na niektóre nie umiałam odpowiedzieć.
– Myślisz, że to może być powiązane z twoim śledztwem? – zapytałam.
– Nie wiem jak. – Jack zdjął okulary i odłożył je na nocny stolik. – Ale to dość szczególne, że zostali zabici akurat w tygodniu, kiedy się tu pojawiłem, krótko po tym, jak znalazł się nowy ślad w sprawie Macklesby. Starałem się być bardzo ostrożny, ale w miasteczku takim jak to prędzej czy później wyjdzie na jaw, czego szukam. Jesteś dla mnie doskonałą przykrywką, ale to nie potrwa długo, jeśli będę zadawać złe pytania.
Spojrzałam na zegarek Jacka i wyślizgnęłam się z łóżka. Rozgrzana jego ciepłem, poczułam tym dotkliwszy chłód. Bardzo chciałam zostać przy nim tej nocy, ale nie mogłam tego zrobić.
– Muszę wracać – powiedziałam, wkładając na siebie ubranie i starając się je przywrócić do schludnego stanu sprzed.
Jack też wyszedł z łóżka, chociaż nie tak szybko.
– Chyba tak – powiedział bez entuzjazmu.
– Przecież wiesz, że muszę wrócić do domu rodziców – stwierdziłam, ale bez surowości w głosie.
Jack zdążył już włożyć spodnie. Wkładałam marynarkę, kiedy znów zaczął mnie całować. Przy pierwszej próbie starałam się go odepchnąć, a potem go przytuliłam.
– Wiem, że skoro masz wkładkę, a ja nie używam prezerwatyw, to oznacza, że wiesz, że nie sypiam z nikim innym – powiedział.
To znaczyło coś jeszcze.
– I że ja też nie sypiam z nikim innym – przypomniałam mu.
Po sekundzie brzemiennej ciszy przycisnął mnie do siebie tak mocno, że nie mogłam oddychać, i jęknął. Nagle uświadomiłam sobie, że oboje czujemy dokładnie to samo – to był błysk, trwało to może sekundę, ale ten błysk był tak jasny, że mnie oślepił.
Zaraz potem, przestraszeni tą intymnością, musieliśmy się rozdzielić. Jack odwrócił się, żeby włożyć koszulę, a ja usiadłam, żeby wsunąć buty. Przeczesałam włosy palcami i zapięłam zapomniany guzik.
Читать дальше