Na górze postawiła Pammy na podłodze i zwróciła się do młodego policjanta z oddziału specjalnego:
– Zgubiłam kluczyk do kajdanek. Możesz zdjąć je z rąk dziewczynki? Otwórz je nad kartką czystego papieru. Zawiń i włóż do plastikowego worka na dowody.
Policjant wywracał oczami.
– Słuchaj, piękna, znajdź sobie jakiegoś młodego i jemu rozkazuj.
Chciał odejść.
– Funkcjonariuszu – warknął Haumann – masz robić to, co ci powie.
– Ale jestem z oddziału specjalnego – protestował.
– Przyjmij do wiadomości, że teraz jesteś policjantem badającym miejsce przestępstwa – mruknęła Sachs.
Carole Ganz leżała na plecach w beżowym pokoju. Wpatrywała się w sufit, myślała o wydarzeniach sprzed kilku tygodni, kiedy ona i Pammy oraz grono przyjaciół siedzieli przy ognisku w Wisconsin u Kate i Eddiego. Rozmawiali, opowiadali, śpiewali piosenki. Kate nie miała ładnego głosu, ale Eddie mógłby śpiewać w chórze. Śpiewał dla niej, tylko dla niej, tylko dla Carole, piosenkę Carole King „Gobelin”. Płacząc, Carole Ganz śpiewała razem z nim. Sądziła, że być może wtedy postanowiła zapomnieć o śmierci Rona i rozpocząć życie od nowa.
Przypomniała sobie Kate, mówiącą tej nocy: „Kiedy jesteś zła, powinnaś zapakować gniew i odrzucić go od siebie. Przekazać go komuś. Słuchasz mnie? Nie duś gniewu w sobie. Pozbądź się go”.
No cóż, teraz była zła. Wściekła.
Jakiś dzieciak – bezmyślne małe gówno – zabrał jej męża, strzelając mu w plecy. A teraz stuknięty facet porwał jej córkę. Chciała eksplodować. Powstrzymywała się ze wszystkich sił, aby nie rzucać przedmiotami o ścianę i nie wyć jak kojot.
Teraz leżała w łóżku na plecach. Złamaną rękę położyła ostrożnie na brzuchu. Wzięła Demerol, który uśmierzył ból, ale nie mogła zasnąć. Nie wychodziła na zewnątrz, nic nie robiła, tylko usiłowała skontaktować się z Kate i Eddiem, i czekała na informacje o Pammy.
Cały czas wyobrażała sobie Rona oraz swój gniew. Teraz dokładnie owijała złość w papier, wkładała ją do pudełka i starannie zaklejała paczkę…
Zadzwonił telefon. Patrzyła przez moment na aparat bezmyślnym wzrokiem, potem szybko podniosła słuchawkę.
– Halo?
Carole słuchała policjantki, która mówiła, że znaleziono Pammy. Jest w szpitalu, nic się jej nie stało. Chwilę później usłyszała głos Pammy. Obie zaczęły płakać i śmiać się jednocześnie.
Dziesięć minut później Carole jechała do szpitala czarnym policyjnym sedanem. Siedziała z tyłu pojazdu.
W szpitalu zaczęła biec korytarzem do pokoju, w którym znajdowała się Pammy. Była zaskoczona, że pilnowali jej policjanci. Czyżby nie złapali jeszcze tego popaprańca? Ale jak tylko zobaczyła córkę, zapomniała o nim, o chwilach grozy, które przeżyła w taksówce i w płonącej piwnicy. Objęła córkę.
– Kochanie, bardzo mi ciebie brakowało! Nic ci się nie stało? Naprawdę?
– Ta pani zabiła pieska…
Carole odwróciła się i spostrzegła wysoką, rudą policjantkę – tę samą, która wyciągnęła ją z piwnicy płonącego kościoła.
– …ale dobrze zrobiła, bo chciał mnie zjeść.
Carole uścisnęła Sachs.
– Nie wiem, co powiedzieć… Ja tylko… Dziękuję, bardzo dziękuję.
– Pammy nic się nie stało – Sachs zapewniła kobietę. – Kilka niegroźnych zadrapań, poza tym ma lekki kaszel.
– Pani Ganz?
Do pokoju wszedł młody mężczyzna, niósł jej walizkę i żółty plecak.
– Jestem detektyw Banks. Znaleźliśmy pani rzeczy.
– Och, Bóg zapłać.
– Czy coś zginęło? – zapytał.
Dokładnie przejrzała zawartość plecaka.
Wszystko było: pieniądze, lalka Pammy, Pan Kartofel, paczka modeliny, kompakty, radio z budzikiem… Niczego nie wziął. Zaraz…
– Myślę, że zginęło zdjęcie, ale nie jestem pewna. Wydaje mi się, że było ich więcej. Jednak najważniejsze rzeczy nie zginęły.
Detektyw dał jej do podpisania potwierdzenie odbioru.
Potem do pokoju wszedł młody lekarz. Żartował z Kubusia Puchatka Pammy, gdy mierzył ciśnienie.
– Kiedy ją stąd wypuścicie? – spytała Carole.
– Cóż, chcemy zatrzymać ją kilka dni. Tylko by się upewnić.
– Kilka dni?! Przecież nic jej się nie stało.
– Ma niegroźny nieżyt oskrzeli. Chciałbym się temu przyjrzeć. Poza tym… – zniżył głos – musi ją zbadać specjalista. Aby się upewnić.
– Ale ona ma iść jutro ze mną na uroczystość w ONZ. Obiecałam jej to.
Odezwała się policjantka:
– Tu będzie łatwiej jej pilnować. Nie wiemy, gdzie jest przestępca, porywacz. Pani też przydzielimy ochronę.
– No cóż, nie mam innego wyboru. Mogę tu zostać chwilę?
– Pewnie – odparł lekarz. – Może pani zostać na noc. Wstawimy do pokoju dodatkowe łóżko.
Carole została sama z córką. Usiadła na łóżku i objęła chude ramiona dziecka. Wzdrygnęła się, gdy przypomniała sobie tego szaleńca dotykającego Pammy. Jakim okropnym wzrokiem patrzył, kiedy pytał, czy może obedrzeć jej skórę ze stopy… Zaczęła dygotać i płakać.
Pammy oderwała ją od przykrego wspomnienia.
– Mamusiu, opowiedz mi bajkę… Nie, nie, zaśpiewaj mi piosenkę. O przyjacielu. Proooszę.
Carole uspokoiła się i zapytała:
– Zaśpiewać ci tę piosenkę?
– Tak!
Carole posadziła dziewczynkę na kolanach i zaczęła śpiewać piskliwym głosem „Masz przyjaciela”. Pammy podśpiewywała z nią.
Ta piosenka była jedną z ulubionych Rona. Długo po jego śmierci nie potrafiła wysłuchać kilku taktów piosenki, aby się nie rozpłakać.
Dzisiaj ona i Pammy skończyły śpiewać piosenkę i śmiały się.
Rozdział trzydziesty trzeci
W końcu Amelia Sachs pojechała do swojego mieszkania na Caroll Gardens w Brooklynie.
Znajdowało się dokładnie sześć przecznic od domu rodziców, w którym wciąż mieszkała jej matka.
Gdy tylko weszła do mieszkania, wybrała jedynkę na klawiszach pamięci telefonu znajdującego się w kuchni.
– Mamo. To ja. Zabieram cię na śniadanie do Plaza w środę. Świętujemy.
– Z jakiej okazji? Chcesz uczcić swój nowy przydział? Jak ci się podoba w wydziale spraw publicznych? Nie dzwoniłaś.
Sachs roześmiała się krótko. Zdała sobie sprawę, że matka nie ma pojęcia, co ona robiła w ciągu ostatnich dwóch dni.
– Mamo, oglądałaś wiadomości?
– Ja? Przecież wiesz, że nie mogłabym ich przegapić…
– Słyszałaś o tym porywaczu?
– Kto nie słyszał… A czemu ty o tym mówisz, kochanie?
– Brałam w tym udział.
Opowiedziała zdumionej matce o poszukiwaniach przestępcy, o tym, że uratowała porwane ofiary, o Lincolnie Rhymie i – z pewnymi poprawkami – o miejscach przestępstw.
– Amie, twój ojciec byłby z ciebie dumny.
– Zatem czekam z niecierpliwością na środę. Plaza. Okay?
– Zapomnij o tym, złotko. Oszczędzaj pieniądze. Mam wafle z ciasta naleśnikowego i miód. Możesz przyjechać do mnie.
– To nie będzie duży wydatek, mamo.
– Nieduży? Stracisz fortunę.
– No dobrze – powiedziała Sachs. Chciała, by jej głos brzmiał spontanicznie: – Ale lubisz „Pink Teacup”, prawda?
W tym niewielkim lokalu w West Village podaje się najlepsze naleśniki i potrawy z jajek na całym Wschodnim Wybrzeżu. Chwila milczenia.
– Tam byłoby przyjemnie.
To była strategia, którą Sachs stosowała z powodzeniem od wielu lat.
– Mamo, muszę teraz odpocząć. Zadzwonię jutro.
– Za ciężko pracujesz, Amie. To śledztwo… Czy nie groziło ci niebezpieczeństwo?
Читать дальше