– Mów – zwięźle odezwał się Haumann.
– Znalazłam tunel prowadzący do budynku na południe. Trzeba zabezpieczyć drzwi i okna.
– Zrozumiałem.
– Weszłam do niego.
– Do tunelu? Zaraz dostaniesz wsparcie.
– Nie. Nie chcę, żeby ślady w piwnicy zostały zatarte. Niech tylko ktoś zaopiekuje się dziewczynką.
– Powtórz.
– Nie. Bez wsparcia.
Wyłączyła latarkę i zaczęła się czołgać.
Nie miała oczywiście w akademii zajęć z penetrowania tuneli, ale Nick powiedział jej, jak zachowywać się w takich sytuacjach. Broń musi być przy ciele – nie należy wyciągać jej zbyt daleko, aby przestępca jej nie wytrącił. Trzy kroki – dobrze, przesunęła się do przodu. Nasłuchuj. Kolejne dwa kroki. Przerwa. Nasłuchuj. Tym razem cztery kroki. Zachowuj się tak, żeby nie mógł przewidzieć twoich ruchów.
Do cholery, ale tu ciemno.
Poza tym tu śmierdzi. Czym? Zrobiło jej się niedobrze, gdy poczuła drażniący odór.
Doszła do tego klaustrofobia. Zatrzymała się, starała się myśleć o wszystkim, tylko nie o otaczających ją ścianach. Uspokoiła się, ale smród stawał się coraz bardziej drażniący.
Spokojnie, dziewczyno. Spokojnie!
Sachs powstrzymała wymioty.
Co to za hałas? Brzęczenie jakiegoś urządzenia elektrycznego . Odgłos unosił się i opadał.
Znalazła się trzy metry od wylotu tunelu. Dostrzegła dużą piwnicę. Było w niej ciemno, ale nie tak jak w tej, gdzie znalazła Pammy. Oświetlało je skąpe światło wpadające przez okienko. Widziała unoszące się w powietrzu tumany kurzu.
Uważaj, masz pistolet zbyt daleko od ciała. Jedno kopnięcie i wylatuje ci z rąk. Obniż i przesuń do tyłu środek ciężkości ciała! Użyj ramion do celowania, a tyłka jako podpórki.
Znalazła się przy drzwiach.
Znów powstrzymała wymioty, stłumiła odgłos.
Czeka na mnie czy nie?
Szybko wyjrzyj i schowaj głowę. Masz na głowie hełm. Nie jest całkowicie kuloodporny, ale przypomnij sobie, że przestępca ma przy sobie trzydziestkędwójkę. Damska broń.
W porządku. Pomyśl. W którą stronę najpierw spojrzeć? „Poradnik dla policji patrolowej” nie jest tu pomocny, a i Nick nie chce służyć jej radą. Rzuć monetą.
Lewa.
Szybko wysunęła głowę, spojrzała w lewo. Cofnęła się do tunelu.
Nic nie zauważyła, tylko pustą ścianę i cienie.
Jeżeli jest po prawej stronie, widział mnie. Przygotuje się do strzału.
Okay, ruszaj. Tylko szybko.
Gdy się poruszasz…
Sachs wyskoczyła z tunelu.
…nie dopadną cię.
Rzuciła się na podłogę, przeturlała i odwróciła.
Jakaś postać ukryła się w cieniu pod oknem, po prawej stronie. Szybko wycelowała, ale nie strzeliła – zamarła z przerażenia.
Straciła oddech.
Boże…
Jej wzrok przyciągnęło ciało kobiety przytwierdzone do ściany.
Od pasa w górę kobieta była szczupła, miała ciemnokasztanowe włosy, wychudzoną twarz, małe piersi, kościste ramiona. Jej skórę pokrywał rój much – to ich brzęczenie słyszała.
Ale od pasa w dół… Zakrwawione kości miednicy, udowe, stóp. Mięso rozpuściło się we wstrętnej cieczy, w której kobieta została zanurzona. Zawartość kadzi przypominała gulasz. Ciecz była ciemnobrązowa, pływały w niej kawałki mięsa. Był to ług albo jakiś kwas. Opary płynu gryzły Sachs w oczy. Przerażenie i wściekłość wypełniły jej serce.
Biedactwo.
Sachs bezskutecznie opędzała się od much, które znalazły kolejną ofiarę.
Ręce kobiety nie były związane. Dłonie miała wzniesione, jakby medytowała, oczy zamknięte. Purpurowy strój do biegania leżał obok niej.
Nie była jedyną ofiarą w piwnicy.
Inny szkielet – całkowicie pozbawiony mięśni – leżał obok podobnej kadzi, tyle że bez okropnego kwasu, pokrytej wewnątrz warstwą krwi i rozpuszczonych mięśni. Brakowało kości przedramienia i ręki. Dalej znajdował się kolejny szkielet. Ten został dokładnie rozebrany, kości starannie oczyszczono z mięśni i ułożono na podłodze. Obok czaszki leżał stos papieru ściernego. Wygładzona świeciła jak trofeum.
Za sobą usłyszała jakiś hałas.
Odgłos oddechu. Był słaby, ale łatwy do rozpoznania. Głęboko wciągnęła powietrze.
Odwróciła się, wściekła na siebie, że zachowała się tak nieostrożnie.
Jednak za nią nikogo nie było. Skierowała wiązkę światła na podłogę wyłożoną kamieniem. Ślady butów przestępcy nie były tak widoczne jak na zakurzonej podłodze w piwnicy w sąsiednim budynku.
Kolejny głęboki oddech.
Gdzie on jest? Gdzie?
Skulona Sachs ruszyła naprzód. Oświetlała wszystkie zakątki… Nic.
Gdzie, do cholery, on jest? Może znajduje się tu inny tunel albo wyjście na ulicę?
Gdy znów spojrzała na podłogę, dostrzegła coś, co przypominało słabe ślady. Prowadziły do najmroczniejszej części piwnicy. Poszła obok nich.
Zatrzymała się. Nasłuchiwała.
Odgłos oddechu?
Tak. Nie.
Nierozważnie odwróciła się i ponownie przyjrzała zamordowanej kobiecie.
Dalej!
Znów się obejrzała.
Szła w stronę cienia.
Nic. Czy to możliwe, że go słyszy, ale nie może dostrzec?
Ściana przed nią była jednolita. Nie znalazła żadnych drzwi i okien. Zaczęła iść w kierunku szkieletów.
Nagle usłyszała w myślach głos Lincolna Rhyme’a: Miejsca przestępstw mają trzy wymiary.
Gwałtownie uniosła wzrok, oświetliła przestrzeń przed sobą. Błysnęły zęby ogromnego dobermana. Zwisały z nich kawałki sinego mięsa. Pies znajdował się pół metra przed nią na dużym występie. Czekał na nią jak żbik.
Na chwilę Sachs i doberman zamarli w bezruchu.
Sachs odruchowo opuściła głowę i zanim zdążyła unieść broń, pies rzucił się na nią. Zębami chwycił za hełm. Gwałtownie szarpiąc pasek, doberman usiłował złapać Sachs za gardło, gdy upadli na podłogę obok zakopanej w ziemi kadzi z kwasem. Pistolet wypadł jej z ręki.
Zęby psa zaciskały się na hełmie. Przebierał tylnymi łapami, jego pazury wbijały się w kamizelkę, brzuch, uda. Uderzyła go pięściami, ale był jak kłoda drewna – nic nie poczuł.
W końcu, kiedy ściągnął jej hełm z głowy, cofnął się, a następnie rzucił na twarz. Zasłoniła się lewą ręką. Gdy zęby psa zatopiły się w jej przedramieniu, prawą ręką sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła nóż i wbiła go między żebra zwierzęcia. Rozległ się przeraźliwy skowyt. Pies stoczył się na bok, by po chwili pobiec w stronę drzwi.
Sachs podniosła pistolet z podłogi i natychmiast ruszyła za nim niskim tunelem. Kiedy się z niego wydostała, zauważyła, że ranne zwierzę biegnie w kierunku Pammy i lekarza, który zamarł z przerażenia, gdy doberman wyskoczył w powietrze.
Sachs przykucnęła i dwukrotnie strzeliła. Jeden z pocisków trafił psa w tył głowy, natomiast drugi był niecelny: uderzył w ścianę z cegły. Dygoczące ciało dobermana upadło u stóp lekarza.
– Oddano strzały! – usłyszała w swoim radiu i po chwili kilku policjantów zbiegło po schodach. Odciągnęli ciało psa i otoczyli dziewczynkę.
– Wszystko w porządku! – krzyknęła Sachs. – To ja strzelałam!
Policjanci wstali z pozycji strzeleckich.
Pammy głośno płakała.
– Piesek nie żyje… Pani zabiła pieska.
Sachs włożyła broń do kabury i wzięła dziewczynkę na ręce.
– Mamusiu!
– Za chwilę zobaczysz się z mamą – powiedziała Sachs. – Zaraz do niej zadzwonimy.
Читать дальше