Tak! – pomyślał Rhyme. Czuł się świetnie. Słońce, świeże powietrze, widzowie. I emocje wywołane polowaniem na przestępcę.
Gdy się poruszasz, nie dopadną cię.
Gdyby byli szybsi.
Rhyme spojrzał na tłum gapiów i zauważył, że niektórzy ludzie patrzą na niego. Jednak znacznie więcej przypatrywało się Amelii Sachs.
Piętnaście minut badała teren, po czym podeszła do Rhyme’a i uniosła woreczek.
– Sachs, co znalazłaś? Jego prawo jazdy? Metrykę urodzenia?
– Złoto – powiedziała, uśmiechając się. – Znalazłam kawałek złota.
– Ruszajcie się! – zawołał Rhyme. – Musimy się spieszyć. I znaleźć go, nim przewiezie dziewczynkę w inne miejsce. Powiedziałem: spieszyć.
Thom, korzystając z suwnicy, przeniósł Rhyme’a z wózka na jego klinitron. Sachs spojrzała na windę przeznaczoną do przewożenia wózka. Drzwi do niej znajdowały się w sypialni. To właśnie ich nie zdążyła otworzyć, gdy szukała sprzętu stereo i kompaktów.
Rhyme chwilę leżał spokojnie i głęboko oddychał. Był wyczerpany.
– Wskazówki uległy zniszczeniu – przypomniał im. – Nie ma możliwości zlokalizowania następnego miejsca przestępstwa. Musimy zatem poszukać najważniejszego: jego kryjówki.
– Sądzisz, że dasz radę ją znaleźć? – spytał Sellitto.
Czy mamy wybór? – pomyślał Rhyme, ale nic nie powiedział.
Banks wbiegł po schodach. Nie zdążył wejść do pokoju, gdy Rhyme wyrzucił z siebie:
– Masz wyniki analizy? Mów…
Wiedział, że mikroskopijny kawałek złota, znaleziony przez Sachs, nie może być zbadany w prowizorycznym laboratorium Coopera. Polecił więc młodemu detektywowi, żeby zawiózł próbkę do laboratorium FBI.
– Zadzwonią do nas w ciągu pół godziny.
– Pół godziny? – mruknął Rhyme. – Nie nadali tej sprawie priorytetu?
– Pewnie, że nadali. Był tam Dellray. Trzeba było go widzieć. Kazał odłożyć wszystkie inne sprawy.
– Rhyme – odezwała się Sachs. – Coś jeszcze mówiła Ganz. Może to być istotne. Przestępca powiedział, że wypuści ją, jeżeli pozwoli obedrzeć stopę ze skóry.
– Obedrzeć?!
– Tak. Ale w końcu nic jej nie zrobił. Powiedziała, że wahał się, nie mógł się na to zdecydować.
– Chciał postąpić jak przy pierwszym zabójstwie, gdy zabił mężczyznę przy torach kolejowych – wtrącił Sellitto.
– Interesujące – zauważył Rhyme. – Myślałem, że odciął skórę i mięśnie z palca mężczyzny, aby zniechęcić potencjalnego złodzieja, który chciałby ukraść pierścionek. Ale chyba nie. Przyjrzyjmy się jego postępowaniu: Odcina palec taksówkarzowi i wozi go ze sobą. Rozcina do kości ramię i nogę tej Niemki. Kradnie kości i szkielet węża. Przysłuchuje się odgłosowi wydawanemu przez łamany palec Everetta… Jest coś w sposobie, w jaki przestępca postrzega ofiary. Coś…
– Anatomicznego.
– Właśnie, Sachs.
– Z wyjątkiem Ganz – wtrącił Sellitto.
– Mógł ją okaleczyć. Wtedy też znaleźlibyśmy ją żywą. Jednak coś go powstrzymało. Co?
– Co ją różni od innych ofiar? – zapytał Sellitto – Nie to, że jest kobietą. Ani to, że jest spoza miasta. Niemka też nie była mieszkanką Nowego Jorku…
– Może nie chciał okaleczać jej w obecności córki – podsunął Banks.
– Nie – odparł Rhyme, uśmiechając się ponuro. – Uczucie litości jest mu obce.
– Wyróżnia ją to, że jest matką – powiedziała nagle Sachs.
Rhyme pomyślał nad tym.
– Tak. To może być powód. Matka i córka. Nie skłoniło go to wprawdzie do wypuszczenia ich, ale powstrzymało od zadawania jej cierpień. Thom, zapisz to w charakterystyce, ale postaw znak zapytania. – Zwrócił się do Sachs: – Czy powiedziała, jak wygląda?
Sachs przerzuciła notatki.
– Opis zgadza się z poprzednimi. – Zaczęła czytać: – Maska na twarzy, wątła budowa ciała, czarne rękawiczki. On…
– Czarne rękawiczki? – Rhyme zerknął na charakterystykę. – Nie czerwone?
– Powiedziała, że czarne. Zapytałam, czy jest pewna.
– Ten znaleziony kawałek skóry był czarny. Prawda, Mel? Może pochodził z jego rękawiczki. Zatem skąd pochodzi czerwona skóra?
Cooper wzruszył ramionami.
– Nie wiem, ale znaleźliśmy kilka jej kawałków. To on musiał je pozostawić.
Rhyme spojrzał na torebki z dowodami.
– Co jeszcze znaleźliśmy?
– Pył, który zebrałam na alei i przy drzwiach. – Sachs strząsnęła kurz z filtru na kartkę papieru.
Cooper przyjrzał mu się przez lupę.
– Dużo niczego – oznajmił. – Głównie ziemia. Kawałki minerałów. Łupki miki z Manhattanu. Skalenie.
Takie minerały można znaleźć w całym mieście.
– Dalej.
– Fragmenty rozłożonych liści. To wszystko.
– Ubrania Ganz?
Cooper i Sachs rozłożyli papier, na którym znajdował się kurz zebrany z ubrań kobiety.
– Przede wszystkim ziemia – powiedział Cooper. – Kilka kawałków czegoś, co wygląda jak fragmenty kamienia.
– Gdzie ją przetrzymywał w swojej kryjówce? Dokładnie.
– Na podłodze w piwnicy. Mówiła, że była bardzo brudna.
– Doskonale! – krzyknął Rhyme. – Mel, odparuj kurz.
Cooper umieścił próbkę w chromatografie gazowym.
Wszyscy z niecierpliwością czekali na wyniki.
W końcu monitor komputera zamigotał. Spektrogram przypominał krajobraz księżycowy.
– Nieźle. To jest interesujące. Duża zawartość taniny i…
– Węglanu sodu?
– Czyż nie wprowadza was w zdumienie? – Cooper się roześmiał. – Skąd wiesz?
– Taniny i sody używano w garbarniach w osiemnastym i dziewiętnastym wieku. Kwas taninowy i węglan sodu służyły jako środki ściągające i konserwujące. Czyli w pobliżu jego kryjówki znajdowała się kiedyś garbarnia.
Uśmiechnął się. Nie mógł się powstrzymać.
823, czy słyszysz nasze kroki za sobą? – pomyślał.
Jego wzrok ześlizgnął się na mapę Randela.
– Ze względu na unoszące się wokół garbarni zapachy nikt nie chciał ich mieć w swoim sąsiedztwie. Władze miasta pozwalały budować je tylko na wyznaczonych terenach. Wiem, że kilka takich garbarni zbudowano na Lower East Side. W Greenwich Village też. Kiedyś było to odrębne miasto – przedmieście Nowego Jorku. Garbarnie znajdowały się też na West Side, w pobliżu pomieszczeń rzeźnych, w których znaleźliśmy Niemkę. A, jeszcze w Harlemie na początku naszego wieku.
Rhyme spojrzał na spis sklepów spożywczych sieci ShopRite, w których sprzedawano ostatnio gicz cielęcą.
– Chelsea odpada. Nie było tam garbarni. Harlem także. W spisie nie ma sklepu ShopRite w tej dzielnicy. Pozostaje: West Village, Lower East Side lub Midtown West Side – ponownie Hell’s Kitchen. Wydaje się, że lubi tę dzielnicę.
Tylko około dwudziestu pięciu kilometrów kwadratowych, ocenił cynicznie Rhyme. Przypomniał sobie, że w pierwszym dniu swojej pracy doszedł do wniosku, iż łatwiej się ukryć na Manhattanie niż w lasach na północy kraju.
– Dobrze, następne ślady. Co można powiedzieć o kawałkach kamieni z ubrania Carole?
Cooper pochylił się nad mikroskopem.
– Okay. Widzę je.
– Ja też chcę je zobaczyć.
Ekran komputera Rhyme’a ożył. Mógł przyjrzeć się powiększonym kawałkom kamieni i kryształów, które przypominały świecące planetoidy.
– Obróć ten kawałek – poinstruował Rhyme.
Trzy różne minerały tworzyły ten fragment materiału.
Читать дальше