– Po lewej znajduje się różowawy marmur – powiedział Cooper. – Taki sam jak znaleźliśmy wcześniej. W środku, ten szary materiał…
– To zaprawa murarska. Poza tym piaskowiec – oznajmił Rhyme. – Kamień pochodzi z budynku w stylu federalnym, podobnego do ratusza wybudowanego w 1812 roku. Jedynie fasada była z marmuru. Reszta to piaskowiec. Zrobiono to, żeby zaoszczędzić na kosztach. Może niezupełnie. Pieniądze przeznaczone na marmur trafiły do prywatnych kieszeni. Co jeszcze mamy? Popiół. Trzeba sprawdzić, czego użył do wzniecenia pożaru.
Cooper przeprowadził analizę chromatograficzną i spektrometryczną popiołu.
Wpatrywał się w krzywą, która pojawiła się na ekranie.
Benzyna opuszczająca rafinerię zawiera specyficzne barwniki i dodatki, które pozwalają jednoznacznie określić źródło pochodzenia paliwa. Jednak na stacjach benzynowych często miesza się różne gatunki benzyn. Cooper oświadczył, że benzyna najprawdopodobniej pochodzi ze stacji Gas Exchange.
Banks chwycił książkę z adresami firm i otworzył ją.
– Na Manhattanie znajduje się sześć stacji tej firmy, z czego trzy w południowej części wyspy. Jedna przy skrzyżowaniu Szóstej Alei z Houston. Druga – na Delacey. Trzecia – przy Dziewiętnastej i Ósmej.
– Dziewiętnasta jest zbyt daleko na północ – zauważył Rhyme i spojrzał na charakterystykę. – East Side czy West Side?
– Sklepy spożywcze, benzyna…
Chuda postać pojawiła się w drzwiach.
– Wciąż zapraszasz mnie na przyjęcie? – zapytał Frederick Dellray.
– Zależy – odparł Rhyme. – Przyniosłeś prezenty?
– Mam dużo podarków – powiedział agent i pomachał teczką ozdobioną znakiem FBI.
– Dellray, czy ty kiedykolwiek pukasz? – spytał Sellitto.
– Zapomniałem o tym zwyczaju.
– Wejdź już – rzekł Rhyme. – Co masz?
– Właściwie nie wiem. Nie rozumiem, jaki to może mieć związek z przestępcą.
Dellray spojrzał na raport i po chwili powiedział:
– Analizę tego śladu prowadził Tony Farco. Aha, kazał cię pozdrowić. Stwierdził, że jest to fragment złotej folii. Wyprodukowana została przypuszczalnie sześćdziesiąt-osiemdziesiąt lat temu. Znalazł na niej kilka włókien celulozy, dlatego uważa, że pochodzi z książki.
– Oczywiście! Złocenia stron – powiedział Rhyme.
– Znalazł również na folii drobiny tuszu. Powiedział, cytuję: „Materiał nie wydaje się różnić od tuszu, którego używa Biblioteka Publiczna Nowego Jorku do stemplowania swoich książek”. Zabawnie brzmi, co?
– Książka z biblioteki. – Rhyme się zamyślił.
– Oprawiona w czerwoną skórę – dodała Sachs.
Rhyme spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– No pewnie! – wykrzyknął. – To z niej pochodzą kawałki czerwonej skóry. Nie z rękawiczek. Tę książkę wozi ze sobą. To jest jego biblia.
– Biblia? – spytał Dellray. – Sądzisz, że to jakiś fanatyk religijny?
– Nie Biblia, Fred. Banks, zadzwoń ponownie do biblioteki. Być może tam zdarł swoje podeszwy – w czytelni. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale musimy wykorzystać wszystkie informacje. Chcę mieć listę wszystkich książek antykwarycznych, które zginęły z bibliotek publicznych na Manhattanie w ciągu ostatniego roku.
– Już się robi.
Młody detektyw pocierał ranę na głowie zafrasowany, jakby dzwonił do domu burmistrza. Bez ogródek poprosił jednak, by połączono go z dyrektorem biblioteki, i przekazał prośbę.
Pół godziny później faks zabrzęczał i wypluł dwie kartki. Thom wziął je do ręki.
– Czytelnicy w Nowym Jorku mają lepkie palce – powiedział, pokazując kartki Rhyme’owi.
Osiemdziesiąt cztery książki wydane przed pięćdziesięciu lub więcej laty zniknęły z bibliotek publicznych w Nowym Jorku w ciągu ostatniego roku. Z tego trzydzieści pięć na Manhattanie.
Rhyme zaczął czytać listę. Dickens, Austen, Hemingway, Dreiser… Książki o muzyce, filozofii, winach. Krytyka literacka, baśnie. Ich wartość była zaskakująco niska: dwadzieścia-trzydzieści dolarów. Rhyme przypuszczał, że żadna z nich nie pochodziła z pierwszego wydania, ale może złodzieje o tym nie wiedzieli.
Dalej przeglądał listę.
Nic, nic. Być może…
Nagle zauważył coś.
„Zbrodnie w starym Nowym Jorku”, autorstwa Richarda Wille’a Stephansa. Książka została wydana przez Bountiful Press w 1919 roku. Jej wartość oszacowano na sześćdziesiąt dolarów. Przed dziewięcioma miesiącami została skradziona z filii Biblioteki Publicznej Nowego Jorku przy ulicy Delancey. Podano, że miała rozmiar 12,7 x 17,8 centymetrów, oprawiona była w czerwoną koźlą skórę, miała marmurkowany papier i złocone krawędzie.
– Chcę mieć egzemplarz tej książki. Nie interesuje mnie, w jaki sposób ją zdobędziecie. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, wyślijcie kogoś do Biblioteki Kongresu.
– Ja się tym zajmę – powiedział Dellray.
Sklepy spożywcze, benzyna, biblioteka…
Rhyme musiał podjąć decyzję. Do dyspozycji miał wprawdzie trzystu agentów i policjantów, ale to kropla w morzu potrzeb, jeżeli wziąć pod uwagę rozległość terenu, który trzeba przeszukać.
Wbił wzrok w charakterystykę przestępcy.
– Czy twój dom znajduje się w West Village? – zapytał cicho. – Czy kupowałeś benzynę i ukradłeś książkę na East Side, aby nas wyprowadzić w pole? Może rzeczywiście tam się ukrywasz? Bardzo jesteś sprytny? Nie, pytanie jest inne: Jak oceniasz swój spryt? Czy byłeś przekonany, że nigdy nie znajdziemy tych mikroskopijnych śladów, które pozostawiłeś i które – jak upewnia nas monsieur Locard – musiałeś zostawić?
W końcu Rhyme podjął decyzję.
– Sprawdzamy Lower East Side. Zapominamy o Village. Wszystkie siły należy skierować do tej dzielnicy. Wszystkich policjantów Bo i agentów Freda. Szukamy dużego budynku w stylu federalnym, zbudowanego około dwustu lat temu. Front wykonano z różowego marmuru, a resztę z piaskowca. Kiedyś mogła to być rezydencja lub budynek użyteczności publicznej. Obok znajduje się garaż lub stara powozownia. Często tam wjeżdżał taurus lub żółta taksówka, szczególnie w ostatnich dniach.
Rhyme spojrzał na Sachs.
Nie myśleć o śmierci…
– Ja też jadę – powiedziała Sachs do Rhyme’a.
– Nie sądziłem, że podejmiesz inną decyzję.
Gdy zamknęły się drzwi na dole, wyszeptał:
– Niech Bóg błogosławi twoją szybką jazdę, Sachs.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Trzy samochody policyjne powoli krążyły ulicami południowej części East Side. Dwóch konstabli w każdym.
Chwilę później pojawiły się dwa czarne, kryte powozy… dwa sedany – miał na myśli. Były nieoznakowane, ale reflektory umieszczone przy lusterku po lewej stronie jednoznacznie wskazywały, do kogo należą pojazdy.
Oczywiście wiedział, że będą zawężać poszukiwania i było kwestią czasu znalezienie jego kryjówki. Jednak był zaskoczony, że to tak szybko nastąpiło. Szczególnie zdenerwował się, gdy zobaczył konstabli wysiadających z pojazdu i sprawdzających srebrzystego taurusa zaparkowanego na ulicy Kanałowej.
W jaki sposób dowiedzieli się o tym wozie? Wiedział, że kradzież samochodu związana jest z dużym ryzykiem, ale sądził, że firma Hertz nie zauważy tak szybko zniknięcia pojazdu. Poza tym był pewny, że konstable nie odkryją, iż to on ukradł ten samochód.
Jeden z policjantów spojrzał na jego taksówkę.
Patrząc przed siebie, Kolekcjoner Kości powoli skręcił w ulicę Houston i wmieszał się pomiędzy inne taksówki. Pół godziny później porzucił swoją taksówkę i taurusa, po czym pieszo wrócił do rezydencji.
Читать дальше