Rusz się, dziewczyno. Wyskakuj!
Drzwi były zakleszczone. Nie mogła też uciec przez zmiażdżony tył pojazdu. Zaczęła kopać w szybę. Szkło jednak się nie roztrzaskało. Mocno uderzyła stopą w szybę ochronną. Bez skutku poza tym, że o mało co nie zwichnęła sobie nogi w kostce.
Pistolet!
Poklepała się po biodrze. W czasie wypadku rozerwała się kabura. Broń była gdzieś w samochodzie. Czując krople ciepłej benzyny kapiące na ramiona, nerwowo przerzucała papiery i urządzenia zaścielające sufit furgonetki.
Nagle dostrzegła glocka obok lampy. Szybkim ruchem podniosła go i wymierzyła w boczną szybę.
Dalej. Linia strzału jest wolna, nie zjawili się jeszcze gapie.
Zawahała się. Czy wystrzał nie spowoduje zapłonu par benzyny?
Odsunęła pistolet jak najdalej od nasączonej paliwem bluzy. Zastanawiała się. W końcu nacisnęła spust.
Oddała pięć strzałów, ale na szybie pojawiły się tylko gwiazdki. Doskonałe szkło General Motors.
Odgłos kolejnych trzech wystrzałów ogłuszył ją w zamkniętym pomieszczeniu. Ale przynajmniej benzyna się nie zapaliła.
Znów zaczęła kopać w szybę. W końcu szkło rozsypało się na niebieskozielone kryształki. Zaraz potem, jak wyczołgała się na zewnątrz, furgonetka eksplodowała z głuchym hukiem.
Sachs zdjęła z siebie nasączoną benzyną bluzę i kamizelkę kuloodporną. Zrzuciła też z głowy słuchawki. Mimo bolącej kostki podbiegła chwiejnym krokiem do drzwi kościoła obok uciekających uczestników mszy i członków chóru. Parter kościoła wypełniał kłębiący się dym. Fragment podłogi stanął w płomieniach.
Nagle pojawił się pastor. Dusił się dymem, po policzkach spływały mu łzy. Ciągnął nieprzytomną kobietę. Sachs pomogła donieść ją do drzwi.
– Gdzie jest piwnica? – zapytała.
Kaszląc gwałtownie, pokręcił głową.
– Gdzie?! – krzyknęła, myśląc o Carole Ganz i jej córce. – Piwnica?
– Tam, ale…
Po drugiej stronie płonącej podłogi.
Sachs z trudem mogła dostrzec przez gęsty dym drzwi do piwnicy. Zawaliła się ściana przed nimi. W powietrzu unosiły się iskry.
Gorące powietrze od płonących belek i filarów z sykiem wdarło się do zadymionego pomieszczenia. Zawahała się, ale po chwili ruszyła w stronę drzwi. Pastor chwycił ją jeszcze za ramię.
– Proszę poczekać. – Otworzył szafkę i wyciągnął gaśnicę. Wyciągnął z niej zatyczkę. – Idziemy.
Sachs pokręciła głową.
– Pan nie. Pastor zostanie tutaj. Proszę powiedzieć strażakom, że w piwnicy jest policjantka i ofiary.
Sachs zaczęła biec.
Gdy się poruszasz…
Przeskoczyła nad płonącą podłogą, ale ponieważ pokój był zasnuty dymem, źle oceniła odległość – ściana była bliżej, niż sądziła – i uderzyła w nią. Upadła na plecy. Zwinęła się, gdy jej włosy znalazły się na płonącej podłodze.
Kilka kosmyków zaczęło płonąć. Powstrzymując mdłości wywołane smrodem, zgasiła płonące włosy. Spróbowała wstać. Jednak podłoga osłabiona przez ogień szalejący na dole zarwała się pod nią. Twarzą uderzyła w dębowe deski. Płomienie z dołu liznęły jej ręce i ramiona. Gwałtownie wyciągnęła ręce z dziury.
Odczołgała się i wstała. Po omacku zaczęła szukać gałki u drzwi do piwnicy. Nagle się zatrzymała.
Naprzód, dziewczyno, tylko najpierw pomyśl. Zaczęła zastanawiać się, czy otworzyć drzwi. Jeżeli w pokoju jest odpowiednio wysoka temperatura, to dopływ powietrza wznieci pożar. Wtedy na pewno przysmaży sobie tyłek. Dotknęła drewna. Było bardzo gorące.
Ale, do diabła, co innego mogę zrobić? – pomyślała po chwili.
Splunęła na rękę i szybko chwyciła za gałkę. Przekręciła ją i puściła, zanim płomienie zdążyły przypalić jej dłoń.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Na zewnątrz wydostała się chmura dymu i iskier.
– Jest tam ktoś? – zawołała i ruszyła w dół.
Schody na dole płonęły. Ugasiła języki ognia krótkim strumieniem dwutlenku węgla i zaczęła zbiegać. Przedarła się do dwóch ostatnich stopni. Gaśnica z łoskotem upadła na podłogę, chwyciła za poręcz, w samą porę, by uchronić zapadającą się nogę przed złamaniem.
Po wydostaniu się z dziury Sachs zmrużyła oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się pomieszczeniu. Mniej tu było dymu niż na parterze – unosił się – ale za to otoczyły ją płomienie. Gaśnica potoczyła się pod płonący stół. Zapomnij o niej! Przebiegła przez ścianę dymu.
– Hej? – wrzasnęła.
Nie usłyszała odpowiedzi.
Przypomniała sobie, że przestępca używa taśmy izolacyjnej; lubi, kiedy ofiary siedzą cicho.
Podeszła do niewielkich drzwi i zajrzała do kotłowni. Zauważyła drzwi prowadzące na zewnątrz, ale droga do nich była zablokowana przez płonące kawałki belek. Obok nich stał otoczony płomieniami zbiornik na olej opałowy.
Nie eksploduje. Sachs przypomniała sobie to z wykładów w akademii na temat podpaleń. Olej opałowy nie eksploduje. Nogami usunęła płonące szczapy i pchnęła drzwi. Zabezpieczała drogę ucieczki.
Teraz poszukaj kobiety i jej córki.
Zawahała się, gdy zobaczyła płomienie na zbiorniku.
Olej nie eksploduje, nie eksploduje.
Ruszyła w stronę drzwi.
Olej nie…
Zbiornik nagle zasyczał jak podgrzane naczynie z wodą sodową. Zawartość wylała się na zewnątrz. Olej, który wytrysnął do góry, utworzył ogromny pomarańczowy pióropusz. Płonąca plama zbliżała się do Sachs.
Nie eksplodował. Okay. Ale pali się jak cholera . Wybiegła drzwiami, zamknęła je z trzaskiem. Skorzystała z drogi ucieczki.
Cofała się w stronę schodów, dusząc się dymem. Pochylona, wzrokiem szukała Carole i Pammy. Może przestępca zmienił reguły? Może teraz nie umieścił ofiar w piwnicy, ale na strychu?
Traaach.
Szybko spojrzała do góry. Zauważyła, że ogromna płonąca belka dębowa zaczęła spadać.
Sachs odskoczyła z krzykiem, ale się potknęła i upadła na plecy. Patrzyła, jak belka zmierza w stronę jej twarzy i piersi. Instynktownie wyciągnęła ręce.
Rozległ się przeraźliwy łoskot. Drewno spadło na jedno z krzesełek przeznaczonych dla uczniów szkółki niedzielnej. Belka zatrzymała się kilka centymetrów od jej twarzy. Wyczołgała się spod niej, podniosła się z podłogi.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, wytężając wzrok.
Do diabła, nie, pomyślała nagle. Nie zamierzam dopuścić, by zginęła kolejna ofiara.
Dusząc się dymem, Sachs odwróciła się tyłem do ognia i chwiejnym krokiem podążyła w kierunku kąta, którego jeszcze nie sprawdzała. Nagle za szafką przy ścianie dostrzegła nogę. Ale za późno, potknęła się o nią.
Z wyciągniętymi rękami wylądowała na podłodze. Jej twarz znalazła się kilka centymetrów od płonącej plamy oleju. Szybko odwróciła się na bok i wyciągnęła broń. Zauważyła, że mierzy w spanikowaną twarz jasnowłosej kobiety, która usiłuje usiąść.
Sachs zerwała taśmę z jej ust i kobieta wypluła czarny śluz. Wrzasnęła przeraźliwym głosem.
– Carole Ganz?
Skinęła głową.
– A twoja córka?! – krzyknęła Sachs.
– Nie… tutaj. Moje ręce! Kajdanki!
– Nie mamy czasu. Chodź. – Sachs nożem rozcięła linkę krępującą nogi kobiety.
Nagle pod ścianą obok okna zauważyła nadtopiony plastikowy woreczek.
Podrzucone ślady!
Mogą powiedzieć, gdzie znajduje się dziewczynka.
Читать дальше