– Patrzę. Sufit jest z betonu. Brud. Brak wnęk, występów, drzwiczek.
– Gdzie podrzucił wskazówki? – zapytał.
– Nie ma. Nie widzę.
Do przodu i do tyłu. Upłynęło pięć minut. Sześć, siedem.
– Może tym razem nie podrzucił śladów – zasugerowała Sachs. – Może Monelle była jego ostatnią ofiarą.
– Nie – z przekonaniem powiedział Rhyme.
Nagle odbłysk za filarami przyciągnął jej uwagę.
– Coś jest w rogu… tak. Tutaj.
– Sfotografuj to, zanim dotkniesz.
Zrobiła zdjęcie i ołówkami podniosła biały materiał.
– Damska bielizna. Wilgotna.
– Sperma?
– Nie wiem – odparła. Zastanawiała się, czy każe jej powąchać.
– Zastosuj PoliLight. Białko powinno wykazywać fluorescencję – zarządził Rhyme.
Włączyła lampę. Oświetliła bieliznę, ale nie zaobserwowała świecenia.
– Nie.
– Włóż ją do plastikowej torby. Co jeszcze? – pytał skwapliwie.
– Liść. Długi, cienki, zwężający się z jednej strony.
Zerwano go dość dawno, ponieważ był suchy i brązowy.
Usłyszała, że Rhyme jęknął z zawodu.
– Na Manhattanie można znaleźć około ośmiu tysięcy rodzajów liści – wyjaśnił. – Ta wskazówka niewiele nam powie. Co jest pod liściem?
Dlaczego nie pomyślał, że nic tam nie ma?
Ale było: kawałek papieru gazetowego. Po jednej stronie był czysty, natomiast po drugiej narysowano fazy księżyca.
– Księżyc? – Rhyme zamyślił się. – Jakieś odciski? Spryskaj kartkę ninhydryną i naświetl.
Promienie z PoliLight nie ujawniły odcisków palców.
– To wszystko.
Zapadła na chwilę cisza.
– Na czym leżały wskazówki? – spytał po chwili.
– Och, nie wiem.
– Powinnaś wiedzieć.
– No, na podłodze – odrzekła rozdrażniona. – Na brudzie.
Na czym innym mogłyby leżeć?
– Czy kurz, na którym leżały wskazówki, jest taki sam jak obok?
– Tak. – Przyjrzała się bliżej. Cholera, różnił się. – No, niezupełnie. Ma inny kolor.
Czy zawsze musi mieć rację?
– Zbierz go do papierowego worka – poinstruował Rhyme.
Gdy skończyła, Rhyme odezwał się:
– Amelio?
– Tak?
– Nie ma go tam? – upewnił się.
– Mam nadzieję.
– Usłyszałem coś w twoim głosie.
– Wszystko w porządku – rzekła krótko. – Obwąchuję miejsce przestępstwa. Czuję zapach krwi, pleśni i błota. A także płynu po goleniu.
– Ten sam co przedtem?
– Tak.
– Skąd dochodzi?
Węsząc, Sachs poruszała się po spirali, aż doszła do innego drewnianego filaru.
– Stąd. Tu jest najsilniejszy.
– Co znaczy „stąd”, Amelio? Pamiętaj, że jesteś moimi nogami i oczami.
– Jestem przy jednej z drewnianych kolumn. Takiej samej jak ta, do której przywiązał dziewczynę. Znajduje się około pięciu metrów od niej.
– Zatem mógł się zatrzymać przy tym filarze. Są na nim jakieś odciski?
Spryskała filar ninhydryną i skierowała na niego wiązkę promieni z PoliLight.
– Nie, ale zapach jest bardzo intensywny.
– Pobierz próbkę z filaru, tam gdzie zapach jest najintensywniejszy. W walizce znajduje się wiertarka. Czarna. Weź specjalne wiertło – do pobierania próbek. Zainstaluj je. W wiertarce jest uchwyt…
– Mam w domu wiertarkę – rzuciła zwięźle.
– Aha.
Pobrała próbkę, wytarła pot z czoła.
– Włożyć do plastikowej torby? – zapytała.
Odpowiedział, że tak. Poczuła się słabo, pochyliła głowę i głęboko wciągnęła powietrze. Zabrakło jej tchu.
– Czy coś jeszcze? – spytał Rhyme.
– Nic już nie widzę.
– Jestem dumny z ciebie, Amelio. Przyjedź do mnie i przywieź skarby, które znalazłaś.
– Ostrożnie – warknął Rhyme.
– Jestem ekspertem.
– Stary czy nowy?
– Sza – rzekł Thom.
– Na miłość boską. Nożyk jest stary czy nowy?
– Nie oddychaj… Już. Znowu jest gładka jak pupa niemowlęcia.
Nie była to operacja związana z badaniem śladów, ale kosmetyczna.
Thom ogolił Rhyme’a po raz pierwszy od tygodnia. Umył mu też włosy i zaczesał do tyłu.
Przed półgodziną, czekając na Sachs i zebrane ślady, Rhyme poprosił Coopera, żeby wyszedł z pokoju, i wtedy Thom zajął się cewnikiem.
Po skończonej operacji spojrzał na Rhyme’a i powiedział:
– Wyglądasz okropnie. Czy zdajesz sobie z tego sprawę?
– Nie zwracani na to uwagi. Jest mi obojętne.
Nagle uświadomił sobie, że nie mówi prawdy.
– Ogolę cię – zaproponował Thom.
– Nie mamy na to czasu.
W rzeczywistości Rhyme obawiał się, że gdy Berger zobaczy, iż doprowadził się do porządku, będzie mniej skłonny, by pomóc mu w popełnieniu samobójstwa. Zaniedbany pacjent jest pacjentem przygnębionym.
– I kąpiel.
– Nie.
– Mamy gości, Rhyme.
– Dobrze – mruknął Rhyme.
– Powinieneś też się przebrać. Ta piżama…
– Taka zła chyba nie jest… – To oznaczało zgodę.
Teraz Rhyme, wyszorowany i ogolony, został ubrany w dżinsy i białą koszulę. Nie chciał spojrzeć w lustro, które podsuwał Thom.
– Zabierz je.
– Zdecydowana poprawa.
Lincoln prychnął drwiąco.
– Idę na spacer przed ich powrotem – oznajmił i położył głowę na poduszkę.
Cooper spojrzał na niego zdumiony.
– W swojej głowie – wyjaśnił Thom.
– W głowie?
– Wyobrażam sobie – dodał Rhyme.
– Nabierasz mnie – powiedział Cooper.
– Mogę spacerować po wszystkich dzielnicach i nigdy nie zostanę napadnięty. Mogę wędrować po górach i nie zmęczę się. Mogę też wspinać się na szczyty. Oglądać wystawy na Piątej Alei. Oczywiście miejsca, które odwiedzam, nie muszą być takie, jak sobie wyobrażam. Ale to bez znaczenia. Przecież tak samo jest z gwiazdami.
– Nie rozumiem – przyznał Cooper.
– Światło gwiazd, które dociera do Ziemi, zostało wyemitowane tysiące, miliony lat temu. W tym czasie gwiazdy i Ziemia zmieniły swoje położenie. Gwiazdy nie są tam, gdzie je widzimy. – Rhyme westchnął. Poczuł się zmęczony. – Niektóre z nich wypaliły się, znikły w czarnych dziurach…
Zamknął oczy.
– Utrudnia nam zadanie.
– Niekoniecznie – odpowiedział Rhyme Lonowi Sellitcie.
Sellitto, Banks i Sachs wrócili już z rzeźni.
– Bielizna, księżyc, liść – wyliczał rozbrajająco szczery Banks. – To chyba nie są żadne podchody…
– Jeszcze kurz – przypomniał Rhyme. Zawsze o tym pamiętał.
– Wiesz, co te wskazówki oznaczają? – spytał Sellitto.
– Jeszcze nie – odparł Rhyme.
– Gdzie jest Polling? – burknął Sellitto. – Wciąż nie odebrał informacji z pagera.
– Nie widziałem go – powiedział Rhyme.
Ktoś pojawił się w drzwiach.
– A więc jednak żyjesz! – zagrzmiał przybysz barytonem.
Rhyme spojrzał w stronę chudego mężczyzny. Był ponurakiem, ale teraz jego pociągłą twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Terry Dobyns był ucieleśnieniem wyobrażenia o behawioryście pracującym w policji. Studiował w akademii FBI w Quantico. Miał stopnie naukowe z psychologii i kryminologii. Lubił operę, a nie cierpiał futbolu. Kiedy Lincoln Rhyme odzyskał w szpitalu przytomność po wypadku, Dobyns siedział przy nim i przez trzy godziny słuchał „Aidy” z walkmana. Potem następne trzy godziny rozmawiał z nim. Była to pierwsza z licznych sesji terapeutycznych.
Читать дальше