– Wlazłem? Sam? I ty nie zwracałeś się do mnie?
– Nie.
– To kto?
– No… – Zdziwiony Sellitto spojrzał na Pollinga.
– Przekazałem ci tylko informację. Prosiłem o poradę. To wszystko – tłumaczył się Polling.
– Poradę? I może mieliśmy kontaktować się drogą pocztową? Powiedz mi, Jim, po co porady, gdy operacja w toku?
– My nie potrzebujemy pomocy.
– My? – zareagował Dellray, szybko jak chirurg wycinający mikroskopijnej wielkości tkankę nowotworową.
– Ja nie widzę potrzeby – warknął Polling. – Powiedziałem burmistrzowi, żeby utrzymywał tę sprawę jako lokalną. Wszystko jest pod kontrolą. A teraz wypieprzaj stąd, Dellray.
– Czy myślisz, że zdążycie przed wiadomościami o jedenastej?!
Rhyme przestraszył się, gdy usłyszał krzyk Pollinga:
– Co myślimy, to nie twój zasrany interes. Ta pieprzona sprawa jest nasza.
Rhyme wiedział o wybuchowym temperamencie kapitana, ale po raz pierwszy widział go w akcji.
– Teraz ta pieprzona sprawa jest nasza. – Dellray przeszedł wzdłuż stołu, na którym leżał sprzęt Coopera.
– Nie rób tego, Fred – powiedział Rhyme. – Już go częściowo rozpracowaliśmy. Współpracuj z nami, ale nie zabieraj sprawy. Ten przestępca jest inny niż ci, z którymi miałeś do czynienia.
Dellray się uśmiechnął.
– Chcecie wiedzieć, co słyszałem o tej pieprzonej sprawie? Że cywil zajmuje się śledztwem. – Spojrzał na łóżko. – Wysłaliście policjantkę z patrolu, by badała miejsce przestępstwa. A ludzi z oddziału specjalnego, by robili zakupy w sklepach.
– Wzorce do ewidencji, Fredericku – zaznaczył wyraźnie Rhyme. – Standardowa procedura.
Dellray patrzył niezadowolony.
– To nie jest ich robota. Na co innego idą pieniądze podatników. Odcięliście ręce ofierze…
Jak ta informacja wydostała się na zewnątrz? Wszyscy mieli trzymać język za zębami.
– A co z tym: słyszałem, że ludzie Haumanna znaleźli ofiarę, ale nie mogli wejść do środka, by ją ratować. Kanał Piąty podsłuchał rozmowy. Pięć minut słuchali jej krzyku, zanim kogoś przysłaliście. – Spojrzał na Sellitta skrzywiony. – Lon, czy to nie ten problem, o którym mówiłeś?
Tak daleko doszliśmy, pomyślał Rhyme. Czuli przestępcę, rozumieli język, którym do nich mówił. Już prawie go widzieli. Zorientował się, że znów robi to, co lubi. Po tylu latach. I teraz chcą mu to zabrać. Ogarnął go gniew.
– Zabierz sprawę, Fred – mruknął Rhyme. – Ale nie rezygnuj z nas. Nie rób tego.
– Straciliście dwie ofiary – przypomniał Dellray.
– Straciliśmy jedną – poprawił go Sellitto, patrząc niespokojnie na Pollinga, który wciąż trząsł się ze złości. – Nic nie mogliśmy zrobić w przypadku pierwszej ofiary. To była wizytówka mordercy.
Dobyns ze skrzyżowanymi na piersi ramionami obserwował kłótnię.
– Znamy jego sposób postępowania – nagle wtrącił się Banks. – Nie popełnimy już błędu.
– Popełnicie, jeżeli policjanci będą siedzieć bezczynnie i słuchać krzyków ofiary.
– To była moja… – odezwał się Sellitto.
– To była moja decyzja – wyrzucił z siebie Rhyme. – Moja.
– Ale ty jesteś cywilem, Lincoln. To nie mogła być twoja decyzja. Co najwyżej sugestia, propozycja. Ale nie mogłeś wydać rozkazu. – Znów uwagę Dellraya przyciągnęła Sachs. Patrząc na nią, mówił do Rhyme’a: – Nie chciałeś, żeby Peretti prowadził badania na miejscu przestępstwa. To ciekawe. Dlaczego, Lincoln?
– Jestem lepszy niż on – powiedział Rhyme.
– Peretti nie jest harcerzykiem. Nie, przyjacielu. Ja i on właśnie rozmawialiśmy z Eckertem…
Eckert? Jak on został w to wciągnięty?
Jedno spojrzenie na Sachs udzieliło mu odpowiedzi.
Rhyme przeszył ją wzrokiem. Odwróciła głowę.
– No dobrze – rzekł. – Peretti, mówisz? A czy to nie on otworzył ruch w miejscu, z którego przestępca obserwował pierwszą ofiarę? Czy to nie on opuścił miejsce przestępstwa, zanim dokładnie zostało zbadane i znaleziono wszystkie ślady? Miejsce, które dzięki przezorności mojej Sachs zostało zabezpieczone. Sachs miała rację, natomiast Peretti i inni popełnili błąd.
Spojrzała na swój kciuk. Ten widok był jej znajomy. Wyciągnęła z kieszeni bandaż i opatrzyła krwawiący palec.
– Powinniście wezwać nas na początku – podsumował Dellray.
– Wynoś się – warknął Polling. W jego oczach pojawił się błysk. – Wynoś się do wszystkich diabłów! – krzyknął.
Rhyme zrobił srogą minę. Jest szansa na udział w śledztwie, ale pod warunkiem że Polling nie będzie szalał.
– Jim…
Kapitan go zignorował.
– Spadaj! – wrzasnął. – Nie przejmiesz naszej sprawy!
Ruszył naprzód, chwycił agenta za klapy marynarki i pchnął na ścianę. Po chwili oszołomienia Dellray po prostu odepchnął kapitana i wyjął telefon komórkowy. Podał go Pollingowi.
– Zadzwoń do burmistrza albo szefa policji.
Polling instynktownie się cofnął. Na ogół tak niscy ludzie reagują przy spotkaniach ze znacznie wyższymi od siebie.
– Chcesz dostać sprawę, masz ją.
Kapitan wybiegł na schody. Po chwili rozległo się trzaśniecie drzwiami.
– Jezu, Fred – powiedział Sellitto. – Współpracuj z nami. Razem możemy złapać tego psychola.
– Trzeba zaangażować oddział antyterrorystyczny FBI – odparł Dellray, jakby się usprawiedliwiał. – Nie rozpatrywaliście sprawy pod kątem zamachu terrorystycznego.
– Pod kątem zamachu terrorystycznego?
– W Nowym Jorku odbywa się konferencja pokojowa. Mój kapuś powiedział, że coś wydarzy się na lotnisku. Na tym, na którym porwano ofiary.
– Nie określiłbym przestępcy jako terrorysty – powiedział Dobyns. – Przyczyny postępowania tkwią w jego psychice, nie ideologii.
– My i specjaliści z Quantico inaczej to oceniamy. Zdaję sobie sprawę, że jesteście innego zdania, ale my będziemy traktować go jako terrorystę.
Rhyme zrezygnował. Czuł się wyczerpany. Chciał, żeby Sellitto i jego pomocnik z blizną na twarzy nie zjawili się dziś rano. Żałował, że spotkał Amelię Sachs. Żałował, że włożył śmieszną białą koszulę, która uciskała mu szyję. Czuł, że na niej kończy się jego ciało.
Nagle zorientował się, że Dellray mówi do niego.
– Słucham? – Rhyme uniósł gęste brwi.
– I polityka też nie jest motywem jego działania? – spytał Dellray.
– Motywy mnie nie interesują – odparł Rhyme. – Interesują mnie dowody.
Dellray znów spojrzał na stół Coopera.
– Zatem przejmujemy sprawę. Zgadzamy się co do tego?
– Jaki mamy wybór?
– Możecie nam przekazać swoich śledczych albo nie. Zabieramy teraz dowody, jeżeli nie macie nic przeciwko temu.
Banks zawahał się.
– Wydaj je – rozkazał Sellitto.
Młody policjant zapakował do dużego plastikowego worka ślady z ostatniego miejsca przestępstwa. Dellray wyciągnął ręce. Banks popatrzył na szczupłe palce i rzucił worek na stół. Wrócił do „policyjnej” części pokoju. Łóżko Rhyme’a stało w strefie zdemilitaryzowanej – oddzielało policjantów od agentów.
Amelia Sachs wbiła wzrok w łóżko.
– Funkcjonariuszko Sachs? – Dellray zwrócił się do niej.
Przez chwilę nie odzywała się, wzrok skierowała na Rhyme’a.
– Tak?
– Komisarz Eckert chce, żeby pani poszła z nami. Ma pani opowiedzieć, co widziała na miejscach przestępstw. Mówił też coś o pani nowym przydziale – od poniedziałku.
Читать дальше