– Powinnaś trochę więcej korzystać z życia… Spotykać się z ludźmi, od czasu do czasu pójść do baru. A może znajdziesz sobie faceta?
– Dziękuję, nie chcę już więcej facetów. Jak myślisz, dlaczego jestem pesymistką? Mówiłam ci kiedyś, że jakiś miesiąc po moim ślubie z Nortonem moi rodzice przyszli do nas pewnego wieczoru na kolację i Norton ani razu nie puścił bąka przy stole. To było niewiarygodne, to było więcej, niż się już wówczas po nim spodziewałam. Byłam tak rozradowana, że po wyjściu rodziców aż się rozpłakałam.
Steve nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Zaraz jednak powrócił myślami do morderstwa na stacji benzynowej. Czuł niepokój, odnosił wrażenie, że znalazł się w ślepym zaułku. Od zakończenia sprawy Marka F. Rebonga, w styczniu 2000 roku, nie miał do czynienia z zabójstwem, w którym tak bardzo brakowałoby jakichkolwiek materialnych poszlak. Mark F. Rebong był kierownikiem nocnej zmiany w hotelu Hilton w Danbury i pewnego wieczoru został zastrzelony, kiedy jechał do pracy szosą I-84, bez żadnych oczywistych powodów.
Im więcej Steve się nad tym zastanawiał, tym mniej prawdopodobne stawało się dla niego, że strzelec chciał zabić właśnie Howarda Stantona, a nie kogoś innego. Na przykład, nie było sposobu, żeby odgadnąć, iż Stanton będzie tankował benzynę właśnie na tej konkretnej stacji. Jeśli Jim Bangs miał rację i Stanton został zastrzelony z samochodu, który już od jakiegoś czasu parkował po drugiej stronie autostrady, jego zabójstwo pozbawione było jakichkolwiek motywów.
Steve nie lubił takich spraw. Słowa „pozbawione motywów” oznaczały, że będzie miał do czynienia z psycholem albo włóczęgą; wytropienie takiego osobnika jest niemal niemożliwe. Tacy ludzie nie posiadają ani numeru ubezpieczenia społecznego, ani kart kredytowych, ani stałego miejsca zamieszkania, nie głosują w wyborach. Bujając się na krześle, patrzył przez okno. Słońce nadal świeciło, jednak bez wątpienia nie potrwa to już dłużej niż dwadzieścia minut. Z północnego zachodu nadciągał nad Litchfield zwał jasnoszarych śnieżnych chmur, o lekkiej pomarańczowej poświacie.
– Od czego chcesz zacząć? – zapytała Doreen po chwili. – Moglibyśmy wydać polecenie, żeby w całym stanie zatrzymywano wszystkie podejrzane furgonetki, tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, może akurat dopisałoby nam szczęście?
– Wiesz co, Doreen? Teraz jesteś niemal optymistką. Steve wyciągnął rękę w kierunku telefonu, jednak zanim zdążył podnieść słuchawkę, aparat zadzwonił.
– Wydział zabójstw, Wintergreen.
– Detektyw Wintergreen? Przy telefonie McCormack z patrolu B w Canaan. Mamy tutaj śmiertelny postrzał. Pomyślałem, że powinienem pana o tym zawiadomić tak szybko, jak to tylko możliwe.
– Kiedy to się stało?
– Mniej więcej przed półgodziną. Pewna kobieta została zastrzelona na podwórku przed swoim domem. Pojedynczy strzał z karabinu, z dużej odległości. Wszystko wskazuje na to, że sprawa jest bardzo podobna do tego morderstwa w Branchville, którym właśnie się pan zajmuje. Dlatego pomyślałem, że się pan tym od razu zainteresuje.
– Dobrze pan pomyślał. Chwileczkę… proszę posłuchać, to bardzo ważne. Przypuszczamy, że zabójca może strzelać z furgonetki albo samochodu kombi. Dlatego bardzo proszę, zabezpieczcie w pobliżu wszystkie ślady opon. Nie pozwólcie ludziom ich zadeptać.
– W porządku, zrozumiałem. Może mi pan podać jakieś bliższe dane na temat furgonetki?
– Jeszcze nie. Pytajcie ludzi, czy nie widzieli furgonetki i w ogóle jakiegokolwiek innego pojazdu, zaparkowanego w najbliższej odległości od miejsca zbrodni. Jaki to adres?
Steve szybko zapisał adres w notatniku. Po chwili odłożył słuchawkę i powiedział do Doreen:
– Wygląda na to, że nasz strzelec znowu zaatakował. Bierz płaszcz.
Sissy właśnie skończyła poranną kąpiel. Stała teraz w białym jedwabnym szlafroku przed wysokim lustrem, umieszczonym na wewnętrznej stronie drzwi garderoby, i rozczesywała mokre włosy. Były już całkowicie siwe i co jakiś czas toczyła sama z sobą debatę, czy je pofarbować. Może kilka jasnoczerwonych pasemek, żeby nadać fryzurze jakiś charakter? A może zielonych?
Wciąż nie mogła przywyknąć do tego, że patrząc w lustro, widzi starszą panią. Przecież wcale nie czuła się inaczej niż w dniu, kiedy razem z Gerrym wprowadziła się do tego domu, dwunastego sierpnia 1969 roku. Wciąż była tu ta sama sypialnia, to samo łóżko, to samo lustro. Używała tego samego grzebienia.
Nadal była szczupła, a zmarszczek wcale nie miała aż tak dużo. Gerry zwykł nazywać ją „swoją baleriną”. Jednak, mimo że kości policzkowe miała jeszcze ładnie zarysowane, jej uroda zwiędła, a wargi obwisły. Dlaczego jednak była tak bezbarwna? Czy kolory zanikają, w miarę jak człowiek się starzeje, tak jak blakną stare meble?
Kiedy tak przypatrywała się sobie w lustrze, z salonu dobiegł głos spikera odczytującego wiadomości w telewizji. Przechyliła lekko głowę i zaczęła nasłuchiwać. Telewizor gadał coś sam do siebie przez cały poranek, dlatego trudno jej było odgadnąć, dlaczego akurat w tej chwili przyciągnął jej uwagę. Może właśnie na to nieświadomie czekała?
– Trzydziestodwuletnia Katherine Mitchelson została zastrzelona dzisiaj na podwórku przed własnym domem przy Canaan Road numer 3400, prawdopodobnie przez snajpera, celującego z przebiegającej obok szosy. Śmierć matki widziała sześcioletnia córka zamordowanej, Juniper Mitchelson. Randall Mitchelson, mąż ofiary, przebywał w tym czasie w domu, w sypialni, złożony chorobą.
Sissy przerwała czesanie. Stała bez ruchu, wsłuchując się w słowa dobiegające z telewizora. W sypialni tymczasem zaczęło się robić coraz ciemniej, jakby ktoś zaciągał na niebie grube zasłony.
– Na miejsce zbrodni zostali wezwani detektywi z policji stanowej. Miejsce przestępstwa zostało natychmiast zabezpieczone. Trwają intensywne poszukiwania śladów, które umożliwiłyby ustalenie bliższych okoliczności zbrodni. Detektyw Steven Wintergreen z wydziału zabójstw powiedział nam, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby spekulować, co się właściwie wydarzyło i jakie motywy mogły kierować zabójcą pani Mitchelson.
Z grzebieniem w ręce, Sissy powoli przeszła do salonu. Z reporterem rozmawiała akurat sąsiadka zamordowanej.
– To okropne, to straszny szok. To nie do wyobrażenia, że coś takiego zdarzyło się w spokojnym, cichym Canaan. Najgorsze jest to, że niewinna mała dziewczynka została tak niespodziewanie osierocona.
Sissy popatrzyła na stolik, na którym leżała Karta Przepowiedni. La Poupee Sans Tete. A więc stało się, stało się to, co przewidziały karty DeVane. Dziecko niespodziewanie zostało sierotą.
– Policja apeluje do wszystkich osób, które być może widziały furgonetkę albo jakikolwiek inny pojazd parkujący w pobliżu domu Mitchelsonów w czasie, kiedy doszło do zbrodni, albo które spostrzegły coś nadzwyczajnego, nawet jeśli pozornie nie ma to nic wspólnego ze śmiercią pani Mitchelson, o natychmiastowy kontakt.
– Do zabójstwa przy Canaan Road numer 3400 doszło w zaledwie kilkanaście godzin po zastrzeleniu Howarda Stantona, czterdziestotrzyletniego pośrednika w handlu nieruchomościami, który zginął na stacji benzynowej przy drodze numer siedem, niedaleko Branchville. Także ta zbrodnia wydaje się pozbawiona motywów.
Sissy powoli usiadła na fotelu. Może Trevor miał rację i karty to tylko hokus-pokus? Może ona, Sissy, żyje jedynie złudzeniami i niepotrzebnie szuka odpowiedzi na pytanie o sens życia, gdy tymczasem taka odpowiedź w ogóle nie istnieje?
Читать дальше