Joel zaczerpnął powietrza.
– Kiedy przyszedłem tutaj po raz pierwszy z Gwiazdą Natalią, miałem trochę pieniędzy. Teraz nie mam nic. Jestem goły jak święty turecki, więc jak się pan pewnie domyśla, potrzebuję pieniędzy.
– Naprawdę nie ma pan pieniędzy? – zdziwił się Joseph Mandelbaum. – Ale jest pan przecież właścicielem połowy największej na świecie kopalni diamentów.
– Oczywiście. Jestem zamożnym człowiekiem. Tylko że jeśli zacznę pobierać pieniądze z moich kont bankowych w Capetown, mój brat dowie się, gdzie jestem, w ciągu paru tygodni.
Frederick Goldin spojrzał na Josepha Mandelbauma i wykrzywił twarz.
– Może się jakoś dogadamy i wypłacimy panu jakieś dwa, trzy tysiące franków – zaproponował. – Żeby miał pan z czego żyć, dopóki nie skończę roboty.
– To wspaniałe, nieprawdaż – powiedział gorzko Joel. – Milioner klepiący biedę. Kiedy pierwszy raz ujrzałem ten diament, zamarzyłem o niezmierzonych bogactwach. A teraz proszę tylko na mnie spojrzeć.
Goldin wziął do ręki odcięty kawałek Gwiazdy Natalii.
– Kiedy ten diament zostanie oszlifowany, przyjacielu, nie będzie pan musiał klepać biedy. Będzie pan królem i będzie pan mógł mieć, co tylko dusza zapragnie. Przecież pan o tym wie. I właśnie dlatego nie może pan ponaglać mnie, gdyż chcę wykonać swoją pracę z należytą precyzją.
Joel sięgnął po swoje kule.
– Chodź, Mandelbaum – powiedział. – Postawi mi pan drinka w ramach tej pożyczki, której mi udzielicie.
W pewien lutowy dzień 1881 roku Burowie zabili dziewięćdziesięciu trzech żołnierzy brytyjskich, zaskakując ich na szczycie Majuba Hill w Transvaalu. Była ich zaledwie garstka, lecz udało im się zatrzymać duży oddział wojsk brytyjskich idący przez Laing's Nek na pomoc swoim garnizonom uwięzionym w Transvaalu, gdzie miało niedawno miejsce powstanie Burów. Ta potyczka została opisana przez brytyjskiego zwierzchnika sił zbrojnych jako „druzgocąca klęska, która zostanie odnotowana w kronikach naszej armii jako nie mająca sobie równej".
Burowie płakali, strzelając do cofających się wojsk Gordon Highlanders oraz Northamptons. W sierpniu rozpoczęły się negocjacje, które okazały się pomyślne dla Burów, gdyż Brytyjczycy po klęsce na Majuba poszli na pewne ustępstwa. Burowie mieli gorącą nadzieję, że będzie to pierwszy krok w kierunku osiągnięcia pełnej niepodległości. Rząd brytyjski zgodził się uznać Paul a Krugera oraz jego doradców za oficjalnych przywódców Burów i pozwolił im na samodzielne sprawowanie rządów w Transvaalu (choć w dalszym ciągu byli zobowiązani podporządkować się czemuś, co mgliście określano mianem „brytyjskiego zwierzchnictwa").
Traktat pomiędzy rządem brytyjskim i Burami, podpisany w Pretorii, został przyjęty z ogromnym niepokojem przez wszystkich związanych w jakiś sposób z przemysłem diamentowym. Zawsze tak zresztą było, kiedy Burowie zrywali się do walki o niepodległość. Najpierw Burowie zaatakowaliby pola diamentowe w Kimberley, tym bardziej że mieszkańcy Orange Free State ciągle jeszcze byli niezadowoleni z powodu aneksji.
Wiadomość o potyczce na Majuba Hill odmieniła jednak w pewnym sensie życie Barneya. Kiedy następnego dnia dotarła do Kimberley, wszyscy dowiedzieli się, że wśród stu trzydziestu trzech rannych był młody marynarz australijski o nazwisku James McPherson. McPherson, jak się okazało, był kuzynem męża Agnes Knight, Roberta Joya. Kiedy byli jeszcze dziećmi, mieszkali obaj w Sydney i nie rozstawali się ze sobą ani na chwilę. Mówiono na nich „Bob i Jim". Robert Joy przez tydzień się wahał, aż w końcu ni stąd, ni zowąd stwierdził, że musi pojechać do Durban, aby zobaczyć się z Jamesem McPhersonem, który leżał w tamtejszym szpitalu wojskowym. Wydawało się, że wyjeżdżał z wyraźnym zamiarem sprowadzenia go do Kimberley na rekonwalescencję.
Dwa miesiące później, w kwietniu, Agnes otrzymała depeszę z Port Natal, z której wynikało, że Robert zdecydował się zabrać swojego kuzyna do Australii. Kuzyn stracił prawe oko i nie mógł poruszać lewą ręką, więc Robert zaopiekował się nim. Prawdopodobnie nie wróci do Kimberley.
„Kimberley nie jest dla mnie i prawdę mówiąc, ty chyba też nie, moja droga", przeczytała Agnes. „Możesz domagać się rozwodu z racji porzucenia i zatrzymać wszystko, czego nie zabrałem ze sobą. Jestem pewien, że będziesz szczęśliwsza z kimś innym, w końcu zawsze lepiej ci było w ramionach innych mężczyzn".
Pan Knight był oburzony, że honor jego córki został splamiony, wszak o tej depeszy plotkowało już z pewnością całe Kimberley. Agnes szybko go jednak uspokoiła. Była zadowolona, że w tak bezbolesny sposób pozbyła się Roberta. Co prawda odkryła później, że zanim wyruszył do Sydney, pobrał ostatnie trzysta sześćdziesiąt funtów z ich konta bankowego i zostawił ją z kilkoma miedziakami, ale nie było na to rady.
Być może z tego właśnie powodu pojawiła się na progu Vogel Vlei w pewne gorące, skąpane w słońcu popołudnie tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1881 roku. Ubrana była w szeroką, białą pelerynę oraz białą jedwabną sukienkę obszytą koronką brukselską. Zapytała Horacego, czy może zobaczyć się z Barneyem.
Barney wyszedł przed dom, trzymając jeszcze w ręku gazetę „Capetown", którą akurat czytał. Miał na sobie koszulę z czystego jedwabiu, kamizelkę koloru p owego i spodnie, które zamówił w Londynie. Jego ciemnobrązowy jedwabny krawat leżał jak ulał przypięty szpilką ozdobioną dwudziestodwukaratowym diamentem.
– Agnes? – zawołał już z daleka. – Nie wejdziesz do środka?
Biała woalka przy kapeluszu sprawiała, że wyglądała, jakby przed chwilą płakała.
– Wejdę, ale tylko wówczas, jeśli tego chcesz.
– A dlaczego nie miałbym chcieć, abyś weszła?
– Wiesz, dlaczego. Nigdy nie potrafiłam być nikomu wierna.
Barney złożył gazetę i uśmiechnął się.
– Nie wiem, czy szukam kobiety, która potrafi być wierna.
– Słyszałeś o Robercie? – zapytała. Skinął głową.
– Przez cały miesiąc całe Kimberley o tym mówiło. Nawet gdybym chciał, nie uszłoby to mojej uwagi.
W oddali jakiś wóz przetoczył się po popękanej od słońca drodze i Barney słyszał jeszcze odgłos obracających się żelaznych kół, mimo iż wóz był już o kilka kilometrów od domu.
– Małżeństwo zostanie anulowane dopiero po sześciu miesiącach, jeśli nie później – powiedziała. – Ale musiałam przyjechać, żeby cię o coś zapytać.
Barney spuścił głowę. Wiedział, co Agnes chce powiedzieć, wiedział też, czego sam chce. Lecz w ten gorący, leniwy dzień wszystko było niepotrzebne, nieprawdziwe, pozbawione sensu. Jakiekolwiek słowa były zbyteczne. Zbyt oczywiste, zbyt napuszone, spóźnione. Lecz czy miał jakieś inne wyjście? Mieszkać w tym okazałym pałacu przez jeszcze jedną cichą dekadę, paradować w swoich modnych garniturach przyozdobionych diamentami, jadać samotnie w jadalni, która mogła pomieścić sto osób?
Kiedy był biedny i mieszkał jeszcze w Nowym Jorku, czuł się więźniem swojego własnego życia, ale teraz w Vogel Vlei był przecież tak samo uwięziony i odizolowany, mimo iż powszechnie uważano go za bogatego człowieka.
– Przyjdź, kiedy twoje małżeństwo zostanie unieważnione. Będę tu czekał – powiedział.
– Jesteś pewien? – zapytała tak cichym głosem, że ledwo ją słyszał.
Skinął głową. Potem chwycił jej dłoń i dotknął nią swojego policzka.
– Coś mi mówi, że jesteśmy dla siebie stworzeni – powiedział.
Padał śnieg, kiedy Joel wchodził mozolnie po schodach wiodących do pracowni Fredericka Goldina. Było to w ostatnim tygodniu lutego 1882 roku. Za oknem widział, jak szare płatki śniegu wirują nad dachami Antwerpii i malują całe miasto na biało.
Читать дальше