Joela ogarnęła nagła wesołość. Krzyknął jak dzika gęś, tracąc przy tym prawie równowagę i rozsypując sól po całym obrusie.
– Sara zna swojego męża od podszewki, no nie? Oj, Saro! O Boże, moje biedne, obolałe kishkasl Wpędzi mnie do grobu!
Barney wstał i cisnął na podłogę swoją zmiętą serwetkę.
– Nie napijesz się brandy? – zapytała uszczypliwie Sara.
Barney potrząsnął głową.
– Będziecie mi musieli wybaczyć. Niestety, muszę spędzić resztę wieczoru w bibliotece i zająć się dokumentami. W przyszłym tygodniu składamy ofertę na kupno tych trzech działek Quadrant i muszę wszystko dokładnie zbadać, muszę też przejrzeć raport Harolda dotyczący jakości ich diamentów.
– Nie ma sprawy, Barney, bubeleh - wyszczerzył zęby Joel. – Jestem pewien, że znajdziemy sobie jakieś zajęcie podczas twojej nieobecności. Może trochę brandy, Williamie, a może zagramy w karty? Saro?
Sara obserwowała Barneya poprzez srebrne kandelabry, które raziły ją w oczy, z wyrazem twarzy, jakiego nigdy przedtem nie widział. Na początku pomyślał, że się do niego uśmiecha, tak jak wcześniej tego wieczoru, więc odwzajemnił jej uśmiech. Lecz po chwili, kiedy blask światła prawie zupełnie go oślepił, zmrużył oczy i zobaczył, że patrzy na niego jak na obcego, tak jakby nie wiedziała, kim jest ani skąd go zna. Ten wyraz twarzy był dowodem na to, że Sara nic już nie czuła do swojego męża. Ta kobieta patrzyła na mężczyznę zajmującego główne miejsce przy stole, leżącego obok niej w łóżku i widziała w nim tylko nieznajomego. Barney wiedział, że ich małżeństwo właściwie przestało istnieć, lecz teraz, po raz pierwszy wyraźnie zdał sobie sprawę z tego, że czuje się obco w swoim własnym domu. Spojrzał na Joela, który przedrzeźniał Hunta i wznosił za niego toast, potem znów spojrzał na Sarę i poczuł, że nie ma tu nic do roboty. Odsunął krzesło, wstał i wyszedł z pokoju.
Kiedy znalazł się już w bibliotece i zamknął za sobą drzwi, stał przez długi czas z ręką przy ustach, myśląc. Radził sobie z Sarą i z Joelem, kiedy rozmawiał z każdym z nich z osobna. Joel robił się wtedy drażliwy, a Sara wyniosła. Lecz teraz coraz bardziej zbliżali się do siebie, a Bar-ney pozostawał coraz bardziej w tyle. Związek Joela i Sary opierał się na niezadowoleniu, poczuciu samotności i nie-przystawalności do otoczenia, co kontrastowało wyraźnie z odniesionym przez Barneya sukcesem. Pomyślał, że gdy poprzedniego wieczoru wszedł do pokoju Joela, wyglądali jak małe dzieci grające w karty, w pewnym sensie zachowywali się też jak małe dzieci. Mieli przed nim jakieś tajemnice, przerywali rozmowę w pół słowa, gdy wchodził, wymieniali spojrzenia i uśmiechy. Nie przypuszczał, żeby byli w sobie zakochani. Oni nie potrzebowali od siebie miłości. Lecz z całą pewnością dzielili swoje obawy oraz niepewność i byli ze sobą dużo bardziej szczerzy niż z Barneyem.
Przez długie letnie miesiące, kiedy Joel wracał do zdrowia, Barney kopał i nadzorował pracę na działkach diamentonośnych przez dwanaście godzin dziennie, następnie wracał, w pośpiechu zjadał kolację, po czym pracował przez następne trzy godziny z Haroldem Feinbergiem. Przez cały ten czas Sara i Joel grali w wista: czasami w apartamencie Joela, kiedy bolała go noga, innym znowu razem na wewnętrznym dziedzińcu w cieniu połyskujących w słońcu dopiero co posadzonych drzew czereśniowych. Czasem sprzeczali się i gdy Barney był w domu, podnosił głowę znad swojego biurka w bibliotece, słysząc, jak Sara wyzywa Joela z przesadnym akcentem tresowanego pudla. Uśmiechał się wtedy i wracał do pracy. Kobieta i mężczyzna kłócą się z taką zaciekłością tylko wtedy, gdy chcą się do siebie zbliżyć. Starają się wtedy dotrzeć do siebie nawzajem, odkryć, co kryje się pod fasadą kłujących docinków i agresywnych szarad.
Wieczorami, pocąc się z gorąca, bólu i frustracji, Joel opowiadał Sarze o swoim dzieciństwie na Lower East Side, o tym jak papa zawsze faworyzował Barneya, sadzając go sobie na kolanach i ramionach. Opowiadał jej też o mamie, o tym, jak przytłaczała go nie tylko swoją miłością, lecz również coraz większą odpowiedzialnością, aż w końcu brakło mu po prostu powietrza. Opowiadał Sarze o rzeczach, których dokonał, i o tych, z którymi nie umiał sobie poradzić. Opowiadał jej o swoich sekretach, których nigdy nie wyznałby Barneyowi. Powiedział jej o swojej rudowłosej dziewczynie Meg i o tym, za co jej płacił.
Sara z kolei opowiadała Joelowi o starannym wychowaniu, jakie otrzymała, o swojej kapryśnej matce i małomównym ojcu. Opowiadała mu o życiu, które tylko na pozór było eleganckie i atrakcyjne, lecz tak naprawdę okazało się puste i pozbawione sensu.
Obydwoje mieszkali w ogromnych, pustych pokojach Vogel Vlei, on z bratem, któremu wszystko zawdzięczał, łącznie z życiem i kalectwem, ona z mężem, który kupował jej eleganckie stroje, wspaniałe diamenty, który był źródłem jej bezgranicznego rozgoryczenia.
Barney podkręcił knot w lampie i podszedł do sejfu. Przez chwilę wahał się, ale potem otworzył go i wyjął diament. Leżał w ciemnościach, nie oświetlony. Jego diament. Kiedy Barney położył go na biurku, na białej kartce papieru, zaczął się mienić wszystkimi barwami tęczy.
– Nadam ci imię – powiedział. – Żaden kamień tak wspaniały jak ty nie może nie mieć imienia.
Podniósł kamień i zacisnął palce wokół niego. Miał wrażenie, że trzyma ludzkie serce.
– Daję ci imię Gwiazda Natalia.
Upłynęło ponad pięć minut, zanim położył diament z powrotem na biurku. Nie odrywał od niego wzroku. Wiedział, że zwerbalizował właśnie swoje najgłębsze i najbardziej bolesne uczucia, ale nie chciał o tym dłużej myśleć. Strata była zbyt bolesna i zbyt dotkliwa.
Pracował przez jakąś godzinę, studiując dokumenty dotyczące Quadrant i pisząc długi list do firmy Ascher & Mendel. Prosił, by przysłali swojego przedstawiciela do Capetown, z którym mógłby przedyskutować obróbkę Gwiazdy Natalii. Odruchowo napisał też do Leah Ginzburg z Nowego Jorku, informując ją o tym, że bardzo ciężko pracuje i że się ożenił „z czarującą Angielką z Natalu". Czuł, że gdyby opowiedział Leah o swoim małżeństwie, wszystko dałoby się jakoś naprawić. Jego współżycie z Sarą nie było aż tak znowu beznadziejne. Nadal się całowali. Nadal się kochali. Rozmawiali przy śniadaniu. Czego więcej trzeba?
Znowu spojrzał na diament i przypomniał sobie noc w chatce, którą spędził z Mooi Klip. Szeptała wtedy: „Kocham cię, kocham cię, kocham cię" – bez końca. Trwało to przez ułamek sekundy.
Wreszcie odłożył długopis, przykręcił lampę i wyprostował się. Miał właśnie włożyć Gwiazdę Natalię z powrotem do sejfu, kiedy przyszło mu do głowy podrażnić trochę Hun-ta. Zawinął diament w skórzaną szmatkę i zabrał ze sobą do pokoju gościnnego.
Sara, Hunt i Joel skończyli właśnie grać w karty. Śmiali się z jeszcze jednej skandalicznej opowieści Hunta. Tym razem opowiedział im o pewnym rekrucie z kolonialnego wojska, któremu pierwszego dnia podano ugotowane strusie jajo i powiedziano, że zupełnie nie wypada go nie zjeść. Gdy wszedł Barney, momentalnie zamilkli, a Joel wyciągnął rękę po dzwonek, chcąc powiadomić Horacego, że ma przynieść więcej brandy.
– Skończyłeś, kochanie? – zapytała Sara. Jej policzki zaróżowiły się od alkoholu i śmiechu.
Barney skinął głową.
– Przed chwilą. Będę musiał jutro wcześnie wstać i napisać dwa, trzy listy, zanim pójdę do kopalni.
– Ty zapracowany biedaku! 1 pomyśleć, że my wszyscy możemy tu sobie spokojnie siedzieć i zabawiać się, podczas gdy ty musisz wychodzić, żeby nas utrzymać. Ale nie przejmuj się, pojutrze jest szabas i będziesz mógł trochę odpocząć!
Читать дальше