Co zrozumiałe, Laddowi ta perspektywa całkiem nie odpowiadała. Błyskawicznie zgodził się zadzwonić do centrali towarzystwa i wezwać na spotkanie do Biloxi pełnomocnego reprezentanta firmy. Był wyraźnie rozwścieczony na zarząd spółki, który bez jego wiedzy zlecił poszukiwanie Lanigana.
– Jeśli to wszystko okaże się prawdą – rzekł na pożegnanie – zrezygnuję z przedstawicielstwa.
– Może mi pan zaufać, że nie kłamię – odparł McDermott.
Po zmroku Paulo Mirandę skuto kajdankami, przewiązano mu oczy i wyprowadzono z domu. Tym razem nikt mu nie przystawiał pistoletu do skroni, nikt nie groził, wszystko odbywało się w całkowitym milczeniu. Znalazł się sam na tylnym siedzeniu jakiegoś małego auta, w którym podróżował mniej więcej przez godzinę. Z głośnika radia płynęła ściszona muzyka klasyczna.
Wreszcie wóz się zatrzymał, trzasnęły drzwi i Paulo został wyciągnięty na zewnątrz.
– Chodź – mruknął mu ktoś tuż przy uchu, biorąc go pod ramię.
Miranda wyczuł, że idą po jakiejś wysypanej żwirem nawierzchni. Zatrzymali się sto metrów dalej. Mężczyzna powiedział:
– Jesteś na bocznej drodze dwadzieścia kilometrów od Rio. Trzysta metrów przed tobą, po lewej, są zabudowania, gdzie znajdziesz telefon. Idź tam. Tylko pamiętaj, trzymam pistolet. Jeśli choć raz się obejrzysz, nie będę miał innego wyjścia, jak cię zastrzelić.
– Nie będę się oglądał – odparł szybko rozdygotany profesor.
– To dobrze. Teraz zdejmę ci kajdanki, a później opaskę z oczu.
– Nie będę się oglądał – powtórzył Miranda.
Odzyskał swobodę poruszania rękoma.
– Kiedy tylko zdejmę opaskę, ruszaj natychmiast przed siebie.
Odzyskawszy także wzrok, pochylił głowę i puścił się truchtem drogą. Nasłuchiwał, lecz zza pleców nie doleciał żaden odgłos. Nie miał jednak odwagi zerknąć do tyłu.
Z farmy zawiadomił najpierw policję, później zadzwonił do syna.
Dwie protokolantki sądowe zjawiły się punktualnie o ósmej. Obie nosiły to samo imię, Linda, tyle że jedna pisała je przez „i”, a druga przez „y”. Wręczyły Sandy’emu swoje wizytówki i ten poprowadził je do salonu, gdzie meble zostały porozstawiane pod ścianami, przyniesiono też dodatkowe krzesła. Lyndę posadził w jednym końcu pokoju, tyłem do okna zaciągniętego ciężkimi kotarami, Lindę zaś obok przejścia do sąsiedniego pomieszczenia, tuż przy barku, skąd także roztaczał się widok na wszystkie przygotowane stanowiska. Obie wyraziły jeszcze chęć wypalenia ostatniego papierosa, toteż zaprowadził je do ostatniej, nie używanej sypialni.
Następnie przybył Jaynes ze swoją świtą: osobistym kierowcą, starszym agentem federalnym pełniącym jednocześnie funkcje ochroniarza i chłopca na posyłki, oraz radcą prawnym FBI. Przyprowadził też ze sobą Cuttera i jego bezpośredniego przełożonego. Biuro prokuratora generalnego reprezentował Sprawling, czarnooki weteran sal sądowych, znany z tego, że jak magnetofon potrafił rejestrować wypowiedzi. Każdy z tej szóstki był w eleganckim garniturze, czarnym bądź granatowym, i każdy wręczył gospodarzowi wizytówkę, ten zaś przekazał je aplikantowi ze swojej kancelarii. Kiedy sekretarka zebrała zamówienia na kawę, cała grupa bez pośpiechu przeszła do salonu.
Jako następny przyszedł Maurice Mast, prokurator federalny zachodniego dystryktu Missisipi, któremu towarzyszył tylko jeden asystent. Tuż za nim zjawił się Parrish, wyjątkowo sam, dopełniając listę uczestników spotkania.
Mniej ważni goście, zapewne wypełniając ścisłe polecenia, zajęli wybrane przez siebie stanowiska. Kierowca Jaynesa oraz asystent Masta zostali w korytarzyku, gdzie czekała już taca z pączkami oraz świeże gazety.
Sandy zamknął drzwi saloniku, rzucił ogólnie: „dzień dobry”, po czym uprzejmie podziękował wszystkim za przybycie. Szybko przystąpił do rozsadzania gości, którzy zachowywali niezwykłą powagę, jakby unieszczęśliwieni koniecznością udziału w tym zebraniu. Wyczuwało się też spore podniecenie.
Następnie Sandy przedstawił obie protokolantki, wyjaśniając jednocześnie, że zapis prowadzonych rozmów pozostanie ścisłą tajemnicą i posłuży wyłącznie do celów archiwalnych. To oświadczenie wyraźnie rozluźniło atmosferę. Nie było jednak ani pytań, ani komentarzy w tej kwestii. Wszyscy byli widać dogłębnie przeświadczeni, że znają temat dyskusji.
Na biurku leżał notatnik, czekało kilkanaście stron rozpisanego szczegółowo planu. Sandy przygotował się tak, jakby miał wystąpić przed ławą przysięgłych. Przekazał zgromadzonym pozdrowienia od swego klienta, informując zarazem, że jego rany stopniowo się goją. Wyliczył następnie wszystkie formalne zarzuty stawiane Laniganowi: ze strony władz stanowych oskarżenie o morderstwo z premedytacją, ze strony władz federalnych o kradzież, defraudację majątku firmy oraz nielegalne opuszczenie kraju. Za pierwsze przestępstwo groziła kara śmierci, za pozostałe można było dostać łącznie trzydzieści lat więzienia.
– Oskarżenia władz federalnych są bardzo poważne – rzekł posępnym tonem – ale wydają się bez znaczenia w porównaniu z zarzutem popełnienia morderstwa. Dlatego też, przy zachowaniu pełnego szacunku dla poszczególnych instytucji, wolałbym najpierw oczyścić mego klienta z zarzutów władz federalnych, by później skoncentrować się na najcięższym oskarżeniu.
– Czyżby miał pan jakiś plan uwolnienia Lanigana od zarzutów stawianych przez instytucje federalne? – zapytał Jaynes.
– Chcę przedstawić pewną propozycję.
– Czy obejmuje ona także kwestię skradzionych pieniędzy?
– Tak, obejmuje.
– Zatem nas to nie zainteresuje. Pieniądze zostały skradzione osobie prywatnej, a nie instytucjom państwowym.
– I tu się pan myli.
– Naprawdę sądzi pan, że Lanigan zdoła się wykupić od odpowiedzialności? – wtrącił szybko Sprawling.
Miało to być ewidentne wyzwanie, rzucone stanowczo, lekko chrapliwym głosem, przez człowieka mającego olbrzymią władzę.
Ale Sandy nie przejął się tym, że ów substytut składu sędziowskiego okazuje mu niechęć. Postanowił ściśle trzymać się planu.
– Jeśli panowie pozwolą, przedstawię swoją propozycję, a później będziemy mogli omówić jej szczegóły. Zakładam, że jest panom znane wystąpienie Benjamina Aricii z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku, w którym, na podstawie przepisów ustawy antymalwersacyjnej, oskarżył on kierownictwo macierzystej firmy. Od strony formalnej wystąpienie przygotował Bogan, tutejszy prawnik z Biloxi, właściciel kancelarii adwokackiej i ówczesny pracodawca Patricka Lanigana. Otóż to wystąpienie zostało oparte na sfałszowanych dokumentach. Mój klient przypadkiem zwietrzył tę aferę, a nieco później, po zatwierdzeniu przez Departament Sprawiedliwości nagrody dla Aricii, ale przed wypłaceniem pieniędzy, dowiedział się również, że wspólnicy chcą się go pozbyć z firmy. W ciągu paru następnych miesięcy skrzętnie gromadził materiały, na podstawie których można dowieść niezbicie, iż Aricia i jego adwokaci uknuli spisek zmierzający do wyłudzenia ze skarbu państwa dziewięćdziesięciu milionów dolarów. Tenże materiał dowodowy jest dostępny w formie kopii różnych dokumentów oraz magnetofonowych zapisów rozmów.
– Gdzie on się znajduje? – zapytał Jaynes.
– Pozostaje pod pieczą mojego klienta.
– Chyba wie pan, że i tak możemy go przejąć. Wystarczy nakaz rewizji, na jego podstawie zdobędziemy materiały w dowolnym momencie.
Читать дальше