– O jaki język chodziło?
– Właśnie, to było najważniejsze. Trzy tygodnie później wpadła w ręce Erin prasowa relacja z tragicznego wypadku samochodowego, w którym jakoby zginął Patrick Lanigan. Od razu rozpoznała mężczyznę na zdjęciu. Później, w innej gazecie, przeczytała o skradzionych pieniądzach i znowu ujrzała fotografię tego samego człowieka.
– W księgarni nie było systemu bezpieczeństwa z kamerami wideo?
– Niestety nie. Sprawdziliśmy.
– Więc jaki kurs językowy kupił?
– Tego Lauziere nie chciał zdradzić, przynajmniej na początku. Wyniuchał, że wyznaczono nagrodę w wysokości stu tysięcy za rzetelne informacje o Laniganie, chciał więc zdobyć dla swojej klientki te pieniądze w zamian za ujawnienie nazwy kursu językowego. Przez trzy dni próbowałem dojść z nim do porozumienia, ale twardo obstawał przy swoim. Pozwolił mi nawet porozmawiać z Erin. Przegadaliśmy sześć godzin, a ponieważ zgadzały się wszelkie szczegóły jej relacji, postanowiłem w końcu wypłacić obiecaną nagrodę.
– Patrick kupił kurs portugalskiego?
– Zgadza się. Mogliśmy wreszcie ukierunkować dalsze poszukiwania.
Jak każdy adwokat J. Murray Riddleton wielokrotnie już musiał prowadzić podobne, nieprzyjemne rozmowy. To, co początkowo uznał za pewny sukces, teraz okazywało się sprawą zagmatwaną i niepewną. Był wręcz przekonany, że utracił wszelkie atuty.
Chcąc jednak sprawić sobie odrobinę radości, choć w gruncie rzeczy wcale go to nie cieszyło, pozwolił Trudy wyrazić swe rozżalenie, zanim wyłożył karty na stół.
– Niewierność?! – parsknęła z pogardą, robiąc minę obrażonej purytańskiej dziewicy.
Nawet Lance prychnął z udawanym oburzeniem. Pospiesznie wyciągnął rękę i objął palcami dłoń Trudy.
– Tak, wiem – powiedział Murray współczującym tonem. – Podobne zarzuty są stawiane podczas każdej sprawy rozwodowej. Trudno się przed tym bronić.
– Zabiję go! – warknął Lance.
– O tym porozmawiamy później – odparł adwokat,
– Niby z kim go zdradziłam? – wyskoczyła Trudy.
– Z obecnym tu Lance’em. Pozwany utrzymuje, że wasz związek ciągnie się od dawna, przez cały okres trwania małżeństwa. Podobno zaczął się jeszcze wcześniej, w szkole średniej.
W rzeczywistości było to w dziewiątej klasie.
– To jakieś wariactwo – bąknął Lance bez przekonania.
Trudy energicznie przytaknęła ruchem głowy, potwierdzając w ten sposób, że owe zarzuty są niedorzeczne. Po chwili spytała nerwowo:
– Ma na to jakieś dowody?
– Chcecie się przeciwstawić temu twierdzeniu? – zapytał chytrze Riddleton.
– Oczywiście – rzuciła Trudy.
– Jasne – dodał Lance. – To kłamstwa wyssane z palca.
Murray sięgnął do szuflady biurka i wyjął kopię pierwszego z raportów, jakie przekazał mu Sandy.
– Wygląda na to, że Patrick od początku małżeństwa był podejrzliwy. Wynajął prywatnych detektywów, żeby was obserwowali. Oto raport jednego z nich.
Trudy i Lance popatrzyli szybko na siebie, jakby uderzyło ich nagle, że zostali przyłapani. W takiej sytuacji nie sposób było dalej zaprzeczać istnieniu związku ciągnącego się od dwudziestu lat. Lecz jednocześnie, jakby na mocy niemego porozumienia, oboje doszli do wniosku, że przecież nic wielkiego się nie stało.
– Pozwolę sobie omówić go krótko – rzekł Riddleton.
Zaczął cytować spisane daty, miejsca i czas trwania kolejnych spotkań. Jego klienci sprawiali wrażenie zaszokowanych, lecz bardziej chyba przytłaczała ich świadomość tak rzetelnej dokumentacji niż samego faktu ujawnienia romansu.
– Nadal chcecie wszystkiemu zaprzeczać? – zapytał Murray, skończywszy przytaczać długą listę.
– Każdy może coś takiego nabazgrać – mruknął Lance, ale Trudy zachowywała milczenie.
Adwokat sięgnął po drugi raport, dotyczący ostatnich siedmiu miesięcy przed zniknięciem Patricka. Znów zaczął cytować daty i miejsca schadzek. Wystarczyło, żeby Patrick na krótko wyjechał z miasta, a już Lance pojawiał się przed drzwiami domu.
– Czy ci prywatni detektywi mogą zeznawać przed sądem? – zapytał, gdy Murray odłożył papiery.
– W ogóle nie dojdzie do rozprawy – uciął adwokat.
– Dlaczego? – wtrąciła Trudy.
– Otóż dlatego.
Położył na skraju biurka powiększone fotografie. Trudy chwyciła pierwszą i omal się nie zachłysnęła, ujrzawszy siebie nago, w towarzystwie Lance’a, na brzegu basenu kąpielowego. On także wybałuszył oczy, lecz już po chwili uśmiechnął się leciutko. Chyba spodobały mu się te zdjęcia.
Oboje w milczeniu przejrzeli cały komplet odbitek. Murray nie mógł się powstrzymać i rzucił:
– Byliście zbyt nieostrożni.
– Darujmy sobie wykłady – odparł szybko Lance.
Jak należało oczekiwać, Trudy zalała się łzami. Najpierw zamrugała energicznie, potem wargi zaczęły jej dygotać, raz i drugi pociągnęła nosem, wreszcie uderzyła w płacz. Riddleton setki razy był świadkiem podobnych scen. Ciekawe – pomyślał – że kobiety nigdy nie płaczą z powodu własnego postępowania, lecz wobec smutnej konieczności poniesienia konsekwencji wcześniejszej głupoty.
– Nie oddam mu córki! – syknęła ze złością.
Jakby na wspomnienie dziecka zaczęła szlochać głośniej, z pozoru była już bliska histerii. Lance objął ją czule i szepnął jakieś słowa pocieszenia.
– Przepraszam – mruknęła po chwili Trudy, ocierając łzy.
– Nie ma się o co martwić – powiedział sucho Riddleton, daleki od chęci okazywania współczucia. – On wcale nie chce praw do dziecka.
– Nie chce? – zdumiała się kobieta, błyskawicznie odzyskując panowanie nad sobą.
– Nie, ponieważ to nie jego dziecko.
Trudy i Lance tym razem przez kilka sekund trwali w osłupieniu.
Murray sięgnął po następny dokument.
– Kiedy Ashley Nicole miała czternaście miesięcy, pozwany pobrał dziecku próbkę krwi i przekazał do analizy DNA. Wyniki wskazują jednoznacznie, że to nie on jest ojcem.
– Więc kto… – zaczął Lance, ale natychmiast ugryzł się w język.
– To zależy, kogo jeszcze powinniśmy brać pod uwagę – usłużnie podsunął Riddleton.
– Nikogo! – parsknęła ze złością Trudy.
– Oprócz mnie – bąknął Lance.
Świadomość niespodziewanego ojcostwa spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Powoli zamknął oczy i odchylił się na krześle. Nie znosił dzieci. Ashley Nicole tolerował jedynie dlatego, że należała do Trudy.
– Moje gratulacje! – wykrzyknął radośnie adwokat. Sięgnął do szuflady, wyciągnął tanie cygaro i uroczyście wręczył je Lance’owi. – Ma pan córkę!
Wybuchnął gromkim śmiechem.
Trudy z wściekłością popatrzyła na Lance’a, który trzymał cygaro w palcach, jakby nie wiedział, co z nim zrobić. Kiedy Murray wreszcie ucichł, zapytała stanowczym tonem:
– W jakiej nas to stawia sytuacji?
– Dość klarownej. Jeśli zrezygnuje pani z wszelkich roszczeń wobec jego majątku, zgodzi się dać pani rozwód, wyłączne prawa do dziecka i cokolwiek pani sobie jeszcze zażyczy.
– O jaki majątek chodzi?
– Nawet jego adwokat nie umiał tego powiedzieć. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Jeśli facet wyląduje w celi śmierci, forsa może na zawsze pozostać zakopana pod jakimś drzewem.
– Ale to oznacza, że stracę wszystko – szepnęła. – Stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. Po jego śmierci dostałam dwa i pół miliona dolarów, a teraz towarzystwo ubezpieczeniowe żąda zwrotu niesłusznie wypłaconego odszkodowania.
Читать дальше