Kelner wrócił z jedzeniem i przez kilka minut zajadali się soczystymi małżami – czosnek, śmietana, wino, pietruszka. Cudo.
Po kilku zachwycających minutach Hunt przerwał jedzenie.
– A jak się ma Todd?
– Trzyma się, jak sądzę. Jest z Wardem i nianią.
– Ile lat ma Ward?
– Nie wiem. Siedemdziesiąt? Siedemdziesiąt jeden?
– Chryste. Biedny dzieciak.
– Biedny, bogaty dzieciak, Wyatt. Nie zamartwiałbym się tym. Będą się nim dobrze opiekować. Nie bój się.
Hunt odłożył widelec.
– Nie chcę moralizować czy coś, Dev, ale nie będzie kochany, a to, wiesz, jest najważniejsze.
Juhle wyjmował właśnie mięso, używając jednej z pustych muszli. Wyciągnął kawałek i żuł przez chwilę.
– Tak, ale tak niewielu z nas ma to szczęście – powiedział
– wyłączając tu obecnych, rzecz jasna – po minucie wzdrygnął się. – Przejdzie mu, Wyatt. Większości ludzi przechodzi.
– Za wyjątkiem tych, którym nie przechodzi.
– Zgadza się – powiedział Juhle. – Za wyjątkiem tych.
– Podałbyś mi chleb? Ten sos jest boski, prawda?
Wes Farrell miał T-shirt „Tak wygląda feministka”, a jego dziewczyna Sam Duncan „Picie melisy doprowadza mnie do szału”. Żadne z nich nie zakryło ich ubraniem do pracy, ale prezentowali je otwarcie i dumnie. Taki dzień – kolejna, jedna z nielicznych ciepłych sobót pod koniec lipca.
I to było tego typu przyjęcie w magazynie Hunta.
Świętowali przyznanie De vino wi Juhle’owi tytułu Oficera Roku Policji San Francisco. Miał za sobą oficjalny obiad z elitą policji, rodziną i masą kolegów po fachu u Gino &Carlosa w North Beach, w miniony weekend, ale ta impreza była inna.
W alejce za magazynem Hunt rozstawił grill, a w zlewie w kuchni stała w lodzie beczka piwa Gordon Biersch. Drzwi do garażu z przodu były całkiem otwarte. Sam magazyn od ponad godziny bujał w rytm wszystkiego od Beatlesów i Rolling Stonesów do Toma Petty’ego, Toby’ego Keitha, Jimmy’ego Buffetta, Raya Charlesa. Juhle i jego synowie, Erie i Brendan, grali w kosza razem z Mickeyem, Jasonem i Craigiem. Stawili się ludzie, z którymi Hunt na co dzień pracował, a także ex officio członkowie Klubu Detektywów – Sam, Wes, Jason i Amy – jak również żona Juhle’a, Connie, i ich córka Alexa.
Hunt obracał kiełbaski i przewracał burgery, gdy Connie
– zuchwała i ładna w żółtym letnim wdzianku – podeszła do niego.
– No i gdzie jest sławna Andrea Parisi? – spytała. – Myślałam, że wreszcie ją poznam.
– Nie wiem. Myślałem, że już zdąży do tej pory dojechać, szczerze mówiąc. Pewnie pracuje.
– W sobotę?
Hunt uśmiechnął się, kręcąc głową.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, Con, ale prawnicy nie rozróżniają dni tygodnia. Po prostu ciągle pracują. Sobota, wtorek wieczorem, czwarta rano, podaj jakąkolwiek porę, oni pracują – wskazał gestem do wnętrza magazynu.
– Nawet Wes, Amy, Jason, oni tam. Wszyscy pracują, gwarantuję.
– Cieszę się, że nie wybrałam sobie takiej pracy.
– Ja też. Ale Andrea wybrała. Connie zawahała się.
– I lubisz ją? Ona lubi ciebie?
– No cóż, mimo wszystko uratowałem jej życie, więc jest w pewnym stopniu zobowiązana być dla mnie przynajmniej miła. Ale, hej, proszę. Możesz sama ją spytać.
Andrea Parisi pojawiła się na początku alejki w towarzystwie Richarda Tombo. W espadrylach, spódnico-spodniach i mandarynkowej bluzce bez rękawów, nawet z daleka wyglądała niesamowicie ponętnie. Gdy podeszli bliżej, Hunt uświadomił sobie, że nawet z bliska nie widać było po niej wielu lub nawet żadnych oznak osiemdziesięciu godzin bez jedzenia i płynów. Jej włosy lśniły w słońcu, twarz odzyskała kolor.
Connie odwróciła się do Hunta i skinęła z zadowoleniem.
– Nieźle – powiedziała.
Przedstawili się, po czym Hunt poszedł przynieść piwo w plastikowym kubeczku dla Tombo i kieliszek białego wina dla Andrei. Wymienili kilka towarzyskich uwag, podczas gdy Hunt doglądał grilla. Kiedy pierwsza partia była gotowa, Connie poszła poinformować o tym resztę gości.
Hunt rozdzielał jedzenie, uśmiechając się do nowo przybyłych.
– Burger, kiełbaska, napoje, sałatka z ziemniaków i przyprawy w środku. Mamy wszystko. Co sobie życzycie?
Tombo, jakby to był znak, powiedział:
– Ja sobie życzę pobiec do toalety. Zaraz wracam. Zostawił go samego z Andreą, której wyrazu twarzy nie mógł odczytać.
– Jak się szybko zdecydujesz, możesz jeszcze dostać krwisty
– powiedział, ale widząc jej zbolały wyraz twarzy, zostawił zajmowanie się grillem. – Dobrze się czujesz? – spytał.
– Świetnie – odparła. Napiła się wina. – Kiedy tu skończysz, moglibyśmy porozmawiać?
– Pewnie.
– To trochę krępujące – powiedziała.
Dostarczył do środka półmisek jedzenia i teraz ponownie stał z nią w alejce. W połowie drogi do ulicy, z dala od tylnych drzwi i przyjaciół.
– Poradzę sobie. O co chodzi?
– No więc – wzięła głęboki wdech. – Prawda jest taka, Wyatt, że dostałam propozycję.
– Propozycje są dobre.
– Czasami tak. To jeden z tych przypadków – mówiła szybciej, chcąc wyznać wszystko w pośpiechu, kontynuowała. – Wiesz, jak wszystko było, znaczy z ludźmi z TV Proces, zanim zostałam… zanim zniknęłam? To znaczy Spencer nie był w stanie mi pomóc. Nie miałam szans.
– Tak.
– No więc, to jest… To znaczy nie można czegoś takiego zaplanować, ale gdy mnie nie było… no wiesz, stałam się dość interesująca.
– Żadnego „dość”. Byłaś najgorętszym tematem w kraju.
– Byłam najgorętszym tematem – przyznała ze smutnym spojrzeniem. – A potem, gdy się okazało, że zostałam porwana i gdy uratowano mnie tak… tak, jak ty mnie uratowałeś… to wszystko, no wiesz. Potem wszystkie te wywiady i artykuły.
Hunt coś pamiętał. Time, Newsweek, CNN. Generalnie, wszędzie – sam był małą częścią tego szaleństwa. Zdecydował, że ułatwi jej to.
– I teraz cię chcą.
Nie mogła ukryć dumnego uśmiechu, gdy skinęła.
– Tak. Tak, chcą. Dzieje się to, a ja nic dla tego nie zrobiłam, wygląda, że mam znane nazwisko.
Hunt zmusił się do odważnego uśmiechu. Dotknął jej policzka.
– I znana jesteś z urody.
– Może nawet – powiedziała. – Jeśli dałbyś wiarę.
– Och, bez problemu. Powiedziałaś już swojemu szefowi?
– Gary’emu? Cóż, to kolejna sprawa. W pracy, u Piersalla, zrobiło się… no cóż, już ci trochę o tym mówiłam. Wygląda na to, że Gary zaczął wierzyć, że byłam w związku z sędzią Palmerem…
– Andrea, w porządku. Nie muszę…
– Nie – wpatrywała mu się w oczy, sygnalizując absolutną szczerość, błaganie, by uwierzył, ponieważ ona jest taka poważna. – Muszę ci powiedzieć, że nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. To byłoby całkowicie nieetyczne. Pracowaliśmy razem nad wielką sprawą, sędzia Palmer i ja, miliony dolarów i cokolwiek osobistego pomiędzy nami zagrażałoby wszystkiemu, czego byśmy dotknęli.
– Okay – powiedział Hunt, czując, jak jego serce się zaciska. Przez chwilę zamierzał powiedzieć jej, że to nie ma znaczenia. Ludzie nie są doskonali, wszyscy popełniamy błędy. Nie jemu jest ją sądzić. Ale zabolało go, że czuła, iż musi go okłamywać, że to było okay, może nawet szlachetnie okłamywać go, jeśli tylko jego wizja jej osoby pozostanie nienaruszona.
Tak jakby kiedykolwiek pragnął wizji. Pragnął osoby.
A teraz osoba ta była nieodwoływalnie kimś, kto mógł nie mówić prawdy, patrząc mu w oczy. Ponieważ, choć może nigdy nie byłby w stanie dowieść jej rzekomego romansu z sędzią Palmerem, wiedział, że jej zaprzeczenie, że wytrenowane słowa, były kłamstwem. I nagle to, co mogło być, stało się tym, co nigdy nie miałoby szansy.
Читать дальше