– Kto dzwonił, że tak cię to zdenerwowało? Znowu ta cała policja? – wyciągnął do niej dłoń, gdy ruszyła do przodu. – Carol? Proszę…
Włożyła dłoń między stykające się pośrodku okna zasłony i rozsunęła je z taką siłą, iż jedna urwała się przy karniszu. Następnie, cofając się, jakby pod ciosem, zakryła usta dłońmi, kwiliła przez palce.
Srebrnym sprayem, od tyłu, tak, by można było odczytać od wewnątrz, ktoś napisał dużymi literami T-O-D-D.
– Halo – głos pani Manion był ledwie słyszalny w telefonie, podszyty paniką, choć nadal zachowywała słabą kontrolę.
– Nie przerywaj. Możesz wszystkich innych odesłać – powiedziała Wu, używając tych samych, dokładnie wyćwiczonych fraz, na które wszyscy przystali. – Nie musisz mieszać w to nikogo innego. Teraz chodzi o Andreę, nie o ciebie. Będziemy cię obserwować.
Amy zbladła, jej dłoń trzęsła się, gdy oddawała telefon Huntowi – teraz gorący od jej dotyku.
– Boże – powiedziała, oddychając ciężko. – O mój Boże.
– Dobrze się czujesz? – spytał Jason, obejmując ją ramieniem. Zaprzeczyła ruchem głowy. Ponownie odetchnęła głęboko.
– Cholera. Cholera, cholera, cholera. To było straszne.
– To było rewelacyjne – powiedział Mick.
– Chyba będę wymiotować.
– Już – Jason pomógł jej usiąść, obejmując ją cały czas ramionami.
Hunt przyklęknął na jedno kolano, podniósł palcem jej podbródek.
– To było doskonałe, Ames – powiedział. – Dobrze się sprawiłaś.
Przytaknęła, nadal ciężko oddychając, a Jason spojrzał na Hunta.
– Co robimy teraz? – spytał.
– Teraz, wy – Amy i Jason – wy znikacie. Wystarczająco dużo oboje zrobiliście. Jeśli zostaniecie na jakimkolwiek etapie złapani, wasze pozycje zawodowe będą poważnie narażone, o ile nie stracone. Macie za dużo do przegrania.
– Tak, a wy niby nie? – powiedział Jason. Hunt machnął na to ręką.
– Już zmieniałem parę razy zawód. Nie zabiło mnie to. Zawsze mogę zająć się czymś innym. A z Devina jest duży chłopiec, który przyjechał tu z własnej woli. Cała reszta – Mick, Tammy, Craig – są w pracy. Jestem pewien, że czeka ich spora nagroda.
Mick od razu się ożywił
– Jak spora?
– Wielka – powiedział Hunt. – Bezprecedensowa. – Po czym odwrócił się ponownie do Jasona i Amy. – Ale wy jesteście ochotnikami, którzy wykonali świetną robotę, a teraz musicie pojechać do domu. Mówię poważnie.
– A co wy zamierzacie? – spytała Amy.
– My – powiedział Hunt – będziemy czekać.
Od telefonu Amy do Carol minęły trzy godziny. Juhle i Hunt byli w obozie, a Mickey zaparkował przy zjeździe na Silverado Trail, skąd mógł śledzić Manionów, gdyby usiłowali, razem z Carol, wyjechać z domu i uciec.
Juhle skończył z żoną rozmowę z serii „Będę później” i podszedł do Hunta, który opierał się o dach coopera, a przed nim, na statywie, stała lornetka.
– Ile masz zamiar czekać? – zapytał.
Hunt spojrzał na zegarek, na opadające słońce, na chateau, w końcu na przyjaciela.
– Tak długo, jak będzie trzeba – powiedział. – Jak chcesz, to jedź do domu. Zadzwonię, jak znajdziemy Andreę. Możesz wtedy przyjechać i zebrać laury.
– Nadal myślisz, że to zadziała?
– Nie wiem.
– Trochę trwa.
– Spodziewałem się tego. Musi podjąć kilka decyzji. Mogłaby wyznać wszystko Wardowi – albo prawie wszystko, tyle, by z nią współpracował. Albo przekonać jego i wszystkich pozostałych w domu, że cokolwiek to jest, może poradzić sobie z tym sama, że nie przechodzi załamania nerwowego. Jeśli taką opcję wybierze, to będzie musiała się ich pozbyć, wysłać na kolację, powiedzieć, że ma migrenę, albo coś. Cokolwiek zrobi, zajmie to trochę czasu.
– Jak ktoś pisze imię jednego z moich dzieci na oknie mojego domu, to dzwonię po gliny.
– Wiem, ale ona tego nie zrobi.
– A jeśli zadzwoni po dwudziestu ochroniarzy, albo nawet po Shiu, na litość boską. To by się dopiero zrobiło nieciekawie, co?
– Co jeśli… – Hunt spojrzał na dom. Ani w środku, ani dokoła nie działo się nic od telefonu Wu. – Nie zadzwoni po żadną policję, Dev. Jeśli tak zamierzała, to już by tu byli. Wszyscy jesteście teraz jej wrogami. Nawet Shiu. Może i dorabia u niej, ale przede wszystkim jest twoim partnerem, gliniarzem z wydziału zabójstw, który prowadzi dochodzenie w sprawie kilku morderstw, i, ps, wygląda na to, że ona je popełniła. Nie przyjedzie pomóc jej się z tego wyplątać. Nawet jeśliby dziś pracował, a nie pracuje.
– Mógłby przyjechać zarobić podwójne nadgodziny.
– Mało prawdopodobne.
– I sądzisz, że Ward też nie wezwie policji?
– Możliwe, że chciałby – odparł Hunt, kręcąc głową – ale ona przekona go, by tego nie robił. To jej problem i jest nieźle zmotywowana. Mam nadzieję, że zrozumiała, że oddanie Andrei jest jej jedynym wyjściem. Tylko tego chcemy.
– Niezupełnie – powiedział Juhle. – Ja, na przykład, chcę ją aresztować.
– To pominąłem. A jeśliby cię tu nie było, to nie byłaby moja sprawa, jak ciągle powtarzałem.
– Pozwoliłbyś, żeby morderstwa uszły jej na sucho? – spytał Juhle.
Hunt wzruszył ramionami.
– Chcę Andrei – zaszachował przyjaciela. Dyskusja została zakończona. Podnosząc walkie-talkie, nacisnął guzik. – Dobrze u was?
– Ąffirmativo, mon capitaine - rozległ się w trzaskach głos Chiurco – ale od zasłon, nic. Poza tym, że widzieliśmy grzechotnika. Wielkiego, starego skurczybyka.
– Może go złapiecie i wpuścicie do domu? To ją wypłoszy.
– Nie ma mowy, Wyatt – dobiegł ich głos Tamary.
– To miał być, mniej więcej, żart, Tam.
– Przecież się śmieję – powiedziała.
– Dobrze. Dajcie znać, jak się wam sprzykrzy – Hunt wyłączył się i odwrócił się do Juhle’a. – Serio, nie musisz zostawać. Poradzimy sobie. Poza tym, może się nic nie wydarzyć.
Przyszła kolej, by Juhle sprawdził chateau, zanotował czas.
– Serio – powtórzył Hunt.
– Może mam jeszcze kilka minut. Zaryzykuję.
Do najdłuższego dnia w roku zostały trzy tygodnie, ale Coast Rangę odcinała bezpośrednie słońce w dolnych partiach doliny krótko po osiemnastej. Kwadrans przed dziewiętnastą obóz pogrążył się w długich cieniach i Juhle założył marynarkę, którą nosił cały dzień w San Francisco.
– Ruszamy – powiedział Hunt.
Juhle podszedł do niego, mrużąc oczy w cieniu, gdy Hunt rozłożył dach samochodu, złapał walkie-talkie i zawiadomił swoich ludzi, mówiąc Mickeyowi, że z domu na parking zaczęli wychodzić ludzie. Ma włączyć silnik i być w pogotowiu.
– O ilu mówimy?
– Moment – Hunt złapał za nogę statywu i spojrzał przez lornetkę. W bagażniku coopera miał noktowizor, ale nie zapadł nawet zmierzch, więc nie wyciągnął go jeszcze. – Jakiś facet w ciemnym garniturze z dzieckiem i kobietą. Nie wiem, czy to Carol. Craig, widzisz ją? Over.
– Nie, dom nam zasłania.
Hunt podążał wzrokiem za małą procesją w drodze do jednego z SUV-ow.
– Wiesz, ile osób było w domu? Manionowie, dzieciak, ochroniarz. Ktoś jeszcze?
– Dzieciak ma nianię – powiedział Craig. – Widzieliśmy ją przez okno na górze.
– Więc pięć. Pięć.
– Zgadza się – potwierdził Mickey.
Mężczyzna w garniturze usiadł za kierownicą, podczas gdy kobieta z dzieckiem zajęli miejsca z tyłu, wsiadając przez drzwi, których Hunt nie widział. W ciszy wieczoru, nawet mimo odległości, dobiegło Hunta echo włączanego silnika. Samochód pojechał kawalątek i zatrzymał się tuż przez samymi drzwiami frontowymi, zasłaniając większość. Hunt widział, jak drzwi frontowe otwierają się i zamykają. Widział ruch, ale nic poza tym.
Читать дальше