– Którąkolwiek? Nawet nie wiesz, gdzie jestem.
– Jesteś na północ od Napa, reszta nieważna. Skręć w pierwszą w prawo i za wszelką cenę kontynuuj w tym kierunku, w stronę wzgórz, które widzisz przez okno od strony pasażera. Tak? Następna duża droga to Silverado Trail, gdzie skręcisz w lewo. Jestem na niej teraz i ruch jest płynny w obu kierunkach. Po lewo zobaczysz Winnice Quintessa – są wielkie, nie możesz przegapić i tam zwolnisz. Piwnice Manionów są tuż obok, ale Mick zaparkował swoje zielone camaro trochę dalej, po prawej stronie, i tam będziemy. Nie zajmie ci to więcej niż dziesięć, piętnaście minut, a to powinno wystarczyć.
– Na co?
– Żebyś tu dotarł, zanim pojadą do domu.
– A dlaczego to takie istotne?
– Może nieistotne. Ale ponieważ i tak chciałeś z nią porozmawiać, to możesz jednocześnie spełnić też mój kaprys, w porządku? Daję ci ją na tacy. Może roztrzęsioną i może gotową pęknąć.
– Pomimo twej obietnicy, że nie będziesz z nią rozmawiał.
– Nigdy tego nie zrobiłem.
– Ale jest roztrzęsiona? Jak do tego doszło?
– Magia. Później zdradzę ci ten sekret, a na razie masz jechać, okay? Wiem, że jesteś gliną i stoi to w opozycji do wszystkiego, w co wierzysz, ale przekrocz prędkość, jeśli musisz.
– Marne szanse – powiedział Juhle.
* * *
Juhle wjechał po wijącym się podjeździe, minął „Otwarte dla Gości” sale degustacyjne i przylegający do nich parking, w górę, aż zatrzymał się, by nacisnąć guzik na skrzynce przymocowanej do bramy z kutego żelaza, która rozciągała się przez szerokość prywatnej drogi. Przedstawił się jako inspektor wydziału zabójstw policji San Francisco, po czym musiał czekać około pięciu minut, aż młody człowiek w ciemnym garniturze opuścił kompleks przez kolejną bramę w ogrodzeniu i podszedł do Juhle’a, by sprawdzić jego tożsamość.
– Ale obawiam się, że fatygował się pan tu na marne. Nie ma ich obecnie w domu.
– Nic nie szkodzi. Zaczekam, jeśli pan pozwoli.
– To może trochę potrwać. Są na aukcji.
– Na jakiej aukcji?
– Aukcji doliny Napa.
– Przykro mi. Nie znam.
Mężczyzna nie był przekonany, czy może wierzyć Juhle’owi, ale wyjaśnił:
– No cóż, to spore wydarzenie i znane jest z tego, że trwa do późna, ze wszystkimi przyjęciami po aukcji.
– Czy chce pan powiedzieć, że mnie nie wpuści?
– Może pan wjechać przed dom, sir – odparł ochroniarz po długiej przerwie – ale bez wyraźnego pozwolenia państwa Manionów nie mogę pana wpuścić do domu.
Uśmiechając się, Juhle przytaknął.
– Dobra, dzięki. Zaryzykuję.
Strażnik wbił kod, brama otworzyła się i Juhle wjechał do środka. Droga wznosiła się pod ostrym kątem przez pięćdziesiąt stóp, po czym rozgałęziała się, stając się bardziej pozioma, a jedna z alejek odbijała w prawo, wiła się między winoroślami, aż znikała za bokiem wzniesienia. Juhle zatrzymał się przy rozwidleniu i poczekał aż mężczyzna, który go wpuścił, dotrze na wysokość samochodu.
– Podwieźć pana na górę?
– Pewnie, dzięki. To dalej niż się z zewnątrz wydaje.
– Lewo czy prawo.
– Lewo.
W ciszy pokonali kolejne wzniesienie, zjechali w dół, w prawą stronę przed nowymi jaskiniami z ich imponująco zdobionymi dębowymi drzwiami, podjechali po raz ostatni i znaleźli się na płaskim, dużym, okrągłym parkingu pokrytym żwirem, z działającą fontanną pośrodku i otoczonym drzewkami oliwnymi, przed bogato zdobioną strukturą samego chateau. Juhle minął dwa ciemne SUV i starą hondę civic i jechał dalej po okręgu, aż znalazł cień i tam zaparkował, mówiąc pasażerowi, że zaczeka w samochodzie.
– To naprawdę może potrwać.
– Jeśli zmęczy mnie siedzenie, to się przespaceruję. Może być?
– Jak pan chce, ale proszę nie opuszczać terenu przed domem – obszedł samochód i zatrzymał się przy oknie Juhle’a. – Przepraszam, ale właśnie do mnie dotarło. Pan jest z wydziału zabójstw? Czy stało się coś złego? To znaczy w rodzinie? Mam numer do nich, ale tylko na wyjątkowe wypadki.
– To tylko rutynowa wizyta – Juhle nie udzielił żadnych dalszych wyjaśnień.
Po sekundzie czy dwóch młody człowiek wzruszył ramionami i oddalił się.
Przez jakiś czas Juhle siedział w samochodzie, przy opuszczonej szybie, upajając się ciepłem i słońcem. Ze swego dogodnego miejsca miał widok rozciągający się całe mile w górę i w dół doliny. Zieleń pączkujących winorośli na rdzawej glebie, postrzępione wzgórza znaczone granitem, modre, bezchmurne niebo z jednym szybującym sępem. Olśniewająca panorama.
Przyglądając się, zauważył, że choć ruch na Silverado Trail w dole nie był mały, to samochody poruszały się w obu kierunkach. Jeśli Hunt nie pomylił się w swych założeniach – a jak na razie nie – na Carol i Warda nie trzeba będzie długo czekać.
W końcu na fotelu zrobiło się gorąco, zatem otworzył drzwi, wysiadł i poszedł na krawędź parkingu z przodu, gdzie wzniesienie opadało stromo przed nim. Zmagając się z niejakim wysiłkiem spowodowanym wspaniałością otoczenia, upomniał się, iż winnice są jedynie polami uprawnymi, których plon stanowią winogrona.
Istotnie, w małym zagłębieniu obok nowych jaskiń, Juhle dostrzegł niewiarygodnie zniszczoną, starą stodołę z sekwoi, otoczoną dużą ilością rdzewiejących narzędzi rolniczych, a także kilkoma nowszymi ciężkimi maszynami, których użyto w niedawnych pracach wyrobiskowych oraz w wyrównywaniu i obsadzaniu
– kilka traktorów, spulchniacze i koparki, olbrzymie części wymienne i wiertła, łopaty i szpadle, motyki i widły. Niektóre lśniły w słońcu, ale większość była wręcz w opłakanym stanie. Teren dokoła wejść do jaskiń był nadal poharatany i pozbawiony gleby, nagi wapień jaśniał w słońcu niby zwierzęce kości.
Przyjechał tu jednak w konkretnym celu i ku swej satysfakcji zobaczył, iż nie będzie miał czasu na żadne dalsze obserwacje samego chateau, ani też otaczających go terenów. Tuż pod nim, czarne BMW Z4 cabrio pokonywało wzniesienie przed bramą.
Juhle cofnął się o kilka kroków, aż zniknął z pola widzenia pasażerów samochodu. Gdy minęli wniesienie i wjechali na płaski teren w cieniu drzewek oliwnych, gdzie czekał, założył okulary i ruszył w ich kierunku, trzymając w wyciągniętej ręce odznakę, z beznamiętnym wyrazem twarzy.
Jego kroki chrzęściły głośno na pokrytej żwirem powierzchni parkingu, gdy podszedł prosto do samochodu od strony Carol i odezwał się, zanim samochód całkowicie się zatrzymał.
– Pani Manion? Inspektor Juhle z wydziału zabójstw San Francisco. Może mnie pani pamięta? Gdyby mogła mi pani poświęcić chwilę, chciałbym zamienić z panią kilka zdań.
– Nalegam – powiedział Ward. – Jak pan widzi, to naprawdę nie jest najlepsza pora, inspektorze. Moja żona czuje się bardzo źle. Musieliśmy opuścić aukcję z tego powodu, a zapewniam pana, że nie zrobilibyśmy tego, gdyby nie było to coś poważnego.
Mężczyźni stali twarzą w twarz w okrągłym, sklepionym, marmurowym foyer. To, że zgodzili się i w istocie zaprosili Juhle’a do wnętrza chateau, stanowiło wielki błąd Manionów – gdyby zmusili go do pozostania na zewnątrz, potrzebowałby nakazu, by wejść bez ich pozwolenia, ale gdy już go wpuszczono, z psychologicznego punktu widzenia dużo trudniej będzie go wyrzucić.
Gdy tylko przekroczyli próg, Carol, jak ktoś osłabiony przez upał, padła na jeden z foteli pod ścianą. Teraz położyła łokieć na oparciu i zamknęła oczy. Po chwili wsparła czoło o dwa pierwsze palce prawej dłoni. Nieoczekiwana obecność Juhle’a pojawiającego się z oślepiającej bieli popołudnia, zadała jej drugi cios psychiczny tego dnia i zachwiała nią.
Читать дальше