– Kalifornijskie super Tuscan – powiedział Jason. – Dobry wybór.
– Mało oryginalny – przyznał Ward – ale to lepsze niż wyrwanie dobrych winorośli, które w końcu owocują, i ponowne błędne postawienie na granache albo inne cholerstwo.
Mężczyzna ewidentnie był w stanie kontynuować w tym samym fascynującym tonie przez jakiś czas, ale nawet tu i teraz, pijąc drugi kieliszek chardonnay, Carol Manion wkładała sporo wysiłku, by się skoncentrować, uśmiechając się lekko, nieobecnie, myślami była gdzie indziej, we własnym świecie.
Stojąca obok Carol, trzymając w dłoni nie tknięty kieliszek szampana, młoda towarzyszka Jasona przysunęła się do niej i szepnęła poufałym tonem:
– Cudownie jest tu być. To nasz pierwszy raz i muszę powiedzieć, że czujemy się, jakbyśmy się tu wprosili. Z technicznego punktu widzenia nie powinno nas tu w ogóle być, ale przyjaźnimy się z Thomasem i to on nas wprowadził.
W tym kontekście Thomasem mógł być tylko Thomas Keller z French Laundry, iiberchef tej doliny, a zdaniem wielu, całego cywilizowanego świata.
– Ale jeśli ma się wystarczająco szczęścia, by dostać dwa bilety w tak przecudowny dzień jak dziś, to raczej się nie odmawia, n’est-ce pasł
– Oui. Sans doute - Carol zdobyła się na uśmiech, który choć zmęczony, wyglądał na szczery. – Przepraszam. Jestem nieco rozkojarzona. Jak ma pani na imię?
– Amy.
Zaczęły odzywać się wrodzone maniery, jak Amy miała nadzieję, a Hunt zakładał. Carol Manion, o czym oboje wiedzieli, spędzała sporo czasu na przyjęciach charytatywnych i obiadach dobroczynnych. Towarzyska rozmowa przychodziła jej tak naturalnie jak oddychanie i cała banalność okoliczności dawała pozorne wytchnienie wobec tego, co jak zakładali, zajmowało ją obecnie najbardziej.
– Cóż, Amy – powiedziała – bardzo miło panią poznać, tym bardziej skoro nie będzie pani konkurencją w czasie aukcji.
– Nie sądzę, by musiała się pani tym martwić – odparła Amy, śmiejąc się z wdzięcznością. – Oboje jesteśmy etatowymi pracusiami.
– Jesteście państwo w przemyśle winiarskim? Pani mąż zdaje się całkiem znać na rzeczy.
– Jason? Nie jest jeszcze moim mężem – pobieramy się we wrześniu. Ale nie tylko na winie, zna się na wszystkim. To rodzaj przekleństwa.
– Wiem, co ma pani na myśli. Mój Ward też jest trochę taki. Raz coś zobaczy, albo usłyszy, albo przeczyta i już mu to zostaje w głowie na zawsze.
– Jak Jason. Ale nie mamy nic wspólnego z przemysłem winiarskim, prócz tego, że lubimy wino. – Wu przesunęła się, cofając, odcięła ich od mężczyzn. – W prawdziwym życiu jesteśmy oboje prawnikami.
Usta Carol Manion zadrżały tak nieznacznie i szybko, że gdyby Wu nie przyglądała się dokładnie, nigdy by tego nie zauważyła. Natychmiast powrócił wyćwiczony uśmiech, ale w ciągu tej sekundy, może mniej, starsza kobieta zdała się stracić rezon, zapadła cisza, aż w końcu Manion wydusiła z siebie – Słucham?
Amy nie widziała nic złego w tym, aby jeszcze raz zadać jej ten sam cios.
– Powiedziałam, że jesteśmy oboje prawnikami – nie przerwała
– Jason pracuje w prokuraturze okręgowej, a ja, już od pięciu lat, w dobrej kancelarii. Uwielbiam swoją pracę, choć ludzie mówią czasami o nas straszliwe rzeczy. Wszystkie żarty o prawnikach, wie pani. Ale ja uważam, że moi koledzy i koleżanki są dużo sympatyczniejsi niż się większości ludziom wydaje. Właściwie
– zupełnie jakby jej się przypomniało – to zabawne, że akurat z Jasonem wpadliśmy na państwa, ze wszystkich tu obecnych, bo zdaje się, że mamy wspólną znajomą – twarz Wu posmutniała i nie było to udawane. – Czy też mieliśmy, powinnam powiedzieć, do tego tygodnia. Andrea Parisi?Tafla wina w kieliszku Carol Manion zadrżała, jakby maleńkie trzęsienie poruszało ziemią pod jej stopami.
– Andrea… tak, ta prezenterka telewizyjna?
– I jeśli się nie mylę, jedna z grona pani adwokatów? Czy też się mylę?
– Nie, nie. Choć nigdy się nie poznałyśmy. Tak… to prawdziwa tragedia, to, co się stało. To znaczy nadal jej nie odnaleziono, prawda?
– Nie. Choć nie sądzę, że ktokolwiek ma jeszcze naprawdę nadzieję. To najstraszniejsze. Była taką wspaniałą osobą. Byłyśmy dobrymi przyjaciółkami – ze zdziwieniem Amy poczuła, jak autentyczne łzy napływają do jej oczu. – Och, przepraszam. Nie chcę wprowadzać żałoby w tak miły dzień jak dziś. Ale pani i ona… Naprawdę miałam wrażenie, że pani również dobrze ją znała. Skoro przyjeżdżała do pani do domu…
– Nie! Nigdy tego nie zrobiła…
– Fakt. Wiem. Rozmawiałam z nią krótko po tym, jak zadzwoniła pani do niej z Saint Francis zasugerować spotkanie u niej w biurze. Obawiała się, że ma pani stracha.
– Z jakiego powodu?
– Jej reprezentowania pani.
– Ale ona mnie nie reprezentowała. Ona… – nagle przerwała, gdy uderzyła ją inna myśl. – Powiedziała pani, że zadzwoniła do pani?
– Mhm. Tuż po rozmowie z panią. Miałyśmy iść na kolację na Avenues, ale zdecydowałyśmy się przenieść do śródmieścia, skoro obie miałyśmy i tak tam pracować. Boże, to było zaledwie w minioną środę? Wydaje się, jakby minęły całe wieki – jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę, Wu dodała. – Ale skoro pani jej nigdy nie poznała, to również spotkanie z panią musiała przegapić.
Carol Manion rzuciła ukradkowe spojrzenie dokoła. Szybko oceniła długość i szerokość terenu, po czym spojrzała na Wu.
– Tak. To znaczy nie, nie poznałam jej – przerwała, po czym wydusiła z trudem. – Musiałam odwołać w ostatniej chwili.
– Szkoda – powiedziała Wu. – Na pewno by ją pani polubiła. Nie mogę uwierzyć, że jej z nami już nie ma. Była świetna… świetną osobą.
– Tak, cóż… – Carol Manion zrobiła kilka niepewnych kroków w przód, w stronę męża. – Jestem pewna, że ma pani rację. A teraz, proszę mi wybaczyć, myślę, że najwyższa pora zacząć przyglądać się tym winom. Miło było panią poznać. Ward.
Brandt i Wu zniknęli za połą namiotu i obserwowali oddalających się Manionów. Carol była mocno wsparta na ramieniu męża.
– Miły facet z tego Warda – powiedział Brandt.
– Ona nie jest miła. Jest zabójcą.
– Tak myślisz?
– Założę się o moje życie, Jason. Myślałam, że zemdleje, jak wspomniałam o Andrei. Nie wyparła się telefonu z Saint Francis, a to sporo. Naprawdę myślałam, że zacznie wymiotować. Wiem, że nieźle to nią wstrząsnęło.
– Taki był cel.
– Nie, cel był taki, żeby zmusić ją do opuszczenia aukcji.
– Ale nie za wcześnie. Devin musi mieć czas, żeby tu dojechać. Wu spojrzała na zegarek.
– Miał już dwie godziny. Zdąży.
– Lepiej, żeby zdążył – powiedział Brandt. – Popatrz na to. Manionowie zatrzymali się w drodze na swoje miejsce przy stole licytacyjnym. Carol naciskała dłonią na klatkę piersiową męża, a drugą rękę przyciskała do swojej lewej piersi. Ledwo trzymała się na nogach. Na twarzy Warda malował się wyraz nieskrywanej frustracji i złości, przez chwilę patrzył na sklepienie namiotu. Wziął kieliszek żony i wraz ze swoim postawił na najbliższym stole. Następnie zaczęli oboje iść w stronę najbliższego wyjścia.
– Zaczęło się – powiedział Brandt. Wu przytaknęła z ponurą satysfakcją.
– Na to wygląda.
Tamara i Craig podnieśli kieliszki na poziom oczu i ze skupieniem wpatrywali się w pół cala czerwonego płynu.
– Czego tu szukamy? – wyszeptał Craig.
Читать дальше