– były niewinne.
Nagle uświadomił sobie również, że nawet on i Shiu nie byli w stanie zidentyfikować Staci jako Rosalier czy Keilly, aż do wtorkowej nocy, kiedy to spotkali się z Mary Mahoney w kostnicy. I co zatem oznaczało to wobec czterech identyfikacji Todda dziś rano?
Sędzia nadal spoglądał znad zaciśniętej dłoni.
– Wszystko w porządku, inspektorze? Nie wygląda pan zbyt dobrze.
– Nie. Dobrze, Wysoki Sądzie. Zażywam leki przeciwbólowe. Przez chwilę poczułem lekkie zawroty głowy.
Thomasino ewidentnie nie był co do tego przekonany, ale nie zamierzał tego dyskutować i mówił dalej.
– A więc, summa summarum, inspektorze, jestem nieco niechętny, żeby podpisać to, co wygląda na niepewną wyprawę na jedną z najbardziej prominentnych rodzin w mieście. Szczególnie, iż byłby to drugi niemal identyczny nakaz, jaki wydałem na dwoje podejrzanych w odstępie ledwie dwóch dni. Rozumie pan, że mogłoby to wzbudzić pewne kontrowersje, hę? Ja i pan moglibyśmy zostać oskarżeni o nadinterpretację? Bezpodstawne naruszenie prywatności? A w pana przypadku, nawet desperacką vendette, by odwrócić uwagę od stojącego w miejscu dochodzenia?
– Tak, Wysoki Sądzie, niemniej to nie jest…
– Naturalnie, inspektorze, oczywiście. Nie musi pan wyjaśniać
– ponownie się przesuwając, poprawiwszy okulary, sędzia opuścił wzrok na papiery, które Juhle położył przed nim i przejrzał je.
– Oto, co mógłbym zasugerować, jeśli mi wolno, to rozumie pan ryzyko tego nakazu i nie ma pan prawdopodobnego motywu. Pisze pan tu, że posiada niezidentyfikowane odciski palców, włosy i włókna. Jeśli może pan powiązać część z nich z panią Manion, to okay, ma pan chociaż dobry powód, by udać się do jej domu i spytać, w jaki sposób się tam znalazły. Gdy pojawi się dowód na miarę możliwego motywu, wtedy wezmę pod uwagę kolejne podanie o nakaz rewizji domu. Ale w międzyczasie – podniósł wzrok, uśmiechając się dobrodusznie – może pojedzie pan do domu i odeśpi te leki. Jest sobota, inspektorze. Nikt nie będzie miał panu za złe wolnego dnia.
Ale Juhle, roztrzęsiony, nie zamierzał robić sobie wolnego dnia. Pod wielkim dachem właściwej procedury prawnej istniały inne drogi, którymi mógł bezkarnie ruszyć, a teraz został właśnie zmuszony, by wybrać jedną z nich. Być może sędzia Thomasino miał rację, że nakaz przeszukania domu Carol Manion jest trochę przedwczesny. Niemniej jako inspektor wydziału zabójstw, Juhle miał prawo przesłuchiwać ludzi, kiedy tylko i w jaki tylko sposób mu się podobało, zakładając, że był w stanie przekonać ich do mówienia.
Pani Manion mogła w miniony wtorek nie wiedzieć, iż Staci Rosalier to Staci Keilly, ale pouczającym, być może nawet rozstrzygającym, byłoby zobaczyć jej reakcję, gdy skonfrontowana zostanie z tą fundamentalną prawdą. Juhle miał dobrego nosa do świadków – jeśli kłamali, to zdradzało ich milion rzeczy i umiał zauważyć większość z nich. Wtedy przynajmniej tylko dla samego siebie znałby prawdę. Od tego zacząłby śledztwo i prowadził je powoli, ostrożnie, przez miesiące, jeśliby trzeba było, budując sprawę, którą prokurator okręgowy wygrałby przeciwko jakkolwiek licznej armii wysoko płatnych adwokatów.
Jeśli Carol Manion, w całym swym bogactwie i aroganckiej dumie, odważyła się zabić sędziego federalnego, to Juhle ją dopadnie. A żeby to osiągnąć – a teraz wszystkie pytania, które by jej zadał, były takie oczywiste! – musiał najpierw przekonać ją do rozmowy.
Stojąc w szerokim i pokrytym plamami słońca korytarzu na piętrze chateau w dolinie Napa, Carol Manion zapukała do drzwi sypialni syna.
– Todd?
Brak odpowiedzi. Zapukała ponownie.
– Todd, proszę. Twoja mama chce z tobą porozmawiać.
– Ja nie chcę z nią rozmawiać. Jestem na nią zły.
– Nie bądź, proszę. Nie mogę tego znieść, gdy się na mnie złościsz. Obiecuję, że twoje włosy odrosną.
– Ale teraz wyglądam jak palant.
– Ależ skąd. Wyglądasz na przystojnego młodzieńca, którym jesteś. Możesz, proszę, otworzyć drzwi?
– Nie chcę.
– Ale muszę z tobą porozmawiać.
– O czym?
– Todd. Nie przez drzwi, dobrze? Proszę. Powiedziałam proszę.
– Ja też mówiłem proszę, zanim kazałaś mu obciąć moje włosy. Proszę, proszę, proszę, podkreślając każde słowo kopnięciem w drzwi. – To nie fair.
– Wiem. Przykro mi. Razem z twoim tatą pomyśleliśmy, że to dobry pomysł.
– Dlaczego? – przerywane szlochem. – Nikomu nie szkodziło. Niemniej gałka przekręciła się i zamek drzwi zwolnił się, choć Todd nie otworzył ich na oścież. Carol popchnęła je łagodnie.
Todd podszedł do wychodzącego na pola winorośli okna wykuszowego, zrzucił kołdrę z łóżka i zakopał się w niej. Carol usiadła tak, by czuć obok siebie drobne ciało chłopca.
– Dziękuję, że mnie wpuściłeś – powiedziała. – Jesteś bardzo grzecznym chłopcem.
– Nic z tego nie mam. Carol Manion westchnęła.
– Nie jest ci tam trochę za gorąco?
Kołdra poruszyła się, gdy pokręcił przecząco głową.
– O czym chciałaś ze mną porozmawiać? Nadeszła ta chwila. Ponownie westchnęła.
– W porannej gazecie jest zdjęcie chłopca, który wygląda jak ty. Właściwie, to może być nawet twoje zdjęcie, które ktoś zrobił z daleka kilka lat temu.
Spod kołdry wysunęła się głowa o zapłakanych, ale teraz zaciekawionych oczach.
– Dlaczego ktoś by to robił?
– Nie wiem na pewno, ale w gazecie napisane było, że zdjęcie znaleziono w pokoju kogoś, kto został zabity w zeszłym tygodniu.
– Zabity? Tak naprawdę zabity w prawdziwym życiu? Nie jak w TV?
– Nie. Naprawdę zabity.
– Ale fajnie – powiedział Todd.
– Wcale nie, Todd. To raczej przerażające. W każdym razie policja pomyślała, że jeśli ktoś rozpozna chłopca ze zdjęcia, to będą mogli znaleźć rodzinę zabitej kobiety. Czy jesteś z nią spokrewniony. Rozumiesz?
– Ale nie jestem?
– Nie, nie jesteś. Ale twój tata i ja, nie wiemy, kto zrobił to zdjęcie i dlaczego. Ani nawet, co ma to z tobą wspólnego. Chcemy tylko, żebyś był bezpieczny.
– I to dlatego obcięliście mi włosy? Dlaczego mi od razu nie powiedzieliście?
– Ponieważ nie chcieliśmy cię przestraszyć.
– Wcale bym się nie przestraszył.
– Nie. Pewnie nie, wiem. Ale twój tata i twoja mama się wystraszyli, gdy dowiedzieli się, że ktoś, kto został zabity, miał twoje zdjęcie, a zabójca może teraz wiedzieć, jak wyglądasz. Więc pomyśleliśmy, że dobrze byłoby trochę to zmienić, przynajmniej na jakiś czas. Rozumiesz? Naprawdę chcę, żebyś zrozumiał.
– Chyba tak.
– Dobrze. Możliwe, że przyjdą różni ludzie i będą zadawać pytania. Może nawet policjanci. I nie chcę, żebyś się martwił.
– Dlaczego miałbym się martwić?
– Nie powinieneś. Dlatego mówię, że nie ma powodu do zmartwienia. Po prostu powiemy wszystkim, że to nie ty. Może jest do ciebie podobny, ale naszym zdaniem to nie ty.
– Na zdjęciu, znaczy?
– Tak. W ten sposób wcale nie będziemy się w to mieszać. Ponieważ nie musimy. To nie ma z nami nic wspólnego. Chcę, żebyś to zrozumiał.
– Ale jeśli to ja? Mogę je zobaczyć? Założę się, że bym wiedział.
– Ja też. Ale zdjęcie nie jest najważniejsze, Todd. Najważniejsze jest to, że cię chronimy. Musisz zawsze pamiętać, że jesteś bezpieczny, nieważne, co się stanie.
– Wiem, mamo.
– Ponieważ jesteś moim jedynym synem i nigdy nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało. Nigdy. Okay? A teraz może wyjdziesz spod tej kołdry i uściskasz swoją starą matkę?
Читать дальше