– Ale myślałem, że nie chciałeś tam jechać.
– Ta. Zmieniłem zdanie – przez chwilę Mickey rozpływał się poetycko na temat rozkoszy dnia, włączając śniadanie, które właśnie zjadł, a które byłoby warte swej wygórowanej ceny, nawet gdyby nie zostało podane przez Julię Roberts.
– Umówiłeś się z nią?
– Nie. Ma chłopaka.
– I bliźniaki, z tego, co słyszałem.
– Co? Moja kelnerka?
– Nie. Prawdziwa Julia, durniu. Może mi powiesz o Mamonach.
– Dobra, po pierwsze, dzieciak nie miał ochoty na fryzjera, i wcale mu się nie dziwię. Ale mamusia postanowiła. Tak przy okazji, to naprawdę mama? Julia twierdziła, że to jego babcia i też bym tak powiedział.
– Może być babcią, ale jest również mamą.
– Skoro tak mówisz.
– Tak mówię. To skomplikowane. No i co z tym fryzjerem?
– Ogolili go na łyso. Był wkurzony. Też bym był. Ale ona była strasznie ostra. Nie miał nic do gadania.
– Musiała zmienić jego wygląd. Dziś.
– Dlaczego?
– Żeby nie wyglądał jak chłopiec na zdjęciu, które wczoraj widziałeś.
– To był on?
– To był on. A gdzie są teraz?
– Nie wiem. Wrócili do domu albo pojechali na aukcję. W głosie Hunta wyraźnie dało się słyszeć rozczarowanie.
– Nie jesteś już z nimi?
– To chyba byłoby zbyt oczywiste, nie sądzisz? Nie. Jak już tam byłem, to też się ostrzygłem. Tylko strzyżenie, dzięki.
– Mick.
– Mam ich znowu znaleźć – to nie było pytanie.
– Jeślibyś mógł.
– Przyjeżdżasz?
– A jak myślisz?
Oceniając po opisie Hunta, Juhle stwierdził, że najlepiej ze wszystkich głównych świadków powinno mu pójść z Caitlin Rosalier. Poza tym mieszkała w Bostonie, gdzie nie było tak wcześnie. Bogowie uśmiechnęli się do niego i nie tylko dlatego, że była w domu, ale wydawała się też chętna do rozmowy.
Rozmowa z poprzedniego wieczora wytrąciła ją z równowagi i nie spała przez większą część nocy. Tak, Juhle może przysłać jej faksem zdjęcie z autopsji. „Nie jest zbyt obrzydliwe, prawda?”. Swego czasu była blisko ze Staci i teraz zdawała się potrzebować jakiegoś zamknięcia, jeśli w istocie jej przyjaciółka była ofiarą. Punkt ksero na rogu zaopatrzony był w faks i mogła tam pójść i zadzwonić do Juhle’a z numerem, a on odparł, że będzie czekał.
Nim zadzwoniła, zgłosił się partner Juhle’a, by poinformować go, że nie pojawi się w poranek tego weekendu. Może Juhle o tym nie wiedział, ale sobota jest sabatem w Kościele Świętych Dnia Ostatniego i Shiu musi iść na nabożeństwo, a potem ma służbę u Manionów. Ale Juhle będzie go na bieżąco informował. Prawda? Dziękuję bardzo. W nagłym przypadku mógłby pojawić się wczesnym popołudniem, ale nic nie obiecuje, chyba że Juhle miałby coś naprawdę istotnego i, cytując Shiu, „Pamiętaj Dev, opartego na dowodach”.
– Dupek – powiedział Juhle, rozłączając się i wpatrywał się przez mgłę w autostradę, siedząc przy biurku w pustym wydziale zabójstw.
Przez niemal dwadzieścia minut przeglądał folder pod tytułem „Medycyna Sądowa”, męcząc się z oświadczeniem pod przysięgą, jakie zamierzał dołączyć do nakazu, który miał nadzieję otrzymać na oba domy Manionów i ich samochody. W miejscach tych szukałby konkretnie narzędzia zbrodni albo ubrań, na których mogły znajdować się ślady krwi lub prochu. W samochodach miał nadzieję znaleźć włosy lub może nawet ślady krwi Andrei Parisi.
Dowody nie byłyby takie przekonujące, ponieważ badanie odcisków palców było długotrwałe, a pani Manion mogła być w domu Palmera towarzysko, ale szukali będą jej odcisków w gabinecie sędziego. Również dywanik z miejsca zbrodni dostarczył włosów pochodzących od różnych osób i choć jakiekolwiek testy DNA czy inne skomplikowane badania są dość powolne, to ich pozytywne wyniki pomogłyby w śledztwie.
Gdy rozległ się dzwonek telefonu, Juhle rzucił się do aparatu. Caitlin, wreszcie z numerem faksu w punkcie ksero. Zapisał, podziękował i poprosił, by, jeśli może, nie rozłączała się. Złapał najlepsze zdjęcie twarzy Staci Rosalier z autopsji i wsunął do faksu. Kiedy wrócił do telefonu, Caitlin płakała i Juhle dostał identyfikację.
Nadal męcząc się nad oświadczeniem do nakazu, Juhle podniósł głowę i uśmiechnął się.
– Patrzcie państwo, kogo przywiało. Nie wiń mnie za cokolwiek, co ci się wczoraj w nocy przytrafiło. Powiedziałem ci, żebyś jechał do domu.
Hunt nie był w nastroju do uśmiechania.
– Ty ich na mnie nasłałeś?
– Daj spokój, Wyatt. Sam to sobie zrobiłeś. Ja cię nawet ostrzegłem. Dowiedziałeś się chociaż czegokolwiek?
– Tak. Pracujesz z socjopatami.
– Hej. To wymóg. Przyzwyczaj się.
Hunt nie przyjechał strofować Juhle’a i wskazując na folder, zmienił temat.
– Są w Napa – powiedział.
– Wiem.
– Skąd?
– Było w gazecie. Ucieszy cię, że mamy czterech raczej wiarygodnych świadków co do zdjęcia. To Todd Manion.
– Któremu obcięto dziś włosy. Na zero.
– Ciekawe. Trochę za późno, ale i tak ciekawe – Juhle przechylił głowę. – Ale chwileczkę. Skąd o tym wiesz?
– Mickey tam jest.
Juhle oparł się, pomasował bark, najwyraźniej odczuwając spory ból. Kiedy się odezwał, mówił oficjalnym tonem.
– Musisz się z tego wycofać, Wyatt. Mówię poważnie. Całkowicie się wycofać. I trzymać swoich ludzi również z daleka.
– Moment. Niech no znajdę właściwą odpowiedź – zajęło mu to sekundę. – Nie wydaje mi się.
– Przeszkadzasz mi w dochodzeniu na tym etapie…
– Hej! – Hunt wymierzył palcem w Juhle’a. – Tylko dzięki mnie masz w ogóle dochodzenie na tym etapie.
– Wyatt – Juhle zachował spokój – to już jest ponad tobą. Może chciałbyś wiedzieć, że pół godziny temu Caitlin Rosalier zidentyfikowała Staci.
– Wiedziałem to dwanaście godzin temu. Juhle pokręcił głową.
– Nie wiedziałeś. Domyślałeś się. Ja to udowodniłem.
– Tracąc po drodze pół dnia. I zatrzymując moje działania.
– Ponieważ tego wymaga procedura, przyjacielu. Właściwa procedura prawna. Coś kojarzysz? Czasami trzeba czasu, by zrobić coś prawidłowo.
– Czasami nie masz luksusu czasu. Co ty na to?
– To nie jest jeden z tych przypadków.
– No, chyba, że jest, Dev. No chyba, że jest.
Słowa Hunta wyprowadziły Juhle’a z równowagi. W jego głosie dało się słyszeć ogień.
– Nadal myślisz, że znajdziesz Parisi, prawda?
– Ujmijmy to może tak. Ja szukam Andrei. Ty szukasz mordercy. Możemy udawać, że nie ma wewnętrznego konfliktu.
– Może i nie. Ale tańczymy na tyle blisko siebie, że mamy spore szanse, aby się nawzajem poprzewracać. I musisz zejść mi z drogi, Wyatt. Zamierzam niebawem dokonać legalnego aresztowania, a cała ta procedura – procedura - jest naprawdę baletem synchronizowanym. Musisz to zrobić dobrze, albo nikt nie będzie bił brawa.
– Wydaje mi się, że zdaję sobie z tego sprawę, Dev. Ale twoje aresztowanie to naprawdę nie moja broszka.
– Ale nie obrazisz się, jeśli to moja, co? – niemniej Juhle świadom był całego wkładu Hunta w śledztwo. Zasadniczo zbudował sprawę, którą on usiłował teraz zweryfikować. A biorąc pod uwagę brak jakiegokolwiek użytecznego wkładu ze strony prawdziwego partnera z wydziału zabójstw, Juhle skłaniał się ku przyjęciu wszelkiej oferowanej pomocy, o ile nie stawała ona na drodze jego końcowej rozgrywki. Oparł się i spojrzał na przyjaciela.
Читать дальше