– I tak będę się za ciebie modlił.
– Wiem, że będziesz, Shiu, wiem. – Juhle spojrzał po raz ostatni na gabinet. Był cztery lata starszy od Shiu i, będąc dużo dłużej w wydziale, był uznanym, starszym partnerem. Kiedy obejrzeli na miejscu zbrodni wszystko, co chcieli, to do niego należała inicjatywa i podejmowanie decyzji, co właśnie teraz zrobił. – Cóż, w oczekiwaniu na naszych asów od zbierania dowodów, być może powinniśmy zobaczyć, co ma nam do powiedzenia pogrążona w żałobie żona.
* * *
Salon urządzony został w pastelowych odcieniach kości słoniowej, różu i lawendy. Pomieszczenie było lustrzanym odbiciem gabinetu po przeciwnej stronie korytarza, gdzie obecnie leżeli sędzia Palmer i pani X. Uderzyło ono Juhle’a jako sterylne
– podobne na swój sposób do tych pokoi, gdzie nieużywane meble przykrywane są folią, by trwały wiecznie. Choć Juhle’owi daleko było do konesera, oszołomił go pokaz bogactwa i dobrego smaku. Szeroki, zdobiony złotem mahoniowy stolik; kredens z kolekcją szkła weneckiego; kilka stolików ozdobionych wspaniałą i, najwyraźniej, świeżą kompozycją kwiatową; dwie dwuosobowe kanapki; dwa dopasowane kryształowe żyrandole; orientalny dywan osiemnaście stóp na dwadzieścia, wyściełana kanapa – każdy element umeblowania był wyjątkowej jakości. Niemniej jednak wnętrze wydawało się pozbawione życia, poczucia ciepła czy choćby szczególnej swojskości. Jakby było domkiem dla lalek, który pani Palmer zbudowała nie po to, by w nim żyć, ale tylko, by mieć, urządzać, imponować.
W swej karierze Juhle widział wystarczająco wielu zszokowanych członków rodziny ofiar, żeby wiedzieć, że teraz patrzy na coś w tym stylu. Kobieta była duża, choć nie gruba. Siedziała na samym brzegu kanapy w pastelowe, kwiatowe wzory, ubrana w dopasowaną, kremową garsonkę, ze spódnicą do kolan, która teraz, gdy kobieta zwiesiła ramiona, wyglądała jakby wisiała na wieszaku. Włosy pani Palmer, umiejętnie ufarbowane na miodowy blond, wyglądały ewidentnie na starannie uczesane, lecz teraz co jakiś czas przejeżdżała przez nie ręką, z przodu w tył, po czym wyciągała pasma jak rozkojarzona uczennica. Jej twarz, prawdopodobnie atrakcyjna, gdy nosiła makijaż, pokryta była plamami i wymizerowana, a jej oczy maleńkie za spuchniętymi powiekami.
Naprzeciw niej, na kanapce, obserwując ją milcząco, siedział żółtodziób Sancheza, oficer Garelia, który wstał, gdy Juhle i Shiu weszli do pokoju i bezzwłocznie podszedł, by stanąć cichy i wyprostowany jak kołek. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia trzy lata i Juhle przypuszczał, że mogło to być jego pierwsze morderstwo, być może pierwszy raz, gdy widział z bliska zwłoki.
Ale Juhle nie był tam, by oceniać meble czy obserwować reakcje niedoświadczonych policjantów. Oszczędzając obolałe ramię, przysunął sobie kanapkę nogą i usiadł.
– Pani Palmer – zaczął – jestem sierżant inspektor Devin Juhle z wydziału zabójstw, a to mój partner inspektor Shiu. Czy jest pani w stanie z nami porozmawiać?
Poprawiła się na kanapie, siadając głębiej. Przenosiła zdziwione spojrzenie z Juhle’a na Shiu, jakby nie zauważyła, kiedy weszli.
– Myślę, że tak – jej twarz wyrażała desperację. Wypuściła powietrze i spytała. – Kim jest ta kobieta?
– Nie wiemy, proszę pani. Mieliśmy nadzieję, że może pani będzie nam to w stanie powiedzieć.
Głowa pani Palmer zaczęła poruszać się z boku na bok, jakby kobieta nie miała nad nią kontroli.
– Nigdy w życiu jej nie widziałam. A teraz jest w moim domu, martwa. O co może tu chodzić?
– Nie wiem, proszę pani.
– I co ona robiła tutaj? Z moim mężem? To nasz dom. On by jej tu nie przyprowadził – patrzyła na mężczyzn w pokoju, szukając potwierdzenia. – Nie zrobiłby tego.
Juhle i Shiu spojrzeli po sobie. Shiu przerwał ciszę.
– Odkryła pani ciała dziś rano?
– Tak. Kiedy wróciłam – wzięła głęboki oddech, po czym pociągnęła zwisające pasmo włosów. – Byłam wczoraj u siostry. Vanessa Waverly. To nasze nazwisko panieńskie – rozwiodła się i wróciła do niego – Waverly.
Juhle notował rwany potok jej słów. Musiał pamiętać, by pytania były proste i spróbować ją uspokoić.
– A gdzie?
– Novato. – Hrabstwo Marin, około pół godziny samochodem na północ. Dość daleko, zazwyczaj zostaję na noc, gdy ją odwiedzam.
– Często pani to robi?
– Co kilka tygodni. Jest moim partnerem w interesach – prowadzimy spa i salon w Mili Valley. JV.
– Było to zatem spotkanie w interesach.
– Tak, ale… jest też moją siostrą, przede wszystkim. Zjadłyśmy obiad. Z reguły tak jest. Głównie rozmawiamy.
– I kiedy wyjechała pani z domu?
– Właściwie wcześnie. Około czwartej. Chciałam uniknąć godziny szczytu na moście.
– W porządku – Juhle panował nad głosem. – I potem została pani całą noc u siostry?
– Tak.
– Czy może pani powiedzieć, o której przyjechała pani dziś rano?
Westchnęła ciężko, zamykając oczy. Gdy je otworzyła, wzięła ze znużeniem kolejny wdech.
– Przyjechałam przed ósmą, ale nie chciałam go obudzić, gdyby udało mu się jeszcze spać. Zawsze cierpiał na straszną bezsenność. Zostawiłam zatem torbę z moimi rzeczami przy schodach i poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę. Ale wtedy zdało mi się, że czuję spaleniznę, więc zaczęłam się rozglądać i zapach dochodził z jego gabinetu. Kiedy zatrzymałam się przy drzwiach, zdałam sobie sprawę, że nie widzę jego fotela, więc podeszłam bliżej…
Juhle nie musiał zamykać oczu, aby przywołać scenę masakry, jaką dopiero co widział. Choć właściwie zza biurka wystawało wystarczająco dużo ciała kobiety, by nawet patrząc pobieżnie, móc je zauważyć. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że pani Palmer mogła wcale nie zaglądać do gabinetu. Ale jeśli pamiętała, że nie widziała fotela…
Ponownie zamknęła oczy, a teraz otworzyła je.
– Przepraszam – powiedziała. – Chcę pomóc znaleźć tego, kto to zrobił.
– Czy ma pani jakieś pojęcie, kto mógłby to być? Czy pani mąż miał jakichś wrogów?
– Czy nie uważa pan, że powinniśmy się najpierw dowiedzieć, kim jest ta kobieta? Czemu tu jest? Cokolwiek jest powodem, to o nią musiało chodzić. Prawda?
Juhle nie był przekonany. Mógł bez wysiłku wyobrazić sobie kilka scenariuszy, które wyjaśniałyby obecność dziewczyny. Ale Jeannette Palmer miała rację. Prawdopodobieństwo, że nie chodziło o samego sędziego, było bardzo duże. Pani X była tego częścią.
– Ale dobrze. Wrogowie George’a – jej ramiona zadrżały w pozbawionym radości śmiechu. – Brzmi to strasznie jak na tak czarującego człowieka, ale to mógł być naprawdę każdy. Musi pan sprawdzić jego akta. Każdą podjętą decyzją robił sobie wrogów, a robił to już od lat. Poza tym, jest jeszcze CCPOA…
Juhle zerknął na Shiu. CCPOA, Kalifornijski Związek Oficerów Straży Więziennej, najpotężniejszy i najbogatszy związek zawodowy w całym stanie. Powszechnie wiadomo było, że nie szło im najlepiej utrzymywanie swych członków w ryzach. Nagle Juhle przypomniał sobie z szokującym zdziwieniem, że sędzią – który w wiadomościach mówił o rozważanej możliwości wzięcia CCPOA w sekwestr sądowy, zdymisjonowania jego prezesa oraz zamrożenia aktywów – był George Palmer.
Jeannette Palmer nie zauważyła milczącej wymiany i kontynuowała:
– To nie są mili ludzie i bali się, że George usunie ich z rynku.
– Grozili mu? – spytał Shiu, wyjmując mały notes.
Читать дальше