– Ktoś jeszcze?
– Mój brat Curtis.
– Czy on też był aniołem?
– Nie. Wprost przeciwnie. Jestem do niego podobny. Mówią, że łudząco. Jednak on przez całe życie sprawiał kłopoty.
– Jak umarł?
– Został zamordowany. Zapewne w trakcie napadu rabunkowego.
– Jest ze mną wykwalifikowana pielęgniarka. – Susan spojrzała przez ramię. Jakaś kobieta wysiadła z samochodu i ruszyła w ich kierunku. – Może pobrać próbkę krwi do analizy.
– Nie widzę sensu.
– Naprawdę nie zrobił pan niczego strasznego, panie Lewiston. Nawet wezwał pan policję, kiedy zrozumiał pan, co robi pański dawny szwagier. Musi pan zacząć odbudowywać swoje życie. I sądzę, że ten krok, pańska chęć pomocy i próba ocalenia mojego dziecka w tak trudnym momencie pańskiego życia, będzie się liczyła w oczach ludzi. Proszę, panie Lewiston. Czy pomoże pan uratować mojego syna?
Wyglądało na to, że zamierza zaprotestować. Susan miała nadzieję, że tego nie zrobi. Chciał jej przypomnieć, że Lucas ma dziesięć lat. Ona była gotowa mu przypomnieć, że jego brat Curtis zginął jedenaście lat temu – dziewięć miesięcy przedtem, nim urodził się Lucas. Powiedziałaby Joemu Lewistonowi, że najlepszym dawcą dla Lucasa byłby teraz jego wuj. Miała nadzieję, że nie będzie musiała tego mówić. Jednak była gotowa posunąć się tak daleko. Musiała.
– Proszę – powtórzyła.
Pielęgniarka zbliżała się. Joe Lewiston ponownie spojrzał na Susan i widocznie dostrzegł jej zdesperowaną minę.
– Jasne, w porządku – powiedział. – Może wejdziemy do domu i zrobimy to w środku?
■ ■ ■
Tia była zdumiona tym, jak szybko wszystko wracało do normy.
Hester dotrzymała słowa. W sprawach zawodowych nie dawała drugiej szansy. Tak więc Tia złożyła wypowiedzenie i obecnie szukała innej pracy. Mike'a i Ilene Goldfarb uwolniono od wszelkich zarzutów związanych z kradzieżą recept. Komisja dyscyplinarna prowadziła pokazowe dochodzenie w tej sprawie, ale nawet nie kazała im tymczasowo zamknąć gabinetu. Plotka głosiła, że znalazł się dobry dawca dla Lucasa Lorimana, ale Mike nie chciał o tym rozmawiać, a Ilene nie nalegała.
Przez kilka pierwszych radosnych dni Tia sądziła, że Adam zmieni swoje życie i będzie słodkim, miłym chłopcem, jakim… no cóż, właściwie nigdy nie był. Takie zmiany nie zachodzą jednak jak za przekręceniem włącznika. Adam był teraz lepszy, bez dwóch zdań. W tym momencie na podjeździe przed domem stał na bramce, a jego ojciec strzelał. Kiedy Mike'owi udawało się strzelić bramkę, wołał „Gol!” i śpiewał triumfalną piosenkę kibiców Rangersów. Te dźwięki były znajome i kojące, lecz kiedyś słyszała także głos Adama. Teraz się nie odzywał. Grał w milczeniu, a w głosie Mike'a słyszała coś dziwnego – mieszaninę radości i desperacji.
Mike wciąż pragnął powrotu tamtego chłopca, ale tamtego chłopca zapewne już nie było. Może i dobrze.
Mo zajechał na podjazd. Zabierał ich na mecz Rangersów, którzy grali z Devils w Newark. Anthony, który uratował im życie razem z Mo, też jechał. Mike myślał, że Anthony uratował mu życie za pierwszym razem, w tym zaułku, ale to Adam powstrzymał napastników – i miał na dowód tego bliznę po cięciu nożem. Coś takiego może wprawić rodzica w euforię – świadomość, że syn ocalił ojca. Mike był bliski łez i zamierzał coś powiedzieć, ale Adam nie chciał słuchać. Ten chłopak nie chwalił się swoją odwagą.
Tak jak jego ojciec.
Tia spojrzała przez okno. Jej dwaj mężczyźni ruszyli do drzwi, żeby się pożegnać. Pomachała do nich i posłała im całusa. Pomachali jej w odpowiedzi. Patrzyła, jak wsiadają do samochodu Mo. Nie odrywała od nich oczu, aż samochód zniknął za zakrętem drogi.
– Jill? – zawołała.
– Jestem na górze, mamo!
Wyinstalowali szpiegowski program z komputera Adama. Można przytaczać rozmaite argumenty. Może gdyby Ron i Betsy uważniej obserwowali Spencera, zdołaliby go ocalić. A może jednak nie. Tak to już jest we wszechświecie, że wydarzeniami rządzi przypadek. Mike i Tia tak bardzo niepokoili się o syna, a w końcu to Jill była bliższa śmierci. Udziałem Jill stało się traumatyczne przeżycie – to ona musiała zastrzelić człowieka. Dlaczego?
Przypadkowość. Przypadkiem znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
Możesz szpiegować, ale nie zdołasz wszystkiego przewidzieć. Adam mógł sam znaleźć wyjście z sytuacji. Mógł nagrać szantażystów, a wtedy Mike nie zostałby napadnięty i pobity. Ten stuknięty Carson nie próbowałby ich zabić. Adam nie zastanawiałby się, czy rodzice nadal mu ufają.
Tak już jest z zaufaniem. Można naruszyć je z poważnych powodów, jednak pozostanie naruszone.
Czego więc nauczyła się Tia jako matka? Starasz się jak najlepiej. To wszystko. Masz najlepsze intencje. Pokazujesz im, że są kochani, lecz w życiu jest zbyt wiele przypadku, aby zrobić coś więcej. Nie zdołasz go kontrolować. Mike miał znajomego, byłego koszykarza, który lubił cytować przysłowia. Jego ulubionym było: „Człowiek strzela, pan Bóg kule nosi”. Do Tii nigdy to nie przemawiało. Uważała to za wymówkę, żeby się nie wysilać, bo Bóg i tak jakoś ci przeszkodzi. Nie o to jednak chodziło. Raczej o zrozumienie, że możesz dać z siebie wszystko, lecz nie myśl, że panujesz nad wszystkim.
A może to było jeszcze bardziej skomplikowane?
Można by się spierać, że przecież wścibstwo ich uratowało. Przede wszystkim uświadomiło im, że Adam ma poważne problemy.
Jednak jeszcze ważniejsze było to, że dzięki wścibstwu Jill i Yasmin dowiedziały się o pistolecie Guya Novaka, a gdyby nie ta broń, zginęliby wszyscy czworo.
Ironia losu. Guy Novak trzyma w domu naładowaną broń i to, zamiast doprowadzić do jakiegoś nieszczęścia, ratuje wszystkim życie.
Pokręciła głową na samą myśl o tym i otworzyła drzwi lodówki. Kończyły im się zapasy.
– Jill?
– Co?
Tia wzięła kluczyki i portfel. Rozejrzała się za swoim telefonem komórkowym.
Jej córka zadziwiająco łatwo otrząsnęła się z szoku. Lekarze ostrzegali, że może wystąpić opóźniona reakcja, ale zapewne zdawała sobie sprawę, że to, co zrobiła, było właściwe, konieczne, a nawet bohaterskie. Jill nie była już dzieckiem.
Gdzie Tia położyła komórkę?
Była pewna, że zostawiła ją na szafce w kuchni. O, tutaj. Jakieś dziesięć minut temu.
Ta prosta myśl wywróciła wszystko do góry nogami.
Tia zesztywniała. Pod wpływem ulgi wywołanej tym, że uszli z życiem, pozostawili kilka pytań bez odpowiedzi. Jednak nagle, patrząc na miejsce, gdzie z pewnością zostawiła swoją komórkę, przypomniała sobie o tych kilku niewyjaśnionych kwestiach.
Ten pierwszy e – mail, od którego wszystko się zaczęło, o prywatce w domu DJ Huffa. Nie było żadnej prywatki. Adam nawet nie przeczytał tej wiadomości.
Kto więc ją wysłał?
Nie…
Wciąż szukając komórki, Tia podniosła słuchawkę stacjonarnego telefonu i zadzwoniła. Guy Novak odebrał po trzecim sygnale.
– Cześć, Tia, jak się masz?
– Powiedziałeś policji, że wysłałeś ten film.
– Co?
– Ten, na którym Marianne uprawia seks z panem Lewis – tonem. Powiedziałeś, że go wysłałeś. Żeby się zemścić.
– I co z tego?
– Ty nic o tym nie wiedziałeś, prawda, Guy?
Cisza.
– Guy?
– Zostaw to, Tia.
Rozłączył się.
Po cichu weszła po schodach. Jill była w swoim pokoju. Tia nie chciała, żeby córka ją usłyszała. Wszystkie kawałki układanki znalazły się na swoich miejscach. Tia zastanawiała się nad tym, nad tymi dwoma okropnymi zdarzeniami – morderczą misją Nasha, zniknięciem Adama. Ktoś zażartował, że nieszczęścia chodzą trójkami i trzeba uważać. Jednak Tia jakoś tego nie akceptowała.
Читать дальше