– Zdaje się, że pracujecie razem. A może jesteście tu przypadkiem?
– Tak – powiedział Savich.
– Powiedziała mi, że nie jest jego żoną – rzekł doktor Post, wskazując na Rachael.
– Nie, nie jest, ale kiedy się obudzi, pomyśli, że ja jestem jego matką, tak mu złoję skórę za to, że nas tak wystraszył. Doktor Post zaśmiał się.
– Powiecie mi, co tu się dzieje? Pytam, bo zaraz po tym jak tych dwoje dotarło do mojej kliniki, usłyszałem ambulans na sygnale jadący przez miasto. Czy ktoś jeszcze ucierpiał?
– Obawiam się, że tak. Dziękuję, że pan się nim zajął.
– Nie ma za co – odparł doktor Post. Savich przyglądał się uważnie Rachael.
– Więc to ty jesteś wybawicielką Jacka.
Rachael wciąż nie mogła w to uwierzyć. Są agentami FBI, wszyscy troje. Kiedy ona i Jack, potykając się, weszli do kliniki, doktor Post otworzył im drzwi frontowe, trzymając w dłoni filiżankę kawy. Jack wyciągnął swoją odznakę i pokazał ją osłupiałemu lekarzowi.
Dlaczego Jack nie mógł być zwykłym pilotem samolotu? Nie, on był agentem FBI, którego szefowie mogli być zaprzyjaźnieni z Quincym i Laurel, mogli być przez nich przekupieni lub być pod ich wpływem, zdać się na nich z powodu ich pozycji – nie, nie wchodzi w to.
Oni są przekonani, że nie żyję. I niech tak pozostanie.
Była bezpieczna, dopóki tych troje federalnych nie pozna jej nazwiska. Wciąż będzie martwa.
Wiedziała, że każda biurokracja jest dziurawa jak sito, włączając w to FBI. Nie, będzie bardzo ostrożna, będzie dobrze kłamać. To dla niej nowe doświadczenie. Uśmiechnęła się.
– Na imię mam Rachael. Uścisnęli sobie dłonie.
– Rozumiem, że widziała pani, jak samolot agenta Crowne'a spada i pomogła pani Jackowi i doktorowi MacLean – powiedział Savich. – Chcielibyśmy podziękować, że miała pani na nich oko, panno…
Jestem najlepszym kłamcą na świecie, najbardziej opanowanym i przychodzi mi to z łatwością.
– Rachael Abercrombie.
Kłamie, pomyślał Savich, ale co w tym dziwnego? Uśmiechając się do niej, powiedział:
– Tak, dziękuję, panno Abercrombie. Oddział do ewakuacji rannych zabrał doktora MacLeana do szpitala jakieś dwadzieścia minut temu. Nie wiemy, w jakim jest stanie. Zawiadomiłem waszego szeryfa.
– O nie, to nie jest mój szeryf, agencie Savich. Nigdy wcześniej nie byłam w Parlow. Tylko tędy przejeżdżam. Savich przyjrzał się jej twarzy. Patrząc na ten mały pomysłowy warkocz, przyszło mu do głowy, że Sherlock wyglądałaby bardzo seksownie z czymś takim.
– A więc wszyscy jesteśmy tu obcy. Na szczęście wkrótce przyjedzie szeryf.
Doktor Post widząc, jak wielki twardziel spogląda na zegarek z wizerunkiem – nie do wiary – Myszki Miki, zmarszczył brwi.
– Wiele pani zawdzięczamy, panno Abercrombie – powiedziała Sherlock.
– Och, nie przesadzajcie – burknęła Rachael. – To Jack ocalił ich obu. Wyciągnął doktora MacLeana z samolotu, zanim ten eksplodował. Upieram się, że niewielka w tym moja zasługa.
Doktor Post powiedział.
– Siostra Harmon, powiedziała mi że szeryf Hollyfield miał problem z szambem tego ranka i dlatego przyjedzie trochę później. Ale będzie tu, zawsze się zjawia. – Post przyglądał im się uważnie. – Nigdy wcześniej nie spotkałem żadnych agentów FBI.
– On je na śniadanie płatki kukurydziane, razem z naszym synem Seanem – odezwała się Sherlock i uśmiechnęła się.
– Ja jem pszenne tosty z masłem orzechowym. Doktor Post roześmiał się.
– Czyli jesteście zwykłymi ludźmi? Być może, ale nie dla mnie. Jesteście małżeństwem i razem pracujecie?
– Zgadza się – przytaknął Savich.
Doktor Post podniósł broń Jacka, która leżała na ladzie, obok jego brudnych, porwanych spodni.
– Mój ojciec miał kimber gold match II. To świetna broń.
– Agent Crowne uważa, że jest skuteczna – oświadczył spokojnie Savich i wyciągnął dłoń. Doktor Post podał mu pistolet, rękojeścią do przodu.
– Dziesięciostrzałowy magazynek?
– Tak – powiedziała Sherlock. – I jeden nabój w komorze, co daje razem jedenaście pociągnięć za spust. Rachael wyłączyła się. Chciwie parzyła na broń, którą trzymał teraz agent Savich. Chciała ją ukraść, kiedy zobaczyła, jak doktor Post wyjmuje ją zza pasa Jacka. Teraz było już za późno. Nie mogła pojąć, dlaczego nie zauważyła jej wcześniej, nie wyczuła jej, kiedy szła obok, wspierając go.
To był bardzo nerwowy poranek. Nie potrzebowała broni. Wszystko, co musiała zrobić, to nie stracić głowy. Ci agenci nie mają pojęcia, kim ona jest, gdzie mieszka, co robiła, kiedy trafiła na Jacka, a ona nie miała zamiaru im tego mówić.
Musiała zachować anonimowość, musiała pozostać martwa. Przynajmniej agenci byli skupieni na Jacku.
Ale nie podobał jej się sposób, w jaki Savich patrzył na nią, jakby wiedział, że kłamie, ale nie zamierzał jej tego mówić. To nie był jego kłopot. Gdy tylko wymieni pompę paliwa, wyjedzie z Parlow i ukryje się w Slipper Hollow, głęboko w lasach porastających wzgórza Kentucky, wzgórza, które rozciągają się jak akordeon.
Czas wziąć sprawy w swoje ręce i ruszyć stąd. Uśmiechnęła się do agentów i powiedziała radośnie:
– Teraz, kiedy tu jesteście, nie jestem już potrzebna. Muszę naprawić samochód. Chcę odwiedzić parę miejsc, a czas mnie goni. Tak jak mówiłam, nie jestem stąd. Mój samochód właśnie się zepsuł, kiedy zobaczyłam, jak Jack lądował samolotem w dolinie Cudlow. To nie było zbyt zabawne, ale przynajmniej wszystko dobrze się skończyło. Nadmiar ostrożności nigdy nie zawadzi – na wszelki wypadek trzymaj buzię na kłódkę.
Sherlock przekrzywiła głowę, ale nie powiedziała nic. Siostra Harmon wyjrzała zza drzwi.
– Doktorze Post, mamy mnóstwo nowych pacjentów i dzwoniła doktor Reimer. Jej mały synek wymiotuje i nie wie, czy przyjdzie dziś do pracy. Jimmy Bunt skaleczył nogę, spadając z traktora, wygląda na złamaną. On awanturuje się, denerwując panią Mason, która wszystkim mówi, że właśnie wychodzi do pracy, mimo że nie powinna, przynajmniej przez kolejne trzy tygodnie.
– Za dwadzieścia lat przechodzę na emeryturę – powiedział doktor Post, wychodząc z sali.
Sherlock dostrzegła, jak Rachael przygląda się Jackowi i marszczy brwi na widok jego zakrwawionych włosów. Złapała myjkę i ostrożnie zaczęła wycierać krew.
No tak, ona go uratowała, to ma sens, troszczy się o niego na tyle, żeby go umyć.
Rachael, to imię zawsze podobało się Sherlock, ale Abercrombie? Jak Abercrombie i Fitch *?
Hmm. Zobaczyła krąg delikatnych piegów na nosie Rachael. Miała piękne włosy, długie, gładkie i lśniące z jaśniejszymi pasemkami, bardzo ładnie zrobionymi i ten pomysłowy warkocz z boku. Musiała zapytać Dillona, co myśli o takim warkoczu. Co do oczu Rachel, były ciemnoniebieskie i… pełne obawy. Tak, ona bała się, a jej obgryzione paznokcie nie pozostawiały co do tego wątpliwości. Ale czego się bała? Ich? Uciekała od agresywnego męża? Sherlock wiedziała, że takich spraw są tysiące, ale bądź co bądź ta kobieta uratowała Jacka. Cokolwiek było nie tak, była skłonna i gotowa jej pomóc.
Powiedziała więc do Rachael:
– Wiesz, że Jack był wcześniej ranny tylko raz? Został pchnięty nożem przez oszalałego narkomana. To naprawdę niesamowite, bo spędził cztery lata w elitarnej jednostce kryminalnej FBI. Stawił czoło bardziej przerażającym sytuacjom niż większość agentów przez całe życie. Wypalił się, bez wątpienia, ale zamiast opuścić FBI i pracować w zawodzie prawnika, Dillon namówił go, żeby dołączył do jego jednostki, do Kryminalnej Grupy Pościgowej.
Читать дальше