Rachael popchnęła go na łóżko. Po kilku sekundach zasnął.
Napełniła szklankę wodą i razem z fiolką z lekarstwem przeciwbólowym postawiła na nocnej szafce obok łóżka.
Przykryła go kocem w kaczki i wróciła do swojego pokoju.
Kiedy dziesięć minut później wychodziła, wyglądała najlepiej jak mogła, ubrana w ciuchy, które miała w torbie.
Kiedy już miała wyjść przez frontowe drzwi, pani Flint zawołała za nią:
– Proszę pani, czy pani też jest agentką FBI? Nie zapisałam pani nazwiska.
– Abercrombie, pani Flint. Nie jestem agentką. Z przyjemnością zawiadamiam, że agent Crowne zasnął. Wie pani może, gdzie mogę znaleźć warsztat Tip Top?
Udała się prosto do warsztatu znajdującego się nieopodal. Była tam tylko jedna osoba, młody chłopak ubrany w zniszczony podkoszulek, dżinsy i czarne trampki siedział na składanym krześle w garażu, żuł gumę i z nogami opartymi o ścianę garażu przeglądał egzemplarz zniszczonego Playboya.
Playboy. Nieźle, to było bardzo obiecujące, pomyślała Rachael, kiedy potykając się o starą chłodnicę weszła do ciemnego pomieszczenia. Kiedy podniosła wzrok, prawie uciekła. Rozpoznała go od razu – to był Roy Bob Lancer. Kiedy ona miała dwanaście lat, on chodził do ostatniej klasy liceum, był kapitanem drużyny futbolowej. Spojrzał na nią i niech go Bóg błogosławi, najwyraźniej jej nie rozpoznał. To było oczywiste, że raczej nie pamiętał chudej dwunastolatki z aparatem na zębach.
Rachael posłała mu zniewalający uśmiech, który miał zawrócić mu w głowie, wzbudzić jego pożądanie i sprawić, że będzie jadł jej z ręki.
– Zastanawiam się, czy to pan odholował pan mój samochód, panie… Zerwał się na równe nogi.
– Lancer, proszę pani, nazywam się Roy Bob Lancer. Ach, to do pani należy ten charger?
– Tak, ale nigdzie go tu nie widzę – posłała mu kolejny oszałamiający uśmiech.
– Jest na zewnątrz, cały i zdrowy.
– Proszę mówić mi Rachael. A ja będę zwracać się do ciebie Roy Bob – powiedziała, znowu szczerząc zęby w uśmiechu. – Jako że nie wiem nic o pompach paliwowych, chcę, żebyś ją dla mnie naprawił lub wymienił. – Patrzyła na niego przeciągle, wypinając pierś. – Jesteś ekspertem, wszyscy tak mówią. Jesteś też uczciwy, tak twierdzi szeryf i jego dyspozytor. To jak będzie?
– Cóż, proszę pani, nie zdążyłem jeszcze go obejrzeć. Jestem zawalony robotą. – Roy Bob pospiesznie upuścił Playboya i wepchnął go pod otwartą skrzynkę z narzędziami. Spojrzał na najpiękniejszą dziewczynę, jaką widział z tak bliska, odkąd Ellie porzuciła go bez żalu prawie cztery miesiące temu i wyjechała do wielkiego miasta, Waynesboro, gdzie jak twierdziła, mieszkali jej kuzyni. Rachael patrzyła na niego bezradnie, sprawiając, że chciał rzucić świat do jej stóp, ale cóż mógł zrobić? Agent Savich był agentem FBI, a obowiązkiem Roya Boba było nie…
– Wiesz co, Roy Bob? Oprócz tego, że zapłacę za twoje usługi, chciałabym podziękować ci osobiście i zaprosić na kawę do Monk's, a może nawet na drinka w jakieś miłe przytulne miejsce?
Rozpromienił się, ale po chwili potrząsnął głową.
– O, tak, cóż… nie, cholera – przepraszam, że się wyrażam, bardzo bym chciał, no, wie pani, wybrać się z panią na piwo, ale jestem teraz strasznie zajęty… – Wskazał ręką wokół.
Tak, jasne. To z pewnością była sprawka Savicha. Czas poszukać nowego mechanika. Nie, może da mu jeszcze jedną szansę.
– Posłuchaj, Roy Bob, mam do załatwienia bardzo ważną sprawę w Cleveland. Muszę natychmiast tam pojechać. Może razem jakoś byśmy temu zaradzili, może…
Wtedy powietrze przeciął głośny strzał, kula ze świstem przeleciała tuż nad jej ramieniem, odbiła się rykoszetem od krawędzi opony i utkwiła w puszce z olejem, który wytrysnął na podłogę. Kolejny strzał, tym razem ostry i głośny, kula wbiła się w ścianę jakieś trzydzieści centymetrów nad ich głowami.
– Hej, co to było?
Rachael chwyciła Roya Boba za ramię i pociągnęła w dół między stertę starych opon.
– To była kula. Nie wychylaj się, ktoś do nas strzela.
– Nie, to niemożliwe. To znaczy, kto… Dwie kolejne kule uderzyły w ścianę za nimi.
– Jasna cholera – przepraszam za słowa – masz rację, ale dlaczego? Kto miałby to robić?
– Nie mam pojęcia. – Jednak wiedziała. Odkryli już, że żyje. Ale jakim sposobem? – Roy Bob, masz w swoim biurze telefon?
– Mam.
– Nie ruszaj się stąd.
Wyjrzała zza sterty opon, przez okno zajrzała do jego niewielkiego biura i na zagraconym biurku zobaczyła czarny telefon. Drzwi do biura były zaledwie dwa metry od nich. Najpierw jednak wyjęła z kieszeni swój telefon komórkowy i wybrała numer alarmowy. Brak zasięgu.
– Posłuchaj, Rachael…
Kolejny pocisk utkwił w starym fotelu samochodowym, przyczepionym do ściany obok jego głowy. Szybko z powrotem pochylił głowę.
– O rany, o co tutaj chodzi? Czy ty też jesteś z FBI, Rachael, i ktoś cię szuka?
– Roy Bob, muszę dostać się do twojego telefonu.
– Nie, lepiej ja pójdę.
Wychylił się na tyle, żeby wyjrzeć zza sterty opon. Kolejny pocisk uderzył w filar jakieś pół metra od jego głowy, rozpryskując wokół betonowe odłamki i gęsty pył. Jeden z takich odłamków zranił ramię Roya Boba, aż ten krzyknął.
– Nie podnoś się, Roy Bob. Raczej nie masz broni?
– Jasne, że mam. Stary remington mojego taty. Jest schowany za biurkiem przy ścianie, pod jego ulubionym kalendarzem. Nie, zaczekaj! Ja po niego pójdę i odstrzelę łeb temu idiocie…
Zbladł, złapał się za ramię i upadł na ziemię, dysząc.
– Powiedz mi, że jest naładowany.
– Tak, w magazynku są dwie kule.
Nie ma czasu, pomyślała, nie ma czasu. Nawet jeżeli ktoś słyszał strzały i powiadomił szeryfa – nie było czasu. Długo już nie pożyją. Ciągle żyli tylko dlatego, że snajper nie wszedł do środka i ich nie zastrzelił. Dlaczego tego nie zrobił? Może został ostrzeżony, że ona mogła mieć przy sobie broń. I znowu zastanawiała się, czy pojechali sprawdzić, czy jej zwłoki leżą na dnie jeziora Black Rock. To nieistotne, po prostu ktoś ją widział. Ale jak udało im się ją znaleźć, i to tak szybko? Teraz należało wziąć się w garść, wiedzieli, że tutaj jest, i chcieli ją zabić. Musiała się pospieszyć.
– Zostań tutaj, Roy Bob. Uciskaj ramię, nie wstawaj. Nie prowokuj go.
Jeżeli szybko czegoś nie zrobi, niedługo oboje będą martwi. Rachael przeczołgała się za starym wiadrem i stertą filtrów oleju. Już prawie. Przez otwarte drzwi wtoczyła się do biura. Znowu rozległ się strzał, tym razem nieomal dostała w głowę, kula trafiła we framugę drzwi. Snajper strzelał zza jej pleców, a to oznaczało, że znajdował się dokładnie naprzeciw wejścia do warsztatu. Sekundy ich życia były policzone. Poczuła wściekłość pomieszaną ze strachem. Przetoczyła się między ścianą a biurkiem Roya Boba, przyklękła na kolana, złapała remingtona, dokładnie takiego samego, jak miał wuj Gillette i na jakim ćwiczyła i położyła się na brzuchu na brudnym linoleum. Potem nad jej głową znowu rozległy się dwa strzały. Rachael podskoczyła, załadowała i wystrzeliła w stronę wejścia. Usłyszała męski krzyk i przekleństwa. Trafiła go. W tej chwili czuła się taka silna, niezwyciężona.
– Rzuć broń i wyjdź, żebym mogła cię widzieć, albo odstrzelę ci łeb! – krzyknęła.
Usłyszała ciężki odgłos uciekających kroków. Zerwała się i wybiegła z warsztatu, zobaczyła go, jak znika za rogiem, i znowu strzeliła. Chybiła, ale była blisko. Odgłos kroków ucichł w oddali. Rachael biegła za mężczyzną, zobaczyła, jak wsiada do czarnego forda i odjeżdża z piskiem opon. Zaczęła za nim biec, ale zdała sobie sprawę, że w rewolwerze nie było więcej kul, a on mógł zobaczyć ją w lusterku wstecznym i chcieć znowu ją zaatakować. Opuściła broń, uśmiechając się groźnie. Zapomniała już, jak to jest być silną i mieć kontrolę. Jak udało im się tak szybko ją znaleźć?
Читать дальше