Popatrzyła na Savicha, który zadał to pytanie łagodnym głosem, ale wyglądał na twardego, kompetentnego i niebezpiecznego mężczyznę. Dostrzegła obrączkę na jego palcu i poczuła ukłucie rozczarowania.
– Przepraszam, agencie Savich, o co pan pytał?
– O zazdrość. Czy ktoś mógłby zrobić to z zazdrości?
– Postawmy sprawę jasno. W szkołach takich jak Juillard czy Stanislaus uczą się wyłącznie wyjątkowo utalentowani młodzi ludzie i każdy student konkuruje z pozostałymi. Skrzypkowie nie mają wielkiego wyboru poza sceną, chyba że ktoś chce uczyć w jakiejś szkole w Los Angeles. To okrutne, czasami łamie im serca, i może obudzić w człowieku najgorsze instynkty. Ale muzycy uczą się koncentrować na sobie i swojej pracy, a nie na sobie nawzajem.
Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z tuzina studentów w klasie skrzypiec uznał Erin za aż takie zagrożenie dla swojej przyszłości, żeby ją zabić. Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Jakie to dziwne, że umarła w jaskini. Wiecie, że kiedyś poszła do jaskini niedaleko swojego domu w Iowa, żeby posłuchać, jak jej skrzypce brzmią głęboko pod ziemią?
Dix spytał o profesorów Erin, czy któryś z nich mieszka w Maestro. Poprosił ją, żeby zadzwoniła, jeśli cokolwiek sobie przypomni i opowiedział jej o synach, jak saneczkują na pobliskim wzgórzu i o modelu DNA Rafe'a. Kiedy wychodzili dziesięć minut później, Gloria uśmiechała się.
Sherlock stanęła na palcach i szepnęła Savichowi do ucha:
– Przez chwilę myślałam, że się na ciebie rzuci.
Zrobił zaskoczoną minę i potrząsnął głową.
– Jesteś taki niewinny. – Sherlock ścisnęła go za ramię i dostrzegła błysk w jego oku. – Dillon, będę musiała cię ukarać za to, że mnie tak nabrałeś.
– Od jak dawna są małżeństwem? – spytał Dix Ruth, otwierając przed nią drzwi samochodu.
– Od zawsze – powiedziała Ruth, a Dick wpatrywał się w Savicha i Sherlock nieodgadnionym wzrokiem.
O szóstej, gdy wszyscy zasiedli w kuchni Dixa nad pieczenia, piure ziemniaczanym, fasolką szparagową i plackiem z kremem z delikatesów Millie, zadzwonił telefon Savicha.
Przeprosił wszystkich, podszedł do drzwi i spojrzał na ekran telefonu. Prywatny.
– Słucham, Savich – powiedział.
– Halo, chłopczyku, już dawno się nie odzywałem, co?
– Starczy głos Mosesa Grace brzmiał radośnie i tak wyraźnie, jakby stał tuż obok Savicha.
Agent szybko podszedł do stojącego na blacie otwartego laptopa i nacisnął „enter”.
Savich czekał na kolejny telefon od Mosesa Grace i oto zadzwonił po czterech dniach, od kiedy usłyszał jego głos po raz pierwszy. Przeszedł do holu, nie chciał, żeby ktokolwiek podsłuchał ich rozmowę.
– Zastrzegłeś numer, Moses. To słodkie. Za ten telefon też kogoś zabiłeś?
W uchu rozbrzmiał mu nieprzyjemny śmiech zakończony atakiem mokrego kaszlu.
– Hej, chłopcze, ty jesteś gliną, to ty powinieneś umieć znaleźć igłę w stogu siana. Ale wiesz co? Nie mógłbyś mnie znaleźć, nawet jeśli podjechałbym i pomachał ci w twarz. Chcesz podpowiedź? – Tak, chcę.
– Może ci dam. Jak tam ta twoja śliczna żonka?
Savich poczuł przypływ wściekłości.
– Jest daleko poza twoim zasięgiem.
– Naprawdę w to wierzysz? Myślałem, żeby wziąć tę twoją żonkę, zrzucić ją z jakiegoś milutkiego, ostrego klifu i patrzeć, jak toczy się w dół i rozbija się na kawałki, patrzeć, jak leży martwa na dnie. Ty też będziesz mógł patrzeć, chłopcze.
Savich nienawidził tego, brzydził się do głębi swojego jestestwa. Ale słowa nie mogły zabijać, a on musiał sprawić, żeby Moses Grace mówił jak najdłużej.
– Nie czujesz się chyba za dobrze, Moses. Pewnie nie ma już takich leków, które mogłyby ci pomóc, co?
– Ja? Niedobrze? Mam tylko mały papierosowy kaszelek, nic więcej. Jak na chorego człowieka całkiem dobrze poradziłem sobie z wami, superagentami, w Arlington. A może pójdę wysadzić kwatery FBI?
– Pewnie, dlaczego nie? A może jeszcze raz spróbujesz zapolować na mnie, ty szatański skurczybyku?
Starzec milczał przez chwilę.
– Ja? Szatański? Może. Może mój papa oblał twarz mamy płynem do czyszczenia rur, kiedy naskoczyła na niego o jeden raz za dużo. Zawsze miała niewyparzoną buzię, ta moja mama. Tata rąbnął ją w głowę tyle razy, że mózg jej się zlasował, ale i tak na niego zrzędziła. A nawet jeżeli jestem szatanem, to co z tego? Dobry Bóg może opiekować się swoimi, a ja zajmę się swoimi. Nie cieszysz się, że dzwonię, agencie specjalny Savich? Agent specjalny, podoba mi się to, brzmi zupełnie tak, jakbyście wszyscy byli warci choćby splunięcia. Cztery długie dni, a żaden z was nawet nie zbliżył się ani do mnie, ani do Claudii. Ona pęka ze śmiechu za każdym razem, gdy mijamy glinę, czasem nawet wystawia do nich palec. Taki gest od mojej słodkiej laleczki zawsze szokuje gliny, nie mogą uwierzyć, że ktoś tak młody i słodki może być tak wulgarny. Może przegina lam, gdzie nie powinna. Może nie jest najmądrzejszym dzieckiem na świecie, ale jest moja.
Czego chcesz?
– Powiedziałem ci – odrzekł Moses, przeciągając samogłoski. – Chciałem zobaczyć jak się masz i poprosić cię o przy sługę. Chcę, żebyś zadzwonił do panny Lilly z Bonhornie Club i powiedział jej, że wczorajsze przyjęcie ku czci Pinky'ego było cudowne. Moses Grace i Claudia nie byli zeszłego wieczoru w klubie, gdzie czekało na nich sześciu agentów w cywilu i kamery, ale siedzieli na zewnątrz i patrzyli, kto wchodził.
Twój szef, Maitland, wyglądał bardzo elegancko w tym ciemnym garniturze i żółtym krawacie we wzorki.
– Dobra, powiedz mi, w co był ubrany James Quinlan.
– Ciemny garnitur, czerwony krawat w niebieskie trójkąty, całkiem poważna mina jak na gościa z saksofonem. Podobało mi się, jak grał. Byłem zaskoczony, mnóstwo gości szlochało. To było wzruszające, bardzo wzruszające.
Savich wziął głęboki oddech. Rozmawiali już przez kilka minut, może wystarczająco długo, ale nie był pewny. Najlepiej, żeby mówił jeszcze, żeby się upewnić.
– Powiedz mi, Moses, dlaczego wybrałeś akurat mnie? Co takiego ja ci zrobiłem?
Moses milczał przez chwilę.
– A więc myślisz, że to coś osobistego, chłopcze? Cóż, prawda jest taka, że masz rację. Mam w sobie więcej nienawiści do ciebie niż sam Lucyfer.
– Dlaczego?
– Skrzywdziłeś ją, chłopcze, skrzywdziłeś ją tak bardzo, że krzyczała. – Przerwał. Savich słyszał, że oddech starca stał się szybszy.
– Kogo, Moses?
– Może ci powiem, zanim umrzesz, chłopcze. Wiesz, że moja Claudia wciąż ma na ciebie ochotę?
No dobrze. Moses nie zamierzał mu powiedzieć. Postanowił potrząsnąć nim trochę. Może to będzie najlepszy sposób, żeby się nie rozłączył.
– Myślisz, że zgodziłbym się uprawiać seks z tą krowiooką, zwariowaną nastoletnią dziwką? – spytał rozbawionym, pełnym pogardy głosem. – Założę się, że Claudia jest już tak wygłodzona, że aż się ślini, zwłaszcza że jest z tobą. – Roześmiał się złośliwie i okrutnie. – Kopnąłbym tę szaloną sukę w głowę, zanim pozwoliłbym jej zbliżyć się do siebie. Kim ona jest, staruszku, twoją wnuczką? Czy jakąś żałosną, zaćpaną nastolatką, którą zgarnąłeś?
Zaskoczył Mosesa, który milczał jak grób. Savich odczekał, aż w końcu usłyszał charkot, jakby Moses Grace miał zacząć kaszleć. Był tak brutalny, jak tylko mógł – czyżby ta dziewczyna była kochanką Mosesa?
Читать дальше