– Bardzo mi przykro, Dix. Jeśli to cię jakoś pocieszy, Walt miał lekką śmierć. Cios nożem zabił go natychmiast, pewnie ledwo go poczuł. Nie ma żadnych śladów walki, zapewne nawet nie widział noża. Ale to tylko wstępna diagnoza. Zrobię autopsję jak najszybciej i dam ci znać.
– A zatem pan McGuffey znał mordercę – uznał Savich – i sam wpuścił go do domu.
Doktor Himple skinął głową.
– Tak sądzę.
– Pan McGuffey pewnie zaprosił go do kuchni, powiedzmy, na filiżankę kawy – powiedziała Sherlock. – Morderca wiedział, że musi zabić starszego pana, pewnie rozglądał się za narzędziem zbrodni, zobaczył kuchenny nóż na blacie i go użył.
Doktor Himple przeniósł wzrok z Sherlock na Savicha i pokiwał głową.
– Tak właśnie mogło być.
– Zbierzcie wszystkie odciski palców – polecił Dix Marvinowi Wilkesowi, szefowi techników. – Zwłaszcza w kuchni.
Ukląkł obok staruszka, który przypominał stertę szmat owiniętą wokół starych kości. Położył dłoń na jego ramieniu i zamknął oczy. Wyobraził sobie Walta, jak uśmiechał się do niego, ukazując sześć ostatnich zębów i pytał, czy te jego łobuziaki przyprawiły go już o siwe włosy. Teraz na twarzy staruszka malował się wyraz zaskoczenia, nie było widać na niej bólu, tylko zdziwienie.
Dix poczuł łzy napływające mu do oczu i przełknął ślinę.
Wstał szybko i powiedział do doktora Himple:
– Traktujcie go dobrze, Burt, był wspaniałym człowiekiem.
Moi chłopcy bardzo to przeżyją.
– Zajmę się nim, szeryfie.
– Nie miał żadnej rodziny, więc sam zatroszczę się o pogrzeb.
Przeszukali dom Walta, ale nie znaleźli nic ciekawego oprócz starego drewnianego pudełka ze zrobionymi w latach czterdziestych zdjęciami gospodarza, jego żony i małego chłopca. – To jego syn? – spytał Savich.
Dix potrząsnął głową.
– Nie wiem. Jeśli tak, to musiał umrzeć, jak był bardzo mały, ho Walt nigdy nie wspominał o żadnych dzieciach. – Wsunął pudełko pod pachę. – Myślę, że chciałby być z tym pochowany.
W starej szopie za domem znaleźli samochód Ruth, nietknięty i czysty, bo morderca ukrył go tam, zanim rozpętała się śnieżyca. Jej portfel leżał na przednim siedzeniu, torba podróżna na podłodze po stronie pasażera. Kluczyki tkwiły w stacyjce.
– Będziesz go musiała jeszcze tu zostawić, Ruth – powiedział Dix. – Technicy muszą go obejrzeć.
– Oczywiście, nie ma problemu.
– Chłopcy pewnie nie dadzą ci spokoju, zanim ich nie przewieziesz – dodał zmęczonym głosem. – No dobrze, jedźmy na spotkanie ze słynną skrzypaczką.
Gloria Brichoux Stanford mieszkała na Elk Horn Road, niecałe ćwierć mili od kampusu w jednopiętrowym domu w stylu rancza, otoczonym z trzech stron lasem. Z tyłu, połączony z kuchnią był garaż na trzy samochody. Posiadłość była prześliczna, Dix powiedział im, że kiedyś należała do księgowego Chappy'ego, który pracował w Maestro First Independent. Odziedziczył ją po ciotce. Kiedy zmarł, spadkobiercy sprzedali posiadłość Glorii, gdy ta postanowiła porzucić światowe życie i przyjęła posadę w Stanislausie.
– Jaka ona jest, Dix? – spytała Ruth, gdy szli starannie odśnieżonym podjazdem.
– Mówiłem wam, że razem z córką sprowadziła się tu pół roku po nas. Jej córka jest prawniczką w Maestro, zajmuje się głównie testamentami, powiernictwem i planowaniem przestrzennym. Christie mówiła, że Ginger zawsze dziękowała Bogu, że nie ma odrobiny talentu muzycznego.
– Dlaczego? – zdziwiła się Sherlock.
– Ginger miała wrażenie, że jej życie to pasmo wstrząsów, matka w ciągłych rozjazdach, na koncertach, a ona sama w domu. Kiedy Gloria nie wyjeżdżała na tournee, to albo była w depresji z wyczerpania, albo szalała w niej adrenalina przed następnym występem. Ojciec Ginger odszedł, kiedy miała dziesięć lat. Ona mówi, że jedyne, co jej potrzeba do szczęścia, to pisanie testamentów w ciszy i spokoju.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich pulchna starsza pani, która wyglądała na gosposię. Zaprowadziła ich do salonu i poprosiła grzecznie, żeby usiedli. Rozmawiali przyciszonymi głosami, patrząc na ogród przed domem, kiedy do salonu weszła Gloria Brichoux Stanford. Miała na sobie stary, porozciągany dres, tenisów ki, opaskę na włosach i wycierała twarz ręcznikiem.
– Widzę, że Phyllis przyjęła was jak trzeba – powiedziała niskim głosem. Rzuciła ręcznik na podłogę i podeszła do gości z wyciągniętą dłonią.
Pocałowała Dixa w policzek, a on dokonał prezentacji.
– Witam was wszystkich. Przyszliście w sprawie mojej biednej Erin. Gordon dzwonił do mnie zaraz po waszym wyjściu. Biegałam jak szalona na bieżni, próbując o tym nie myśleć. – Przycisnęła dłoń do ust, jakby chciała powstrzymać szloch.
– Wybaczcie mi. Była dla mnie jak córka. Miała taki talent, nadawała muzyce tyle życia i pasji, chociaż, co zawsze uważałam za dziwne, jej życie było wręcz nudne. Wszystko z siebie dawała muzyce. Znała wielu mężczyzn, ale rzadko chadzała na randki i nie, nie była z nikim związana. Wiedziałabym, gdyby była.
Mam nadzieję, Dix, że nie masz nic przeciwko temu, ale zadzwoniłam do Ginger. Będzie tu wkrótce, jak tylko skończy pisanie jednego z tych swoich bardzo ważnych testamentów.
W zniosła oczy do nieba, podeszła do kominka i przesunęła palcami po stojących na nim figurkach. – Gordon powiedział, że poprosicie mnie, abym opowiedziała wam wszystko, co o niej wiem. Cóż, tak, jak powiedziałam, nie wspominała o żadnym mężczyźnie w swoim życiu. Nie miała dla nich czasu, każdą wolną chwilę poświęcała muzyce. Kiedy grała Schumanna albo Edwarda Griega, mogłam zamknąć oczy i czułam się, jakby grał Yehudi Menuhin albo ja sama. Była naprawdę dobra.
Gloria przerwała, ściągnęła opaskę z głowy i przesunęła palcami po spoconych, siwawych włosach. Nie miała żadnego makijażu albo spłynął jej w czasie treningu. Zawsze dużo ćwiczyła, dbała o siebie, pomyślał Dix. Miała duże, kształtne ciało i piękną cerę. Bardzo się zmieniła, jeszcze kilka lat temu była chuda i tak spięta, że w każdej chwili mogła trzasnąć jak pęknięta struna skrzypiec.
– Erin zawsze chciała studiować w Stanislausie, nigdy w Juillardzie – powiedziała, nie patrząc na nikogo w szczególności. – Nienawidziła Nowego Jorku, uważała, że jest brudny, zbyt duży, głośny i nie lubiła ludzi, którzy tam mieszkają. – Westchnęła. – Jej idolem był Arcangelo Corelli, chociaż oczywiście nigdy go nie słyszała, bo żył w siedemnastym wieku. Przeczytała opis jego gry u jakiegoś poety i marzyła, żeby grać tak jak on.
Odwróciła się nagle, a w jej oczach zabłysły łzy.
– Gordon jest załamany. Ja też. Erin po dyplomie byłaby jedną z najlepszych skrzypaczek, które ukończyły Stanislausa. Z czasem zostałaby pierwszą skrzypaczką w jednej z najlepszych orkiestr świata. Nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby odebrać jej życie i zgasić taki talent.
– Ile miała lat, kiedy zaczęła uczyć się grać na skrzypcach, pani Stanford? – spytała Ruth.
– Myślę, że trzy, w tym wieku zwykle się zaczyna, jeśli rodzice są inteligentni i czujni.
– Czy była blisko z rodziną? Z rodzeństwem? – chciała wiedzieć Sherlock.
– Była jedynaczką. Przed waszym przyjściem dzwonili do mnie jej rodzice. Matka płakała tak bardzo, że ledwo mogłam ją zrozumieć. Biedna kobieta.
– A może ktoś był o nią zazdrosny? Nienawidził jej za to, że tak dobrze grała? Widział w niej konkurentkę, którą trzeba wyeliminować?
Читать дальше