– Posłuchaj mnie, Em. Ten człowiek, który cię porwał, był chory na głowę, naprawdę chory. To, co myślał i co zrobił, nie ma nic wspólnego z tobą, Emmo. On skrzywdziłby każdą małą dziewczynkę, jaka wpadłaby mu w ręce, każdą. Dla niego nie byłaś Emmą. Rozumiesz mnie?
– Nie – odpowiedziała po chwili. – Chyba nie. To okropne, Ramsey… Nachylił się nad nią, dotykając czołem jej czoła, i pocałował ją w czubek nosa.
– Słuchaj dalej. Jesteśmy silną drużyną, wiesz? We trójkę poradzimy sobie ze wszystkim, z najokropniejszymi rzeczami, jakie przychodzą ci do głowy. Jesteś bardzo dobrą, kochaną dziewczynką, Emmo. Taką dobrą, że na myśl o tym, iż mógłbym cię nie widzieć, choćby przez jeden dzień, robi mi się duża dziura w sercu. Taka jesteś cudowna.
Uśmiechnęła się szeroko i małą ręką lekko pogłaskała go po policzku.
– Nie wyjedziesz, prawda, Ramsey? Nie wrócisz do swojego domu?
Ujął obie jej dłonie i ucałował każdy palec z osobna. Pachniały piernikiem, który Miles upiekł na deser. Ramsey nie mógł przewidzieć, co przyniesie przyszłość, czuł jednak, że nie może jej tego powiedzieć. Życie Emmy legło w gruzach, jej ojciec został zamordowany…
– Nigdy cię nie zostawię – rzekł bez wahania.
– To dobrze. – Emma ziewnęła od ucha do ucha.
– Emmo?
– Tak, Ramsey?
– Czy mogłabyś raz zachować się jak wstrętny bachor? Tylko raz, dobrze? Może kiedy się obudzisz albo wieczorem? Już wiem, mogłabyś ponarzekać, że musisz wypić mleko, skończyć kolację albo iść spać, co ty na to? Może zrobiłabyś awanturę z tupaniem i rykiem, co?
– Jasne – odrzekła z uśmiechem.
– Chcesz się teraz zdrzemnąć?
– Dobrze. – Zamknęła oczy, lecz zaraz otworzyła jedno i spojrzała na niego spod zmrużonej powieki. – Ale może wieczorem nie zechcę pójść do łóżka…
– Pyszny pomysł – oświadczył Ramsey.
Zależało mu przede wszystkim na tym, aby nie myślała o ojcu. Miał nadzieję, że uda im się w dalszym ciągu chronić ją przed dziennikarzami lokalnej prasy i telewizji oraz fotoreporterami pracującymi dla brukowców. Dziś przed południem ochroniarze Masona Lorda sprawnie pozbyli się jakiegoś reportera, przerzucając go przez mur posiadłości na drogę.
Ramsey modlił się, aby Emma nie zwracała uwagi na impertynenckie pytania, jakie zadawano jemu i Molly, kiedy tylko wychodzili za bramę.
Melissa Shaker płakała tak rozpaczliwie, że o mały włos nie potknęła się na schodach do garażu. Minęły już dwa dni, ale ona nadal nie mogła w to uwierzyć, nie chciała uwierzyć. Ta jego cholerna była żona zorganizowała jakieś pieprzone nabożeństwo żałobne. Prawdziwego pogrzebu nie było, bo z Loueya nie zostało nic, co dałoby się pogrzebać czy poddać kremacji.
Louey zginął, odszedł, po prostu odszedł na zawsze i nikt się tym nie przejmował. Nikt poza Melissą. Znowu się potknęła i chwyciła za poręcz, aby odzyskać równowagę. Kiedy weszła do podziemnego garażu, jakiś samochód zatrąbił przeraźliwie. Poczuła, jak gorący strumień spalin z rury wydechowej omiótł ją całą. Kierowca samochodu wychylił się przez okno i wrzasnął, żeby uważała.
Otarła oczy. Nic nie mogła na to poradzić. Po prostu nic. Jej ojciec przysiągł, że nie zabił Loueya, ale ona spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich poczucie winy. Nigdy mu tego nie wybaczy, nigdy.
– Panno Shaker…
Nie chciała, żeby Greg plątał się teraz gdzieś w pobliżu, chciała być sama, zupełnie sama. Miała ochotę pojechać na pustynię i pozwolić, żeby słońce spaliło ją na popiół. Nie oglądając się, dalej szła w kierunku samochodu.
– Panno Shaker, proszę poczekać! Wie pani, jak bardzo pani ojciec troszczy się o pani bezpieczeństwo, szczególnie teraz!
Zaczekała na niego, lecz zrobiła to tylko dlatego, że nie chciała, aby Greg stracił pracę. W końcu ten biedak starał się dobrze wykonywać polecenia ojca, nic więcej. Zatrzymała się przy kabriolecie BMW, pokrytym intensywnie niebieskim lakierem. Był to dokładnie taki sam wóz, jakim w ostatnim filmie jeździł James Bond, tyle że samochód Melissy miał potężniejszy silnik. Melissa uwielbiała swoje małe BMW.
– Dziękuję – powiedział Greg, zbliżając się truchtem. – Jest mi naprawdę bardzo przykro, panno Shaker…
– Dziękuję – rzekła, wsiadając do samochodu. Greg otworzył drzwiczki z drugiej strony.
– Niech pani nie próbuje mnie zgubić, panno Shaker. Przez następny tydzień powinienem trzymać się blisko pani, to bardzo ważne.
– Odprawili za niego tylko jakieś marne nabożeństwo – powiedziała Melissa i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Samochód eksplodował, wzbijając w górę falę płomieni.
Wiadomość podano w dzienniku lokalnego kanału telewizyjnego Las Vegas, przekazywanym za pośrednictwem satelity. Była dwunasta dwadzieścia. „Melissa Shaker, lat dwadzieścia trzy, córka Rule’a Shakera, właściciela kasyna w Las Vegas, zginęła dziś rano w wyniku wybuchu bomby, podłożonej w jej samochodzie. Tragedia wydarzyła się o dziesiątej. Wraz z panną Shaker w jej samochodzie, stojącym na podziemnym parkingu pod kasynem Sirocco, znajdował się także jej przyjaciel. Rzecznik policji nie podał na razie, czy zatrzymano jakichś podejrzanych. Dalsze szczegóły w wiadomościach o godzinie siedemnastej”.
Ramsey upuścił widelec, zrzucając na podłogę cienki plasterek szynki. Wiedział, że ktoś włączył telewizor w kuchni i zastanawiał się, dlaczego odbiornik nastawiono tak głośno, i to w dodatku na kanał nadający wiadomości z rejonu Las Vegas. Teraz już wiedział, dlaczego. Najwyraźniej ktoś czekał właśnie na tę informację.
W pokoju na chwilę zapadła całkowita cisza, potem wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Ramsey usłyszał, jak Eve szybko wciągnęła powietrze i coś powiedziała, nie udało mu się jednak zrozumieć, co to było. W kuchni rozległ się głośny trzask. To Miles musiał upuścić rondel.
Siedzący u szczytu stołu Mason Lord spokojnie jadł melona. Jego policzki były lekko zaróżowione, ale zachowywał się zupełnie naturalnie, jakby nic nadzwyczajnego się nie stało. Molly przerwała w pół słowa rozmowę z Emmą i przeniosła spojrzenie na ojca.
– Oko za oko, tato? – zapytała cicho.
Mason Lord przełknął kawałek melona, odłożył widelczyk i omiótł twarz córki chłodnym wzrokiem.
– Proponowałbym, żebyś powstrzymała się od takich uwag, Molly, zwłaszcza przy Emmie.
Emma, szczególnie wrażliwa na wszelkie zmiany nastroju osoby, która odgrywała najważniejszą rolę w jej życiu, pociągnęła matkę za rękaw.
– Mamo? Co się stało, mamusiu?
Ramsey zobaczył, jak Molly nadludzkim wysiłkiem woli tłumi gniew i opanowuje się dla dobra córeczki. Jej oczy zmieniły wyraz, na twarzy pojawił się lekki uśmiech, przeznaczony wyłącznie dla Emmy. Odwróciła się do córki i przytuliła ją do swego boku.
– Ta tarta Milesa ma jakiś dziwny smak, nie wydaje ci się? Emma obrzuciła ją uważnym, bardzo dorosłym spojrzeniem.
– Nadzienie tarty to tylko bekon i świeży szpinak, mamo. Przyglądałam się, jak pan Miles ją przygotowywał. Jest świetna, wcale nie ma dziwnego smaku.
Molly wyglądała tak, jakby ktoś zdzielił ją w głowę wielkim młotem. Tym razem z trudem się pozbierała.
– Przepraszam, Em, masz całkowitą rację. Nie wiem, co mi jest, kochanie. Chyba nie czuję się zupełnie dobrze.
Molly zerknęła na Eve Lord, która siedziała po jej prawej ręce, naprzeciwko Masona. Twarz Eve była boleśnie napięta i biała jak obrus. Młoda kobieta wpatrywała się w męża jak zahipnotyzowana. Kiedy po paru sekundach nagle odwróciła się do Emmy, jej twarz była jak zwykle anielsko spokojna i gładka.
Читать дальше