Oboje zapakowali Emmę do łóżka w dużej sypialni.
– Zostawić zapaloną lampkę, Em?
– Nie, mamusiu. Dziś też będziesz spała ze mną?
– Tak – odparła Molly spokojnie. – Jeżeli Ramsey obudzi się w nocy i poczuje się samotny, będzie mógł porozmawiać z nami przez ścianę.
Emma uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Długo stali, wpatrując się w dziecko, które odmieniło życie każdego z nich.
– Ułożyła moje imię – powiedział Ramsey. – Potem użyła go w zdaniu. Zdumiewające.
– Odziedziczyła inteligencję po matce. – Molly roześmiała się cicho. – Widziałam to zdanie: MÓJ RAMSEY JEST MĄDRY. Tak, to nawet nieźle brzmi. Uwierzysz, że napisała też UBIKACJA?
– I to bezbłędnie. Zaśmiewała się przy tym do rozpuku. Skąd ma takie włosy?
– Po ojcu – rzuciła krótko.
Nie powiedziała nic więcej. Dlaczego ojciec Emmy nie wrócił do Stanów, kiedy dowiedział się o porwaniu? Ramsey wiele razy zadarł sobie to pytanie. Po prostu nie wyobrażał sobie, że ojciec może nie szaleć z niepokoju o dziecko. Wydawało mu się to niemożliwe. Rozwód rodziców niczego przecież nie zmieniał, jeśli chodzi o ich uczucia w stosunku do dzieci.
– Chodźmy na dół – powiedział. – Teraz, kiedy Emma zasnęła, musisz opowiedzieć mi o swoim ojcu.
– Powinnam najpierw zadzwonić do Mecklina i Anchora. Kompletnie o nich zapomniałam…
– Wcale nie zapomniałaś, ale to bez znaczenia. Zadzwoń, kto wie, może dowiedzieli się czegoś nowego.
– Wierzysz w to?
Poprosiła o połączenie z detektywem Mecklinem. Po minucie oczekiwania gwałtownym ruchem odłożyła słuchawkę.
– Próbują namierzyć telefon – warknęła. – Znam ich sztuczki. Dranie!
– Chyba masz rację. Zadzwonimy rano. Nie przejmuj się, nie mieli dość czasu, aby sprawdzić centralę.
– Nie wątpię, że wiesz o tym znacznie więcej ode mnie.
– Daj spokój, Molly. Na szczęście nie musimy ukrywać się przed policją.
– Nie chcę, żeby dostali jaw swoje łapy. Mogliby zabrać ją i postawić przed całym oddziałem lekarzy, psychiatrów. Bóg wie, kogo jeszcze. Emma świetnie sobie radzi, powoli wychodzi z szoku. Boję się ryzykować, zresztą ty też się bałeś. Ona musi mieć spokój, to najważniejsze.
– W porządku. Wiesz co? Zadzwonimy do Dillona Savicha, tego mojego przyjaciela z Waszyngtonu. Może on wie, co jest grane.
– Kim właściwie jest ten twój przyjaciel?
– Informatykiem, specem od komputerów, a przy okazji agentem FBI. Zaufaj mi, Molly, Savich pod żadnym względem nie przypomina agenta Anchora. To on razem ze swoją partnerką, teraz żoną, Sherlock, rozwikłał sprawę Opiekacza w Chicago. Pamiętasz to?
– Ten młody facet, który mordował całe rodziny?
– Tak. Russel Bent.
– Kogoś takiego jak on chyba nigdy nie zwolnią z więzienia, co?
– W tym wypadku możesz zaufać systemowi, Molly. Bent do końca życia nie wyjrzy z więziennego szpitala psychiatrycznego.
– Może masz rację… Pamiętam jednak także przypadek zabójcy z Bostonu, który uciekł po tym, jak sędzia kazał przenieść go do szpitala psychiatrycznego na badania. Dziennikarze nazywali go Mordercą z Linką, pamiętasz?
– Pamiętam. Rzeczywiście tak było. Rzuciła mu długie, zaczepne spojrzenie.
– Dobry system, co?
– Słuchaj, Molly, nasz system prawny zwykle działa zupełnie prawidłowo, ale ponieważ jego wykonawcami są ludzie, zdarzają się pomyłki. Powinnaś być trochę bardziej obiektywna.
Molly westchnęła ciężko i podeszła do wysokiego okna, wychodzącego na łąkę i płynący niżej strumień, wezbrany po wiosennych roztopach. Daleko, na szczytach gór, śnieg lśnił w świetle księżyca.
– To naprawdę piękne miejsce – odezwała się. – Zadzwonisz do Dillona Savicha?
– Tak. Zapomniałem o tym, bo zaczęliśmy rozmawiać na inny temat. Chciałbym powiedzieć mu, kim jesteś, ale oczywiście Dillon nie podejmie żadnych kroków bez twojej wiedzy, w porządku?
Molly skinęła głową.
Ramsey wybrał numer z telefonu stacjonarnego. Po trzech sygnałach ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę i Ramsey się przedstawił.
– Zdajesz sobie sprawę, że jest pierwsza w nocy? – zapytał Savich. – Nie, nic nie szkodzi. Gdzie jesteś? Widzę, że masz włączony mikrofon. Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
– Słyszałeś o przypadku porwania w Denver? Chodzi o dziewczynkę, Emmę Santera.
– Słyszałem. Zaczekaj, nic nie mów – masz z tym coś wspólnego? Ramsey krótko opowiedział mu o wszystkim, co wydarzyło się do chwili ich przyjazdu do Kalifornii.
– Teraz wszystko jest w porządku, mamy bezpieczną kryjówkę – zakończył. – Pani Santera nie chce, aby ktokolwiek wiedział, gdzie jesteśmy.
– Nawet FBI? Nawet policja? Wszystko to razem wydaje mi się bardzo dziwne, Ramsey.
– Wiem, ale wykrzesaj z siebie jeszcze odrobinę cierpliwości. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje w Denver? Czy w jakiś sposób dotarło może do ciebie, co mówi o tej sprawie agent Anchor?
Savich wybuchnął głośnym śmiechem.
– Co mówi Bud? Bud teraz nie mówi, tylko wrzeszczy. Odgraża się, że oskarży panią Santera o utrudnianie śledztwa. Z trudem mi przyjdzie trzymać gębę na kłódkę, Ramsey, ale będę milczał jak Hiob, dopóki nie pozwolisz mi mówić. Wyobrażasz sobie, co działby się w kwaterze głównej FBI, gdyby ktoś się dowiedział, że jestem zamieszany w tę sprawę i że ja przekazuję ci nasze wewnętrzne informacje?
– A co z tą półciężarówką? Podaliśmy policji w Denver i agentowi Anchorowi trzy nazwiska, które od ciebie dostałem.
– Z pierwszej wersji wynikało, że półciężarówką została skradziona w zeszłym miesiącu z farmy mleczarskiej w Loveland w Kolorado. Kradzież zgłosiła żona farmera. Potem mąż oświadczył, że samochód wcale nie został skradziony. Zeznał, że sprzedał go bez wiedzy żony. Kto wie, być może kupili go porywacze. To by grało nie sądzisz?
– Masz rację.
– Zastanówcie się, czy jednak nie lepiej się ujawnić. Były jeszcze jakieś próby porwania dzieciaka?
– Nie. W każdym razie nie odkąd tu jesteśmy.
– Dokładnie rozważ wszystkie za i przeciw, Ramsey. Sprawa wydaje mi się dość śliska. To chyba coś więcej niż zwykłe porwanie. Masz jakieś pomysły?
– Może. Słuchaj, zostaniemy tu przez pewien czas. Zadzwonię w piątek, jeżeli nic się wcześniej nie wydarzy. Dzięki, stary.
– Nie martw się, upomnę się o dług.
– Słyszę Sherlock, czy tylko mi się wydaje? Ucałuj ją ode mnie.
– Nigdy w życiu! Jesteś facetem z jej marzeń, twardym i zdecydowanym na wszystko. Po twoich ostatnich popisach na sali sądowej, mówię o tych w stylu macho, i tak trudno mi będzie utrzymać jaz daleka od ciebie. Nie, żadnych całusów, absolutnie! Uważaj na siebie, Ramsey, i dzwoń bez wahania, gdybym mógł coś dla ciebie zrobić.
– Dziękuję, Savich. – Ramsey powoli odłożył słuchawkę. – Słyszałaś wszystko?
Molly skinęła głową.
– A teraz koniec z unikaniem tematu. Opowiedz mi o ojcu. Milczała.
– Molly, twoim ojcem jest Mason Lord. Najwyższy czas, żebyśmy zastanowili się nad rolą, jaką mógł odegrać w tych wydarzeniach. Nie sądzę, aby był w to bezpośrednio zamieszany, ale nie możemy wykluczyć, że któryś z jego wrogów kazał porwać Emmę, żeby wyrównać z nim rachunki. W zamyśleniu gładziła dłonią lekkie lniane zasłony.
– Myślę, że uprzedziłby mnie, gdyby liczył się z takim niebezpieczeństwem.
– Nie wątpię, ale może niczego nie podejrzewał. Nie zaprzeczysz chyba, że Mason Lord ma wrogów, i to takich, którzy chętnie ujrzeliby go na kolanach? Zastanawiałaś się, skąd ci wszyscy ludzie, którzy za nami węszą. Być może to jest właśnie odpowiedź na twoje pytanie.
Читать дальше