– Chciałam tylko zobaczyć, jak się uśmiechasz, mamo.
– Wobec tego wygrałaś jeszcze jeden uśmiech.
Molly miała duży zamszowy worek, Emma powłoczkę na poduszkę, a Ramsey dwie walizki. Starą Olivetti, która należała kiedyś do jego matki, to, co zdążył napisać w czasie pobytu w górach oraz kilka powieści i książek historycznych zostawił w dżipie. Ludzie z obsługi hotelowej przynieśli tapczan, który okazał się trochę za krótki, lecz Ramsey zdecydowanie potrząsnął głową, gdy Molly usiłowała protestować.
Pomyślał, że w gruncie rzeczy równie dobrze mógłby położyć się na podłodze. Noga bardzo mu dokuczała, miał potworny ból głowy i czuł się tak, jakby zderzył się z czołgiem. Molly także nie była chyba w najlepszej formie, bo wyglądała bardzo mizernie. Stała na środku pokoju, przeczesując palcami skłębione rude włosy. Uśmiechnął się.
– Chcesz, żebym wykąpał Emmę? Nie, co ja gadam. Emma doskonale potrafi sama się umyć.
– Może nie doskonale, ale bardzo się stara. – Molly chwyciła Emmę i powąchała miejsce za jej małym uchem. – Słodko pachniesz, skarbie. Chciałabyś, żebym cię umyła? Tak dla odmiany?
Emma z radością kiwnęła głową. Molly odwróciła się do Ramseya, który prawie chwiał się na nogach.
– Połóż się, zaraz przyniosę ci aspirynę. Robiłeś okłady z lodu na nogę?
– Nie pomyślałem o tym. Właściwie dlaczego nie?
– Dobrze. Połóż się. Zaraz wrócę.
Połknął trzy aspiryny i pomógł jej ułożyć owiniętą w ręcznik torebkę z lodem na chorej nodze.
– Czy będzie ci bardzo przykro, jeśli nie pójdziemy do Cantiny? – zapytała.
– Zaraz sprawdzę, czy dowożą jedzenie na zamówienie – odparł. Okazało się, że dowożą, za dodatkową opłatą w wysokości pięćdziesięciu dolarów. Cóż, w końcu co Aspen, to Aspen, pomyślał Ramsey, jedząc taco za dziesięć dolarów. Gdy pochłonęli sześć dużych wołowych taco oraz wielką porcję chipsów i salsy, którą z pewnością zadowoliłaby się cała drużyna piłkarska, zmęczenie wreszcie zwaliło ich z nóg.
Emma miała resztki sosu guacamole na brodzie i wyglądała cudownie. Zasnęła dziesięć minut później, przytulona do matki. Ramsey i Molly w ostatniej chwili namówili ją, aby umyła zęby. Oni sami zapadli w ciężki sen pięć minut po Emmie.
Molly obudziła się o północy, wraz z ostatnim uderzeniem dużego szafkowego zegara, stojącego w korytarzu. Księżyc w nowiu wysyłał biały promień światła, który wciskał się do pokoju przez otwarte okno. Nie było zimno, ale dość chłodno. Molly podciągnęła nakrycia pod samą brodę i wystawiła twarz na powiew świeżego powietrza.
Od ponad dwóch tygodni po raz pierwszy przespała bite trzy godziny. Dokładnie od szesnastu dni, pomyślała, spoglądając na Emmę, która spała obok, zwinięta w ciepły kłębuszek, z poduszką przytuloną do piersi. Jej piękne włosy, uwolnione z warkocza, opadały na prześcieradło. Była bezpieczna.
Piekące łzy wypełniły powoli oczy Molly. Pozwoliła im popłynąć po policzkach. Miały tyle szczęścia… Bo przecież ostatecznie to nie ona uratowała Emmę, nie ona okazała się najważniejszym czynnikiem w tym trudnym równaniu. Jej córeczkę uratował Ramsey Hunt, człowiek, który był gotów chronić ją i osłaniać za cenę własnego życia, aż do końca…
Łzy popłynęły szybciej. Z gardła Molly wyrwał się szloch. Och, nie, to takie upokarzające… Zatkała sobie usta pięścią.
– Molly? Spokojnie, spokojnie…
Usłyszał ją? Na szczęście Emma dalej twardo spała.
– Płacz, to ci dobrze zrobi – powiedział cicho. – Założę się, że po raz pierwszy od bardzo dawna możesz się spokojnie wypłakać Nie przejmuj się mną.
Płakała i płakała, a on mówił do niej o jakichś zupełnie nieważnych rzeczach, uspokajając ją swoim głosem.
– Mamo, co się stało?
Emma siedziała na łóżku, sztywna z przerażenia.
– Nic, kochanie – rzekł Ramsey szybko. – Przytul mamę, dobrze? Obejmij ją mocno, o tak. Mama płacze, bo czuje ogromną ulgę, że wreszcie ma cię znowu przy sobie. Bardzo długo strasznie się martwiła i bała o ciebie.
Molly dostała napadu czkawki i w końcu roześmiała się głośno. Emma nie wypuszczała jej z ramion.
– Już mi lepiej – rzekła. – Dziękuję, Em.
Pocałowała córkę w karczek i zrozumiała, że jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. W tym samym momencie przypomniała sobie inną chwilę, dawno, dawno temu, kiedy wydawało jej się, że nigdy nie będzie bardziej szczęśliwa. Tamta chwila okazała się kłamstwem.
Niedługo potem wszyscy troje zasnęli znowu, Ramsey także, chociaż nogi wystawały mu daleko za krawędź tapczanu. Obudził się koło trzeciej nad ranem. Może zaniepokoił go jakiś dźwięk, choć umysł nadal tkwił w cieple przyjemnego snu. Śniła mu się Susan. Miała na sobie mundur i była pogodnie uśmiechnięta. Zasalutowała, a potem żartobliwie szturchnęła go w brzuch.
Kiedy zupełnie się ocknął, zalała go fala słodko – gorzkich wspomnień, które natychmiast zniknęły w powodzi przeszłości. Nie chciał mieć więcej snów o Susan.
Tym razem dźwięk był wyraźniejszy. Czyżby tamci byli aż tak dobrzy? Wstał powoli, z pewnym wysiłkiem. Emma i Molly spały spokojnie. Słyszał głęboki, spokojny oddech Molly. Postanowił zrobić wszystko, żeby ich nie przestraszyć.
Zesztywniała noga ugięła się pod nim, więc szybko oparł się o wysokie krzesła. Stał nieruchomo i nasłuchiwał. Szelest. Dobiegał z korytarza, gdzieś z naprzeciwka. Wziął do ręki rewolwer, który wieczorem położył na okrągłym stoliku obok tapczanu. Z trudem zrobił pierwszy krok, potem drugi. Co chwilę przystawał i uważnie słuchał.
Kiedy dotarł do drzwi, usłyszał dochodzące z korytarza głosy. Nie, niemożliwe, żeby to oznaczało kłopoty. Niemożliwe, aby ich tu znaleźli. W rejestracji nikt nie zażądał od niego żadnego dokumentu tożsamości, więc w jaki sposób mogliby za nimi trafić?
Co prawda, przyjechali dżipem, którego rejestrację można było sprawdzić. Ktoś mógł ich też zauważyć, kiedy wjeżdżali do miasta. Zaklął pod nosem. Jak mógł być takim idiotą! Z samego rana zostawi samochód na jakimś dużym parkingu i wypożyczy, albo nawet kupi inny wóz, innego dżipa, albo jakiekolwiek auto z czterokołowym napędem. Znowu usłyszał rozmowę, prowadzoną zbyt cicho, aby mógł rozróżnić słowa. Zacisnął palce na kolbie.
Stojący w korytarzu mężczyzna odezwał się teraz nieco głośniej.
– Słuchaj, Doris, rób, co chcesz. Masz ochotę wracać do swojego starego, to wracaj, ale on może się w każdej chwili obudzić, rozumiesz? Nie chcę, żeby odstrzelił mi łeb. Nie, nie wchodź tam teraz, zaczekaj, aż sobie pójdę.
Ramsey oparł głowę o framugę drzwi, czując ogromną ulgę. To tylko jakaś kobieta zdradzała męża. Nikt nie próbował ponownie porwać Emmy. Kobieta odpowiedziała coś wysokim, pełnym histerii głosem.
Lepiej, żeby nie wracała do swojego pokoju, pomyślał Ramsey, ale to nie moja sprawa, dzięki Bogu. Cicho sprawdził, czy drzwi są dobrze zamknięte i założył łańcuch. Odłożył rewolwer na stolik i usiadł na tapczanie. Kiedy się odwrócił, zobaczył Molly, która właśnie podniosła się na łokciu i patrzyła na niego z niepokojem.
– To nic – szepnął. – Jakaś kobieta oszukuje męża, nic, co by nas dotyczyło.
– Ale to chyba nie on, co, Ramsey? – sennym głosem odezwała się Emma. – Nie widział zbyt dobrze i czasami zapominał włożyć okulary. Dzięki temu uciekłam. Ułożyłam poduszkę w taki sposób, żeby mnie przypominała. W tym czasie on siedział na schodach i palił papierosa. Kiedy wrócił, zajrzał do pokoju, wydawało mu się, ze mnie widzi. Wyczołgałam się z domu, gdy nalewał sobie whisky. Bardzo lubił whiskey. Ciągle powtarzał, że nie cierpi alkoholu, jego dusza gnije od whiskey, ale bardzo dużo pił…
Читать дальше