Emma rzuciła matce zaniepokojone spojrzenie.
– Ale nie będziesz próbowała zastrzelić Ramseya, co, mamo?
– Nigdy nie piję kawy z człowiekiem, którego później próbuję zastrzelić, kochanie. Tak się nie robi.
– To był dowcip, prawda? – Emma uśmiechnęła się promiennie.
– Tak, i to dobry dowcip – powiedział Ramsey. – Idź się umyć, Emmo. Kiedy dziewczynka wyszła, z uwagą przyjrzał się jej matce.
– Emma narysowała kilka twoich portretów. Na wszystkich jesteś szeroko uśmiechnięta…
Teraz na twarzy Molly nie można było doszukać się choćby cienia uśmiechu. Blada, mizerna, o najbardziej rudych włosach, jakie kiedykolwiek widział. Rzeczywiście całe w lokach, jak na rysunkach Emmy. Jej oczy były zielonoszare, odrobinę skośne, egzotyczne. Nie miała piegów i w ogóle nie wyglądała na matkę Emmy.
– Mówiłem do niej „skarbie”. Emma to ładne imię. Pasuje do niej.
– Tak miała na imię moja babka.
Zerwała się na nogi i zaczęła przemierzać małą kuchnię dużymi krokami, podekscytowana po mocnej kawie i żądna odpowiedzi na swoje pytania.
– Jak znalazłeś Emmę?
– To było osiem dni temu. Rąbałem drewno na opał, kiedy nagle usłyszałem dziwny dźwięk, inny od wszystkich, jakie wcześniej tu słyszałem. Zacząłem szukać jego źródła i znalazłem ją nieprzytomną w lesie. Zauważyłem ją wyłącznie dlatego, że miała na sobie jaskrawożółtą koszulkę. Przyniosłem ją tutaj i zająłem sienią. Do dzisiaj nie powiedziała ani słowa… – Zrozumiał pytanie w jej oczach i powoli pokiwał głową. – Tak, była bita i została zgwałcona. O ile mogłem stwierdzić, nie doszło do aktu sodomii, ale przecież nie jestem lekarzem. Czuje się już znacznie lepiej, chociaż w nocy znowu miała koszmarny sen. Minęły cztery dni, zanim zdecydowała się mi zaufać. To wspaniałe dziecko, Molly.
Łzy płynęły jej po policzkach, ściekały na wargi. Pociągnęła nosem. Podał jej chusteczkę. Energicznie wydmuchała nos i otarła oczy.
– Ona ma zaledwie sześć lat… Porwał ją zboczeniec i to wszystko moja wina… Gdybym tylko…
– Przestań, przestań. Znam cię dopiero od godziny, ale zdążyłem już zrozumieć, że nigdy nie zostawiłabyś jej bez opieki i nie naraziłabyś jej na żadne niebezpieczeństwo. Nie chcę więcej słuchać tych bzdur. – Westchnął ciężko, doskonale wiedząc, że Molly do końca życia będzie się obwiniać za to, co się stało. – Wierz mi, jeszcze nigdy nie czułem się tak przerażająco bezradny. Emma jest słodkim, dobrym stworzeniem… Bała się mnie, bo jestem mężczyzną. Nie mówiła tak długo, że uwierzyłem, iż jest niema.
Mówił dużo i szybko, aby zdołała się opanować. W końcu wyprostowała ramiona, podniosła głowę.
– Powodem jej milczenia musiał być szok – ciągnął. – Może czuła się bezpieczniejsza, nie mówiąc i nie pozwalając mi poznać swego imienia. A może naprawdę nie mogła się odezwać do chwili, kiedy okazało się, że jest to sprawa życia i śmierci. Strzeliłabyś do mnie?
– Bez chwili wahania. Wystarczyłoby, żebyś się poruszył.
– W takim razie miałem szczęście, że Emma odzyskała głos. Ale nie dziwię ci się. Wyobrażam sobie, co przeżyłaś, jeżdżąc od miasta do miasta i pokazując jej zdjęcie…
– Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, to znaczy wszyscy z wyjątkiem lokalnej policji. Ci wszędzie traktowali mnie jak rozhisteryzowaną babę, poklepywali mnie po ramieniu i zachęcali, abym zostawiła im tę sprawę. Wielcy faceci, cholerni spece… Jednego takiego, w Rutland, o mało nie pobiłam. Kiedy w końcu znalazłam tę chatę, zaczęłam zastanawiać się, jak to rozegrać. Znam system prawny wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że nawet jeśli dostarczyłabym policji porywacza, sąd mógłby wypuścić go za kaucją. I co wtedy? Czy ponownie próbowałby porwać Emmę? Załóżmy zresztą, że sędzia odmawia zwolnienia za kaucją, zatrzymuje go w areszcie, facet zostaje skazany na więzienie. Wszystko pięknie, ale co z tego? Wcześniej czy później wyjdzie warunkowo i będzie prześladował inne dzieci, a może znowu Emmę. Ta świadomość wisiałaby nade mną do końca życia, lecz, co jeszcze gorsze, Emma także żyłaby w jej cieniu. Zboczeniec, porywacz… Taki potwór nie zasługuje na to, aby żyć. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Gdybyś to ty nim był, postarałabym się przynajmniej poważnie cię postrzelić. Wtedy nie wyszedłbyś za kaucją. Zamknęliby cię w szpitalu. Może ktoś dosypałby ci czegoś do lekarstwa i kopnąłbyś w kalendarz…
Ramsey dopił kawę i lekko uniósł brwi.
– Nie pokładasz zbyt wielkiej wiary w naszym systemie sprawiedliwości.
– Ani grama wiary. Ten system jest taki popieprzony, że nie sposób mu ufać. Zresztą, komu ja to mówię? Tobie, sędziemu federalnemu, który żyje z tym na co dzień? Porywacz Emmy, nawet gdyby go schwytano, dostałby wyrok, wkrótce zmniejszony o siedem lat w wyniku niezliczonych apelacji obrońcy, i wreszcie zrobiłoby się z tego trzy lata. Po trzech latach odsiadki wyszedłby na wolność. To nie jest dobre ani sprawiedliwe, ale adwokaci nie bardzo liczą się ze sprawiedliwością. Najczęściej chodzi im tylko o pieniądze. Dlatego skupiają całą uwagę opinii publicznej na biednym przestępcy i jego nieszczęśliwym dzieciństwie, zupełnie jakby to usprawiedliwiało brutalność i przemoc. To jest z gruntu złe, Ramsey! Wiesz, że mam rację!
– Tak, to jest złe – rzekł spokojnie. – Musisz jednak uwierzyć, że nikt nie chce, aby przestępcy chodzili wolno po ulicach. Większość nas naprawdę ciężko pracuje nad tym, aby siedzieli w więzieniach. – Lekko wzruszył ramionami. – Czasami zdarza się jednak coś naprawdę złego…
– I kto to mówi?
– Chyba nikt z nas nie jest w stanie uciec przed samym sobą.
– Ale ty powiedziałeś, że przyjechałeś tu właśnie po to! Z zażenowaniem podrapał się po brodzie.
– Sprawy w moim życiu zawodowym wymknęły się spod kontroli. Przyjechałem tu, żeby się trochę pozbierać. Chciałem też, by inni o mnie zapomnieli, co wkrótce się stanie.
– Jesteś sędzią i na pewno znasz mnóstwo osób ze swojego środowiska. Musisz wierzyć w system, który reprezentujesz, prawda? Więc dlaczego od razu nie zawiozłeś Emmy na policję? Albo do szpitala?
– Nie mogłem tego zrobić – odparł po prostu. – Najzwyczajniej w świecie nie mogłem. Nie byłem w stanie znieść myśli, że znajdzie się wśród zupełnie obcych ludzi, przerażona i samotna. – Spuścił wzrok. – No i martwiłem się, że jeśli wróci do domu, ten facet może znowu ją porwać.
Długą chwilę obserwowała go bez słowa. Wreszcie skinęła głową.
– Na twoim miejscu także nie oddałabym jej obcym – powiedziała. – I nie odesłałabym jej do domu, chyba że byłabym całkowicie pewna, iż rodzice zapewnią jej bezpieczeństwo. Emma jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby zginęła.
Myślał, że Molly się rozpłacze, ale szybko otrząsnęła się i wstała.
– I dlatego nie chcę wracać do Denver.
– Na twoim miejscu czułbym to samo. – Ramsey oparł łokcie na podrapanym blacie. – Dręczyło mnie, że tak długo zwlekam z powiadomieniem policji, że nie zawiozłem jej do szpitala, lecz koniec końców nie zdołałem zmusić się do tego, aby oddać ją w ręce obcych. Rozmawiałaś z szeryfem w Dillinger?
– Nie, sześć miasteczek wcześniej dałam sobie spokój z miejscowymi glinami. Wyjmowałam tylko zdjęcie Emmy i pytałam napotkanych ludzi, czyjej nie widzieli. Pytałam i pytałam bez końca. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Miałam takie dziwne wrażenie, że porywacz zabrał ją na zachód, nie na północ, w kierunku Fort Collins i Cheyenne. Chociaż nie, to nie było tylko wrażenie. Byłam pewna, że ona jest gdzieś tutaj, w Górach Skalistych.
Читать дальше