– Dlaczego?
– Policja z Denver uruchomiła gorącą linię dla tych, którzy zauważyli coś podejrzanego. Odebrali mnóstwo telefonów, prawie wszystkie bez znaczenia, ale jeden wydał mi się istotny. Jakaś starsza pani poinformowała, że widziała biały van, jadący na zachód. Gliniarze uznali, że ma sklerozę i zlekceważyli jej telefon, lecz ja poszłam się z nią zobaczyć. Mieszka bardzo niedaleko mnie, przy tej samej ulicy. Ma zaawansowany artretyzm i większość czasu spędza w fotelu przy oknie. Powiedziałam o tym policjantom, ale oni pokiwali tylko głowami i obiecali, że sprawdzą tę informację.
– Skąd wiedziała, że samochód jedzie na zachód?
– Mieszkamy na wzgórzu, którego zbocze schodzi w kierunku zachodnim, ku drodze numer 70. Z okna zobaczyła, jak van skręca na tę odnogę autostrady, która prowadzi na zachód. Przysięgała, że z tyłu wozu siedziała mała dziewczynka.
– Porywacz nie zażądał okupu? Molly potrząsnęła głową.
– Nie, w każdym razie do wczoraj, bo wtedy sprawdzałam ostatni raz. Agenci FBI bardzo na to liczyli. Ciągle mi powtarzali, że muszę zachować cierpliwość, siedzieć przy telefonie i czekać. I pozwolić im, żeby mówili mi, co mam robić, bo oczywiście oni wiedzą wszystko o takich sprawach, a ja jestem laik. Jednego z nich miałam ochotę zdzielić czymś twardym. Czekałam dwa dni i nic. Kazali mi czekać dalej. Czekać, czekać, nic tylko czekać. Myślałam, że oszaleję. Trzeciego dnia wstałam o świcie i ruszyłam w drogę. Dzwonię do nich codziennie i pozwalam im na siebie wrzeszczeć. Nawet już nie pamiętam, w ilu miastach i miasteczkach pytałam o Emmę. Kiedy zatrzymałam się w Dillinger, po prostu nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to dziewczynka Ramseya. Gdybym wtedy zobaczyła cię bez Emmy, najprawdopodobniej wpakowałabym w ciebie cały magazynek.
– I poszłabyś do więzienia.
– No, właśnie, tak wygląda sprawiedliwość.
– Gdybyś mnie zastrzeliła, to wsadzenie cię do więzienia byłoby sprawiedliwe, Molly. Mam nadzieję, że nie wypuściliby cię w wyniku apelacji.
Chyba nie powinien był tego powiedzieć. Molly nie zareagowała, ale czuł, że jest bardzo niezadowolona. Chciał się jeszcze dowiedzieć, w jaki sposób Emma została uprowadzona, dlaczego jej ojciec zwlekał z powrotem z Europy i kilku innych rzeczy, ale mała stała już w progu, umyta i uśmiechnięta, ze szczotką do włosów w ręku. Podeszła do Ramseya i wręczyła mu szczotkę. Usłyszał, jak z piersi Molly wyrywa się ciche westchnienie. Uśmiechnął się, wziął szczotkę i ustawił Emmę między swoimi kolanami. Starannie rozczesał włosy i zaczął splatać warkocz.
– Mamo, mogłabyś pokazać Ramseyowi, jak robisz francuski warkocz? – odezwała się Emma.
– Oczywiście. Widzę, że dobrze sobie radzi.
– Szkoda, że nie widziałaś, jak poszło mu za pierwszym razem! Warkocz był całkiem krzywy i włosy sterczały z niego na wszystkie strony. Kiedy skończył, Emma podała mu gumkę.
– Gotowe! – Odwrócił ją twarzą do siebie i położył ręce na jej ramionach. – Bardzo ładnie wyglądasz. Wszyscy będą cię pytać gdzie chodzisz do fryzjera. Jestem najlepszy.
– Naprawdę niezły warkocz – zauważyła Molly. Mówiła spokojnie, lecz Ramsey i Emma zrozumieli, że niełatwo jest jej zaakceptować ufność i serdeczność, jakie jej córka okazuje człowiekowi, którego przed tygodniem w ogóle jeszcze nie znała. – Czy mogę pokazać Ramseyowi, jak zaplata się francuski warkocz jutro, Em?
– Jasne, mamo.
Ramsey pochylił się ku dziewczynce i ujął obie jej dłonie.
– Zbierz wszystkie swoje rzeczy do powłoczki na poduszkę, dobrze, Emmo? Nie zapomnij o niczym, to bardzo ważne. Jeżeli ci ludzie tu wrócą, nie chcę, żeby znaleźli coś, co należało do kogoś z nas, rozumiesz? Za piętnaście minut wyjeżdżamy. W porządku?
Długą chwilę wpatrywała się w niego uważnie. Potem kiwnęła głową. Zaczekał, aż Emma przejdzie do dużego pokoju i odwrócił się do Molly.
– Mówiłem ci, że mieliśmy tu nieproszonych gości. Dwóch facetów, z bronią.
Emma zajrzała do kuchni, trzymając w ręku wypełnioną do połowy powłoczkę.
– Obejrzysz swoją nogę, Ramsey?
Zupełnie zapomniał. Powinien to zrobić, sprawdzić, czy nie wdała się infekcja. Przytaknął.
– Przyniosę taśmę! – zawołała.
– Jak to było? – zapytała Molly.
– Dwóch facetów wyszło wczoraj z lasu na łąkę. Strzelali i udawali pijanych. Wniosłem Emmę do domu i wyszedłem do nich z karabinkiem i rewolwerem. Trafili mnie w nogę, ale udało mi się postrzelić obu, jednego dwukrotnie. Uciekli. Mam ich strzelbę, więc może policja na podstawie wydanej licencji mogłaby dojść, do kogo należy. Nie mam pojęcia, kim byli i dlaczego tu przyszli. Mam wrażenie, że chodziło im o Emmę… – Dziewczynka już stała obok niego. – Podaj mi gazę, Emmo – poprosił spokojnie. Podniósł się niezgrabnie i zdjął spodnie.
Molly spojrzała na przesłoniętą opatrunkiem ranę i ostro wciągnęła powietrze.
– Spróbujmy teraz zerwać taśmę i gazę… No, udało się. Nie wygląda to bardzo źle. Skóra dookoła jest sina, ale to żadna niespodzianka. Dobrze, Emmo, daj mi gazę. Wiesz, wydaje mi się, że opuchlizna już zeszła.
– Mam nadzieję – powiedziała Emma, nachylając się nad jego nogą. – Nie śmierdzi, więc chyba wszystko w porządku.
Molly z dziwnym wyrazem twarzy obserwowała, jak oboje sprawnie nakładają świeży opatrunek. Emma podała Ramseyowi kilka pasków taśmy klejącej i pomogła mocno je naciągnąć, aby brzegi rany się nie rozstąpiły.
– Skąd wiesz, że jeśli rana nie cuchnie, to znaczy, że się goi, Em? – zapytała.
– Och, wiem sporo takich rzeczy, mamo. Oglądałam program o historii starożytnej, ten z panem Spockiem, i tam mówił o takim fara… fara…
– Faraonie?
– Właśnie. No, więc ktoś zranił go oszczepem i potem ta rana zaczęła ropieć, i cała noga mu zgniła, i w końcu umarł.
– To była gangrena, tak?
– Tak, gangrena. Nie widzę żadnego zaczerwienienia, Ramsey.
– Ja też nie, Emmo.
– Jest jeszcze ciepła? – Nie czekając na jego odpowiedź, leciutko przytknęła małą dłoń do opatrunku. – Troszeczkę. Kiedy zrobi się chłodniejsza?
– Nie wiem, kochanie. Chyba niedługo, bo zwykle wszystkie rany goją się na mnie bardzo szybko.
– Ale jest lepiej, prawda?
Usłyszał lęk w jej głosie, więc natychmiast uśmiechnął się szeroko i pogłaskał ją po policzku.
– Jeszcze parę dni i wybiorę się na narty, skarbie. Chciałabyś pojechać do Vail?
– Mama lubi jeździć na nartach w Vail. Ja dopiero się uczę.
– Mogłabyś być moją maskotką. Woziłbym cię na barana, a jeślibym upadł, poleciałabyś prosto w zaspę i wyglądałabyś jak śniegowy bałwanek…
Mimo jego słów nadal wyglądała na zaniepokojoną i zmartwioną. Położyła dłonie po obu stronach bandaża.
– Wszystko w porządku, Em, daję ci uroczyste słowo bonom. Gdybym nie był tego pewien, już pędziłbym do szpitala, szybciej niż samochód.
– On powiedział, że w pobliżu nie ma szpitala, ale jest duży, ładny kościół. – Głos Emmy był cichy i spokojny.
Molly i Ramsey wpatrywali się w nią, wstrzymując oddech. Wydawało im się, że powietrze w kuchni nagle wyschło. Ramsey pochylił się do przodu. Nigdy nie zadał Emmie ani jednego pytania na temat człowieka, który ją więził i maltretował, chociaż od początku bardzo chciał to zrobić. Nie miał jednak żadnego doświadczenia w tego rodzaju sytuacjach i bardzo bał się ją przestraszyć.
Читать дальше