– Taki pistolet istotnie jest ciężki. To cacko waży ponad półtora kilograma. Widzisz go przed oczami, Sally?
Stała oddalona od niego, oddalona od wszystkich. Wiedział, że przypomina sobie wszystko, dopasowując postrzępione fragmenty wspomnień, powoli, ale wiedział, że da sobie radę.
– Pistolet jest gorący, Sally – odezwał się. – Parzy cię w dłonie. Co zamierzasz z nim zrobić?
– Pamiętam, że byłam zadowolona, że nie żyje. Był podły. Przez tyle lat krzywdził Noelle i nigdy za to nie zapłacił. Zawsze robił to, co chciał. Dopadł mnie. Do tamtej chwili nie było sprawiedliwości. Tak, przypominam sobie, że myślałam: Nie żyjesz, ty nędzny draniu, a ja się z tego cieszę. Teraz wszyscy uwolnili się od ciebie. Nie żyjesz.
– Czy pamiętasz Noelle wchodzącą do pokoju? Pamiętasz jej krzyk?
Patrzyła w dól na swoje dłonie z zaplecionymi palcami.
– Pistolet jest taki gorący. Nie wiem, co mam z nim zrobić. Teraz cię widzę, Noelle, tak, i Scotta tuż za tobą. Macie na sobie płaszcze. Nie było was w domu, gdzieś wychodziliście. Jest tylko ojciec, nikogo więcej nie ma. Zaczęłaś krzyczeć, Noelle. A ty, Scott, nie zrobiłeś absolutnie nic. Spojrzałeś na mnie, jakbym była jakimś dzikim psem, którego trzeba unieszkodliwić.
– Sądziliśmy, że go zabiłaś – powiedział Scott. – Tamtej nocy miało nie być go w domu. Miał być w Nowym Jorku, ale niespodziewanie wrócił wcześniej. Chwyciłaś ten pistolet i zastrzeliłaś go.
Ale Sally potrząsała głową. Na jej twarzy nie widać było strachu, lecz namysł. Zmarszczyła czoło.
– Nie. Przypominam sobie, że weszłam do domu frontowymi drzwiami. Nie spodziewałam się, że zastanę je otwarte, a jednak były. W chwili, gdy przekręcałam gałkę, usłyszałam strzał. Wbiegłam do tego pokoju, gdzie go zobaczyłam na podłodze, z plamą krwi na piersiach. Pamiętam… – Przerwali straszliwie marszcząc twarz. Potem przyłożyła mocno zaciśnięte pięści do skroni. – Wszystko jest takie niejasne, zamglone. Te przeklęte środki, którymi mnie karmiłeś… Boże, miałabym ochotę cię za to zabić.
Quinlan wtrącił:
– Znalazł się teraz w takich opałach, że śmierć byłaby dla niego wybawieniem. Chcę zobaczyć, jak wydaje wszystkie pieniądze, na adwokatów. Potem chcę obserwować, jak do końca swojego nędznego życia gnije w więzieniu. Nie martw się o niego. Dasz sobie radę. Wszystko jest zamazane, ale masz to w pamięci. Co widzisz?
Patrzyła w dół na miejsce, gdzie wówczas leżało rozciągnięte ciało, z rozrzuconymi ramionami, z prawą dłonią uniesioną do góry. Tyle krwi. Było tu tyle krwi. Noelle położyła nowy dywan. Ale było w tym obrazie coś dziwnego, coś, czego nie mogła zdefiniować, coś…
– Był tam jeszcze ktoś – oświadczyła. – Tak, w pokoju był jeszcze ktoś.
– Skąd wzięłaś pistolet?
Odparła bez wahania.
– Leżał na podłodze. W chwili, gdy weszłam do pokoju, pochylał się właśnie, żeby go podnieść. Błyskawicznie się wyprostował i pognał w stronę drzwi na taras.
Powoli odwróciła się i omiotła spojrzeniem wysokie aż po sufit przeszklone drzwi, wychodzące na patio i na podwórko. Rosły tam wysokie krzewy, a płot oddzielał dom od posesji sąsiadów.
– Jesteś pewna, że to był mężczyzna?
– Tak, jestem pewna. Widzę jego rękę otwierającą drzwi balkonowe. Ma na sobie rękawiczki, czarne skórzane rękawiczki.
– Widziałaś jego twarz?
– Nie… – Jej głos zamarł. Zaczęła kiwać głową w tę i z powrotem. – Nie – wyszeptała, patrząc w stronę drzwi balkonowych. – To niemożliwe, to po prostu niemożliwe.
– Widzisz go teraz, Sally? – Quinlan mówił spokojnie, bez pośpiechu.
Spojrzała na Jamesa, potem na matkę, na Scotta, a w końcu na doktora Beadermeyera. Powiedziała:
– Może oni mają rację, James. Może jestem szalona.
– Kto to był, Sally?
– Nie, nie, jestem szalona. Mam przywidzenia.
– Kto to był?
Była załamana, ramiona jej opadły, spuściła głowę.
– To był mój ojciec – wyszeptała.
– Aha – mruknął Quinlan. Wszystko zaczynało ślicznie pasować, chociaż jeszcze nie wszyscy to wiedzieli.
Noelle szepnęła:
– Twój ojciec? Och, Sally, to niemożliwe. Twój ojciec leżał nieżywy na podłodze. Widziałam go, uklękłam przy nim. Potrząsałam nim nawet. To był twój ojciec. Nie mogłabym się tak pomylić.
Scott zaczął wymachiwać fajką i potrząsać głową, gdy mówił:
– Ona jest kompletnie szalona, bardziej nienormalna, niż sądziliśmy. Twój ojciec nie żyje, Sally, tak jak powiedziała Noelle. Ja też widziałem jego ciało. Nie zapominaj, że oboje tam byliśmy.
Zabrał głos doktor Beadermeyer.
– Już dobrze, Sally. To jeden z objawów twojej choroby. Czy teraz pojedziesz ze mną? Zadzwonię do adwokata twojego ojca, który przyjedzie i dopilnuje, aby ten człowiek nie wsadził cię do więzienia.
Ouinlan pozwolił im mówić, puszczając ich słowa mimo uszu. Wstał i podszedł do Sally. Ujął jej dłonie w swoje ręce.
– Świetna robota – powiedział, nachylił się i pocałował dziewczynę.
– Ty draniu, to moja żona! Nie chcę jej, ale ciągle jeszcze jest moją żoną.
Quinlan znów ją pocałował.
– Teraz wszystko zaczyna mieć sens. – Zwrócił się do doktora Beadermeyera. – Teraz wszystko pasuje. Jesteś chirurgiem plastycznym, Norman. Musisz być bardzo dobry w swoim fachu. Skąd wytrzasnąłeś człowieka, którego twarz upodobniłeś do twarzy Amory'ego St. Johna?
– Sam nie wiesz, co mówisz. Zamordowany był Amorym St. Johnem. Nikt w to nie wątpił. Czemu miano by wątpić? Nie było wątpliwości.
– To dlatego, że nie było powodu, aby wątpić. Czemu, na przykład, ktoś miałby sprawdzać dane o uzębieniu, jeśli żona nieboszczyka zidentyfikowała ciało, a twarz nieboszczyka wyglądała jak twarz na wszystkich fotografiach, stojących na biurku? Martwi mnie jedynie, że lekarz sądowy nie zauważył blizn po operacji plastycznej. Musisz być naprawdę dobry, Norman.
– Boże, naprawdę pan to zrobił, doktorze Beadermeyer? – zapytał Scott. – Czy naprawdę wraz z Amorym St. Johnem zaplanował pan zabicie innego człowieka, żeby upozorować śmierć Amory'ego? Czy Amory planował, że mnie pozostawi na pastwę losu? Cholera! To prawda, tak? To ja zostanę o wszystko oskarżony, bo on uchodzi za zmarłego. A przecież ja nie zrobiłem wiele złego, przysięgam. Owszem, sprawa Sally, ale było to konieczne, bo wiedzieliśmy, że przeczytała kilka krótkich notatek, które przez niedopatrzenie zostawiłem w swojej teczce. Nie było wyjścia. Współdziałałem z nim, bo byłem do tego zmuszony.
Quinlan znowu go uderzył, tym razem w szczękę. Miał nadzieję, że udało mu się ją złamać.
Beadermeyer spojrzał z góry na Scotta, leżącego na boku, bez przytomności.
– Co za zero z tego człowieka. Ale to nie moje zmartwienie. Słuchaj, Quinlan, to wszystko jest czystym wariactwem. Amory St. John nie żyje. Mam już tego dosyć. Przykro mi, Sally, próbowałem ci pomóc, ale przestało mnie to już obchodzić. Wychodzę.
– Doktorze, pójdę z panem, kiedy diabeł opuści piekło – rzekła Sally.
– Lepiej, żebyś inaczej to sformułowała, Sally – powiedział Quinlan. – Wiem na pewno, że diabeł szwenda się po całym świecie. Tutaj mamy do czynienia z jego dwoma pachołkami. A więc ojciec Sally nadal ci płaci. To niewątpliwie daje odpowiedź na moje pozostałe pytania.
– Wychodzę – rzucił doktor Beadermeyer i skierował się w stronę drzwi.
– Chyba nie chce pan już nas opuścić – odezwał się Dillon, wchodząc do pokoju.
Читать дальше