– James ma słuszność – zgodziła się Sally i z trudem przełknęła ślinę. – Inni będą na miejscu. Jedno tylko chcę powiedzieć: zawsze mnie ochraniała. Głowę za to daję.
Miał ochotę ją przytulić, ale nie zrobił tego. Patrzył, jak walczy ze łzami, jak je połyka, dopóki nie odzyskała panowania nad sobą. Sally ma twardy charakter. I ma jego.
Odezwał się:
– Dobrze. Teraz ja zadzwonię w parę miejsc, a potem zaczynamy przedstawienie.
*
Pół godziny później James zastukał kołatką w kształcie głowy gryfa do drzwi siedziby St. Johnów.
Noelle St. John otworzyła osobiście. Ubrana była w jasnoniebieską, jedwabną sukienkę. Włosy, jaśniejsze niż Sally, upięte miała w zgrabny kok. Wyglądała elegancko, była bardzo spięta i blada. Na moment zawahała się, po czym wyciągnęła ręce ku córce. Sally ani drgnęła. Noelle St. John sprawiała wrażenie, jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Opuściła ręce.
Powiedziała szybko, aż słowa zlepiały się jedno z drugim, jakby nie nadążała ich wypowiadać:
– Och, Sally, przyszłaś. Tak się martwiłam. Nie wiedziałam, co robić, kiedy zadzwonili do mnie twoi dziadkowie. Wejdź, moje kochanie, wejdź. Wszystko sobie wyjaśnimy. – I wtedy dostrzegła w mroku Quinlana.
– Pan…
– Tak, proszę pani. Czy mogę również wejść?
– Nie, nie może pan. Sally, co tu się dzieje?
– Przykro mi, ale jeśli ja nie wejdę, Sally także nie wejdzie.
Popatrzyła na Sally i na Quinlana, potrząsając głową. Wyglądała na zakłopotaną.
– Noelle, wszystko jest w najlepszym porządku, wpuść nas.
Potrząsała głową, do przodu i do tyłu.
– Ale on jest z FBI, Sally. Nie chcę go tutaj. Był już poprzednio z innym mężczyzną i obaj przeszukali cały dom w poszukiwaniu ciebie. Czemu miałabyś go chcieć u swego boku? To nie ma sensu. Policjant jest ostatnią osobą, z którą chciałabyś się spotkać. Okłamał cię. Manipuluje tobą. Wszystko po to, żebyś czuła się bardziej niepewnie.
– Nie, Noelle. Wcale nie czuję się niepewnie.
– Ależ, Sally, kiedy zadzwonili do mnie twoi dziadkowie, powiedzieli mi, że deptał ci po piętach, a ty utrzymywałaś, iż wiesz o tym. Oświadczyłaś, że jest sprytny. Ale dziadkowie powiedzieli mi, że chciałaś przed nim uciec i gdzieś się ukryć. Mnie powiedziałaś to samo. Dlaczego teraz przyjechałaś w jego towarzystwie? Dlaczego chcesz być z nim?
– Dopadł mnie. Jestem amatorką, a on zawodowcem. Poza tym, uwierz mi, ty też chcesz, żebym była z nim. – Sally zrobiła mały krok do przodu i delikatnie oparła palce na ramieniu matki.
– Jestem naprawdę sprytny, proszę pani. Agent specjalny James Quinlan. Miło mi, że mnie pani pamięta.
– Wolałabym nie pamiętać – odparła Noelle. Zerknęła przez ramię do tyłu. James uśmiechnął się, uzyskawszy w ten sposób informację, że w salonie był jeszcze ktoś. Scott Brainerd? Doktor Beadermeyer? A może obaj? Miał cholerną nadzieję, że będą obaj. – Albo wchodzimy razem, albo żadne z nas – powiedział, – Na dworze jest chłodno. Proszę się zdecydować, proszę pani.
– Dobrze, chociaż nie rozumiem, dlaczego jej pan towarzyszy. Nie ma pan żadnego prawa. Sally jest moją córką, jest chora. FBI nie może jej zatrzymać, bo jest niezrównoważona umysłowo, policja również nie ma prawa. Ja jestem za nią odpowiedzialna, jestem jej opiekunem i to ja zdecydowałam, że powinna wrócić do sanatorium. To jedyny sposób, żeby ją ochronić.
– To wszystko? – zapytał James zdumionym głosem. Noelle spojrzała na niego, jakby miała ochotę go spoliczkować. – Moim zdaniem Sally nie wygląda na niezrównoważoną. Idę o zakład, że zniosłaby lanie gumowym kablem, a nawet wyrywanie paznokci. Sally nie ma w swoim mózgu ani jednej niezrównoważonej komórki.
– Przez ostatnie pół roku była bardzo chora – powiedziała Noelle, odsuwając się do tyłu.
Minęli ją i weszli do przedpokoju. Na pięknym, antycznym stoliku, nad którym wisiało ogromne, pozłacane lustro, stały świeże kwiaty. W tym obrzydliwym, orientalnym wazonie zawsze stały świeże kwiaty, pomyślała Sally, zwykle były to białe i żółte chryzantemy.
– Chodź do gabinetu ojca, Sally. Miejmy to już za sobą. A potem dopilnuję, żebyś znowu była bezpieczna.
– Znowu bezpieczna? – szepnęła Sally. – Czy ona zwariowała?
Quinlan pospiesznie przytulił ją do siebie, a kiedy podniosła na niego wzrok, mrugnął porozumiewawczo.
– Nie martw się.
– No, no, co za niespodzianka – powiedział na widok doktora Beadermeyera, stojącego przy kominku. Tak długo przyglądał się zdjęciu tego człowieka, że miał wrażenie, jakby już go przesłuchiwał, chociaż naprawdę nigdy dotąd nie spotkali się osobiście. Czy to ten drań rąbnął go w głowę w Cove? Wkrótce się dowie.
Zwrócił się do drugiego mężczyzny.
– A to, jak rozumiem, jest twój mąż, Sally? Słynny pośrednik w kontraktach handlowych, Scott Brainerd? Który pracował dla twojego ojca? I który poślubił cię prawdopodobnie na polecenie twojego ojca?
– Ona ma na imię Susan – odparł mężczyzna. – Sally to zdrobnienie pasujące do małej dziewczynki. Nigdy mi się nie podobało. – Uczynił krok do przodu i zatrzymał się. – Wyglądasz na bardzo napiętą, Susan, i trudno się dziwić. Czemu jesteś z nim? Noelle właśnie powiedziała mi, że to agent FBI i…
– Agent specjalny – uzupełnił Quinlan, pałając chęcią drażnienia tego cholernego typa, aż zacznie zgrzytać zębami. – Zawsze byłem agentem specjalnym.
– Dogonił ją – wyjaśniła Noelle – i przywiózł z powrotem. Nie wiem, czemu tu jest, ale musimy go przekonać, że ze względu na zły stan zdrowia Sally nie może odpowiadać za zabicie ojca. Możemy ją obronić. Doktor Beadermeyer może zabrać ją z powrotem do sanatorium, gdzie będzie bezpieczna.
– Po śmierci ojca – odezwała się Sally, patrząc matce prosto w oczy – pojawiło się wiele pytań. Choćby takie: kto, wobec jego nieobecności, będzie przychodził co tydzień, żeby mnie bić, dotykać i upokarzać?
Matka wbiła wzrok w Sally, poruszając ustami, z których jednak nie wydobywało się żadne słowo. Z jej twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Sprawiała wrażenie chorej i niepewnej.
– O Boże, Sally, nie, to niemożliwe. Twój ojciec, Scott i doktor Beadermeyer co tydzień opowiadali mi, jak dobrze się czujesz, jaką masz świetną opiekę. Nie, to nie może być prawda.
– Nie powinna tak mówić o swoim zmarłym ojcu – rzekł doktor Beadermeyer.
– Doktor ma rację. To pokazuje, jak bardzo jest chora – dodał Scott. – Wymyśliła wszystko. Amory miałby bić swoją własną córkę? Dotykać? To szalone, ona jest szalona, właśnie to udowodniła.
– Klasyczny przypadek – rzucił doktor Beadermeyer, upozowany przy kominku. – Niektórzy pacjenci zmyślają tak skutecznie, że zaczynają wierzyć we wszyst-^ ko, co podsuwa im wyobraźnia. Zwykle są to rzeczy, których gdzieś w głębi duszy zawsze pragnęli. Twój ojciec był przystojnym mężczyzną, Sally. Dziewczynki darzą swoich ojców seksualnymi uczuciami. Nie ma się czego wstydzić. Jedyną przyczyną wywołującą twoje fantazje o jego wizytach byi fakt, że tak bardzo ich pragnęłaś. A wyobrażenia bicia i upokorzenia powstały dlatego, żebyś mogła wybaczyć sobie tamte pragnienia i mogła poczuć się bezradna, bez szans na zapobieżenie im.
– Co za stek bzdur – powiedział Quinlan. – Rozumiem, że to pan jest doktorem Beadermeyerem. Co za przyjemność móc pana wreszcie poznać.
– Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć tego samego o panu. Jestem tutaj, żeby zabrać Sally z powrotem i żaden agent FBI nic na to nie poradzi.
Читать дальше