A wtedy Doreen już nie żyła.
Claire wypuściła wstrzymywane powietrze, a napięcie wyraźnie ją opuściło. Opadła na oparcie krzesła i opiekuńczo położyła Noahowi rękę na głowie. Pod dotykiem głaszczących go po włosach palców otworzył oczy i spojrzał na matkę. Żadne z nich się nie odezwało – ich ciepłe uśmiechy przekazały wszystko, co mieli sobie do przekazania.
Mogłem im obojgu oszczędzić tej męki, pomyślał Lincoln. Gdybym tylko znał prawdę. Gdyby Noah od razu się przyznał, że spędził wieczór z Amelią. Ale on chronił dziewczynę przed gniewem ojczyma. Lincoln znał charakter Jacka Reida i rozumiał, dlaczego Amelia mogła się go bać.
A jednak mimo strachu dziewczyna była gotowa podzielić się prawdą z Claire. Wieczorem, chwilę przed tym, jak wściekłość J.D. wybuchnęła morderczym atakiem, Amelia wyśliznęła się z domu i ruszyła jasną, mroźną nocą do domu Claire. Jej droga wiodła wzdłuż Toddy Point Road.
Koło pochylni dla łodzi.
Wyprawa dziewczyny uratowała życie Claire. Co więcej, Amelia równocześnie uratowała swoje własne.
Noah znów zasnął.
Claire spojrzała na Lincolna.
– Czy słowo Amelii wystarczy? Czy ktokolwiek uwierzy czternastoletniej dziewczynce?
– Ja jej wierzę.
– Wczoraj mówiłeś, że masz dowody. Krew…
– Znaleźliśmy krew także w bagażniku samochodu Mitchella Groome’a.
Znaczenie jego słów dotarło do niej dopiero po chwili.
– Krew Doreen?
Potwierdził.
– Sądzę, że Groome miał zamiar rzucić podejrzenie na ciebie, nie na Noaha, gdy mazał krwią zderzak furgonetki. Nie wiedział, którym samochodem jeździłaś tego wieczoru.
Przez chwilę milczeli. Zastanawiał się, czy tak właśnie skończy się wszystko między nimi – milczeniem z jej strony, tęsknotą z jego. Tyle jeszcze powinien jej powiedzieć o Mitchellu Groomie. Były rzeczy, które znaleźli w jego bagażniku: słoje z okazami i ręcznie pisane przez Maksa notatki. Tak Anson Biologicals, jak Sloan-Routhier wyparły się wszelkich związków z oboma mężczyznami, więc Groome, wściekły z powodu takiej zdrady, groził, że pociągnie za sobą farmaceutycznego giganta. Lincoln przyszedłby opowiedzieć Claire to wszystko i wiele więcej, ale zamiast tego siedział w milczeniu, a własna niedola tak mu ciążyła, że nawet oddychanie wydawało się trudne.
– Claire? – odezwał się z cieniem nadziei w głosie.
Podniosła na niego wzrok i tym razem nie odwróciła go.
– Nie mogę cofnąć zegara – rzekł. – Nie mogę wymazać bólu, jaki ci sprawiłem. Mogę powiedzieć jedynie, że jest mi przykro. Naprawdę bardzo chciałbym znaleźć jakiś sposób, byśmy wrócili do… – Pokiwał głową. – No wiesz, tak jak byliśmy.
– Nie jestem pewna, co to znaczy, Lincoln. Tak jak byliśmy.
Zastanawiał się przez chwilę.
– No, przede wszystkim – powiedział – byliśmy przyjaciółmi.
– Tak, to prawda – przyznała.
– Dobrymi przyjaciółmi. Czyż nie? Uśmiechnęła się słabo.
– W każdym razie dość dobrymi, żeby spać ze sobą. Czuł, że się rumieni.
– Nie o tym mówię! Nie chodzi tylko o spanie ze sobą. Chodzi o… – Spojrzał na nią z bolesną uczciwością. – Chodzi o świadomość, że mamy przed sobą jakąś szansę. Szansę, że będę cię widział co rano po przebudzeniu. Mogę poczekać, Claire. Mogę żyć z niepewnością. Nie jest to łatwe, ale mogę znieść tę niepewność, tak długo, jak długo istnieje szansa, że będziemy razem. To wszystko, o co proszę.
Coś zamigotało w jej oczach. Łzy wybaczenia? Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po twarzy. Była to delikatna pieszczota kochanki. Jeszcze lepiej, był to dotyk przyjaciela.
– Wszystko jest możliwe, Lincoln – powiedziała. I uśmiechnęła się.
Gwizdał nawet, wychodząc ze szpitala. I czemuż by nie? Niebo było błękitne, słońce świeciło, a pokryte szadzią gałęzie wierzb dźwięczały i mieniły się niczym wiszące kryształy. Za dwa tygodnie nadejdzie najkrótszy dzień w roku. A potem dni znów zaczną się wydłużać, ziemia zacznie się obracać ku światłu i ciepłu. Ku nadziei.
Wszystko jest możliwe.
Lincoln Kelly był cierpliwym człowiekiem i umiał czekać.
***
[1]NAGPRA – Native American Grave Protection Agreement.