– Ale ja się z nim zgadzam. Alarmujące zmiany osobowości wystąpiły u chłopca w ciągu zaledwie kilku ostatnich dni. Musimy wykluczyć infekcję.
– Ile ma białych ciałek?
– Trzynaście tysięcy.
– Nieco powyżej normy, ale bez przesady. A ich struktura?
– Liczba eozynofili jest wysoka. W gruncie rzeczy znacznie ponad normę – osiąga trzydzieści procent.
– Ale chłopak ma astmę, prawda? To może być przyczyna: jakiś rodzaj reakcji alergicznej.
Claire musiała się zgodzić. Eozynofile to rodzaj białych ciałek krwi, które najczęściej mnożą się w odpowiedzi na reakcje alergiczne lub astmę. Ich wysoki poziom może także wynikać z wielu innych chorób, takich jak rak, zakażenie pasożytami i choroby układu odpornościowego. U niektórych pacjentów nigdy nie stwierdzono żadnej wyraźnej przyczyny wzrostu ich liczby.
– I co teraz? – spytał policjant stanowy, który śledził całą procedurę z rosnącą niecierpliwością. – Możemy go przewieźć do Ośrodka dla Młodocianych czy nie?
– Musimy przeprowadzić jeszcze kilka badań – powiedziała Claire. – Ten chłopiec może być poważnie chory.
– Albo udaje. Tak to przynajmniej według mnie wygląda.
– Ale jeśli rzeczywiście jest chory, możecie znaleźć go martwego w celi. Nie chciałby pan chyba popełnić takiego błędu?
Nie odpowiedziawszy, policjant odwrócił się i przez okienko pracowni tomograficznej spojrzał na swego więźnia. Taylor leżał na plecach ze związanymi rękoma i nogami.
Głowa chłopaka tkwiła w środku tomografu, ale mogli widzieć nieustanny ruch jego stóp. Teraz dopiero mamy problem, pomyślała Claire. Jak można unieruchomić go na tyle długo, by zrobić punkcję lędźwiową?
– Nie wolno mi przegapić możliwości infekcji centralnego układu nerwowego – oświadczyła. – Przy podwyższonym poziomie białych ciałek i zmianach psychicznych nie mam wyboru. Muszę zrobić punkcję kręgosłupa.
Chapman wydawał się tego samego zdania.
– Z tego, co widzę na zdjęciu, nie ma przeciwwskazań. Przetransportowali Taylora z pracowni tomograficznej do izolatki. Dwie pielęgniarki i salowy przenieśli szamoczącego się chłopca na łóżko.
– Proszę położyć go na boku – powiedziała Claire. – W pozycji embrionalnej.
– Nie będzie leżał spokojnie.
– Więc musicie na nim usiąść. Ta punkcja jest niezbędna. Wspólnie udało im się położyć chłopca na boku, tyłem do Claire. Salowy zgiął nogi Taylora w biodrach, z całej siły podciągając mu kolana do piersi. Jedna z pielęgniarek popchnęła do przodu jego ramiona. Taylor o mało co nie ugryzł jej w palec.
– Uważajcie, on gryzie!
– Staramy się!
Claire musiała działać szybko – utrzymanie chłopca w tej pozycji przez dłuższy czas było niemożliwe. Uniosła szpitalny kitel, odsłaniając jego plecy. Dzięki embrionalnej pozycji ciała pod skórą wyraźnie rysowały się wyrostki kręgowe. Szybko znalazła miejsce między czwartym a piątym, przetarła skórę betadiną, następnie spirytusem. Naciągnęła sterylne rękawiczki i ujęła strzykawkę ze znieczuleniem miejscowym.
– Wstrzykuję ksylokainę. Nie spodoba mu się to. Claire przebiła skórę igłą piątką i delikatnie wstrzyknęła znieczulenie. Przy pierwszym dotknięciu Taylor wrzasnął z wściekłością. Claire zauważyła, że jedna z pielęgniarek podniosła przerażony wzrok. Nikt tu nigdy przedtem nie miał do czynienia z czymś takim. Gwałtowność chłopca przerażała wszystkich.
Claire sięgnęła po igłę do punkcji lędźwiowej. Była to dziesięciocentymetrowej długości siódemka z błyszczącej stali. Szerszy koniec był otwarty, by mógł tędy kapać płyn mózgowo-rdzeniowy.
– Trzymajcie go. Wkłuwam się.
Przekłuła skórę. Ksylokaina znieczuliła okolicę, więc Taylor nie czuł bólu – jeszcze nie. Wpychała igłę głębiej, kierując koniec między kręgi, ku oponie twardej rdzenia kręgowego. Poczuła lekki opór, a potem igła przebiła ochronną membranę.
Taylor znów krzyknął przeraźliwie i zaczął się rzucać.
– Trzymajcie go! Musicie go utrzymać!
– Staramy się! Nie może pani szybciej?
– Jestem już w środku. Jeszcze chwileczkę. – Podsunęła probówkę pod otwarty koniec igły. Kapnęła pierwsza kropla płynu mózgowo-rdzeniowego. Ku zdumieniu Claire płyn był krystalicznie czysty, bez krwi czy wiele mówiącego zmętnienia. Nie chodziło więc o oczywisty przypadek zapalenia opon mózgowych. Co to może być? – zastanawiała się, starannie zbierając płyn do trzech różnych probówek. Zostaną one natychmiast przekazane do laboratorium i poddane analizie: zbada się liczbę komórek i bakterii, glukozę i białka. Jednak już sam wygląd płynu w probówkach mówił Claire, że wyniki analizy nie będą odbiegały od normy.
Wyciągnęła igłę i nałożyła opatrunek na miejsce wkłucia. Wydawało się, że wszyscy obecni w pokoju odetchnęli z ulgą.
Ale zagadka pozostawała nie rozwiązana.
Wieczorem, w małej przyszpitalnej kaplicy, znalazła matkę Taylora wpatrującą się tępo w ołtarz. Rozmawiały już wcześniej, gdy Clairze zwróciła się do niej o zezwolenie na pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. Wanda Darnell była wówczas kłębkiem nerwów, drżały jej ręce i wargi. Cały dzień spędziła w drodze – najpierw pokonała ponad trzysta kilometrów drogi do Portland, do swego prawnika, w sprawie rozwodu, a potem – gdy policja przekazała jej koszmarne wieści – musiała przebyć tę samą drogę z powrotem.
Teraz zdawała się tak wyczerpana, jakby skończył się jej zapas adrenaliny. Była to niewielka kobieta, ubrana w źle dopasowany kostium. Wyglądała w nim jak dziewczynka, która dla zabawy włożyła coś z garderoby swojej matki. Gdy Claire weszła do kaplicy, uniosła wzrok i z wysiłkiem skinęła jej głową.
Claire usiadła obok i łagodnie położyła rękę na dłoni Wandy.
– Dostałam już wyniki analizy. Są całkowicie normalne. Taylor nie ma zapalenia opon mózgowych.
Wanda Darnell westchnęła głęboko, jeszcze bardziej kuląc ramiona w zbyt obszernym żakiecie.
– To chyba dobrze?
– Tak. A sądząc po tomografii mózgu, nie ma tam żadnych guzów ani krwawienia. I to też jest dobrze.
– Więc co z nim jest nie tak? Dlaczego to zrobił?
– Nie wiem, Wando. A może ty wiesz?
Siedziała nieruchomo, ale toczyła się w niej jakaś walka.
– Nie był… sobą. Prawie od tygodnia.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Zachowywał się w nieopanowany sposób, wściekał na wszystkich. Przeklinał i trzaskał drzwiami. Myślałam, że powodem jest rozwód. Tak ciężko to przeżywał…
Claire nie miała ochoty zadawać następnego pytania, ale nie mogła go pominąć.
– A narkotyki, Wando? Mogą zmienić osobowość dziecka. Czy nie miałaś żadnych podejrzeń, że próbuje narkotyków?
Wanda zawahała się.
– Nie.
– Nie zabrzmiało to zbyt pewnie.
– Po prostu… – przełknęła ślinę, a w jej oczach pojawiły się łzy -… mam wrażenie, że go już wcale nie znam. To mój syn, ale ja go nie poznaję.
– Czy miałaś jakieś sygnały ostrzegawcze?
– Zawsze był dość trudnym dzieckiem. Dlatego doktor Pomeroy uważał, że może mieć zaburzenia koncentracji uwagi. Ale ostatnio był coraz gorszy. Szczególnie od kiedy zaczął spędzać czas z tymi okropnymi chłopakami.
– Którymi?
– Mieszkają kawałek za nami. J.D. i Eddie Reidowie. No i Scotty Braxton. W marcu cała czwórka miała kłopoty z policją. W zeszłym tygodniu powiedziałam Taylorowi, że ma się trzymać z daleka od braci Reidów. Wtedy właśnie mieliśmy pierwszą wielką kłótnię. Uderzył mnie.
Читать дальше