Rozległ się kolejny strzał.
– Właśnie zauważyłam, że przyjęto do szpitala moją pacjentkę. Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił?
– Gdy rejestratorka zobaczyła, że to Claire zadała jej pytanie, wydawała się kurczyć na krześle, Oooo… Jaką pacjentkę, pani doktor?
– Katie Youmans. Zobaczyłam nazwisko na drzwiach, ale nie ma jej w pokoju. Nie mogę także znaleźć jej karty w kartotece.
– Kilka godzin temu zgłosiła się na izbę przyjęć. Jest teraz na prześwietleniu.
– Nikt mnie nie zawiadomił. Rejestratorka spuściła wzrok.
– Doktor DelRay przejął nad nią opiekę.
Claire w milczeniu przyjęła tę nieprzyjemną wiadomość. Pacjenci często zmieniali prowadzących lekarzy, czasem z bardzo błahych powodów. Dwaj pacjenci Adama DelRaya przenieśli się pod opiekę Claire. Zdziwiło ją jednak, że akurat ta pacjentka postanowiła odejść do innego lekarza.
Szesnastoletnia Katie Youmans, nieco opóźniona w rozwoju, mieszkała ze swoim ojcem, gdy po raz pierwszy zjawiła się u Claire z powodu zapalenia pęcherza. Claire od razu zauważyła wiele mówiące siniaki na przegubach dziewczyny. Po trzech kwadransach rozmowy i badaniu Claire upewniła się w swoich podejrzeniach. Katie zabrano z domu ojca i umieszczono w rodzinie zastępczej.
Od tego czasu dziewczyna rozkwitła. Jej fizyczne i psychiczne rany zabliźniły się. Claire uważała przypadek Katie za osobisty sukces. Dlaczego dziewczyna chciała zmienić lekarza?
Znalazła Katie w pracowni rentgenowskiej. Przez niewielkie okienko widziała leżącą na stole dziewczynę z jedną nogą umieszczoną pod głowicą aparatu.
– Mogę wiedzieć, z jaką diagnozą ją przyjęto? – spytała technika.
– Powiedziano mi, że to zapalenie tkanki łącznej prawej stopy.
Claire wzięła kartę Katie i przeczytała notatkę przyjęcia do szpitala. Adam DelRay podyktował ją o siódmej rano.
Biała kobieta, lat szesnaście, dwa dni temu nadepnęła na gwóźdź. Dziś rano obudziła się z gorączką, dreszczami i obrzękiem stopy…
Claire przerzuciła historię i objawy, aż doszła do proponowanego leczenia.
Szybko chwyciła za telefon, by przez pager wezwać Adama DelRaya.
W chwilę później DelRay pojawił się w pracowni rentgenowskiej, jak zwykle sztywny i wyświeżony w długim białym kitlu. Choć zawsze był wobec Claire uprzejmy, nigdy nie okazał jej ani odrobiny ciepła, podejrzewała więc, że pod warstwą jankeskiej rezerwy płonie w nim męskie poczucie rywalizacji, a może nawet niechęci, odkąd dwóch jego pacjentów wybrało Claire.
Teraz DelRay z kolei przejął jej pacjentkę i to ona, Claire, musiała stłumić w sobie poczucie rywalizacji. Najważniejsze jest zdrowie Katie Youmans.
– Katie była moją pacjentką – powiedziała. – Znam ją dość dobrze i…
– Claire, to się zdarza. – Położył jej rękę na ramieniu w protekcjonalnym geście. – Nie bierz sobie tego do serca.
– Nie dlatego cię wezwałam.
– Po prostu było wygodniej, żebym to ja ją przyjął. Byłem na izbie przyjęć, gdy została przywieziona. A jej opiekunka uważała, że Katie potrzebny jest internista.
– Doskonale potrafię leczyć zapalenie tkanki łącznej, Adamie.
– A jeśli wywiąże się z tego zapalenie tkanki kostnej? Mogą wystąpić komplikacje.
– Chcesz powiedzieć, że lekarz rodzinny nie ma wystarczających kwalifikacji, by zająć się tą pacjentką?
– Opiekunka dziewczyny podjęła decyzję. Ja po prostu okazałem się pod ręką.
Claire była zbyt wściekła, by odpowiedzieć. Odwróciła się i spojrzała przez okienko na pacjentkę. Na swoją byłą pacjentkę. Nagle jej uwagę przyciągnęła kroplówka, do której podłączono Katie. Do torebki z dekstrozą i wodą doczepiono ręcznie napisaną karteczkę.
– Czy dano jej już antybiotyk?
– Właśnie podłączyli kroplówkę – powiedział technik z pracowni rentgenowskiej.
– Ależ ona jest uczulona na penicylinę! Dlatego właśnie cię wezwałam, Adam!
– Nic nie mówiła o uczuleniu.
Claire wbiegła do sąsiedniego pomieszczenia, złapała wlew kroplówki i zamknęła. Jeden rzut oka na Katie wystarczył: twarz dziewczyny była zaczerwieniona.
– Potrzebuję epinefryny! – zawołała Claire do technika. – I benadrylu dożylnie!
Katie wierciła się na stole.
– Dziwnie się czuję, pani doktor – mruknęła. – Tak mi gorąco. – Na jej karku wystąpiły czerwone plamy.
Technik rzucił okiem na dziewczynę, mruknął: „O, kurwa”, i szarpnął szufladę, szukając zestawu anafilaktycznego.
– Nic mi nie mówiła o uczuleniu – powtórzył DelRay obronnym tonem.
– Jest epinefryna. – Technik podał Claire strzykawkę.
– Nie mogę oddychać!
Wszystko będzie dobrze, Katie – uspokajała ją Claire, zakładając igłę. – Za moment poczujesz się lepiej… – Wbiła igłę w skórę dziewczyny i wstrzyknęła jej sto mililitrów epinefryny.
– Nie… mogę… oddychać!
– Dwadzieścia pięć miligramów benadrylu! – rzuciła Claire, – Adamie, daj jej benadryl!
DelRay wpatrywał się w osłupieniu w strzykawkę, którą technik wcisnął mu w dłoń. Automatycznie wstrzyknął lekarstwo w wenflon.
Claire wzięła stetoskop. W płucach dziewczyny słyszała gwizdy po obu stronach.
– Jakie ciśnienie krwi? – spytała technika.
– Osiemdziesiąt na pięćdziesiąt. Puls sto czterdzieści.
– Przenieśmy ją na ostry dyżur, natychmiast! Trzy pary rąk położyły dziewczynę na wózku.
– Nie mogę oddychać… Nie mogę oddychać…
– Jezu, ona strasznie puchnie!
– Ruszajmy! – zawołała Claire.
Wspólnie wypchnęli wózek z pracowni rentgenowskiej, i biegiem pokonali hol, okrążyli narożnik i przez podwójne drzwi z hałasem wpadli na ostry dyżur. Doktor McNally i dwie pielęgniarki w zaskoczeniu unieśli głowy.
– Szok anafilaktyczny! – zawołała Claire.
Reakcja była natychmiastowa. Przewieziono Katie do pokoju zabiegowego. Założono jej maskę tlenową, a do piersi przymocowano czujniki EKG. Po chwili w jej żyły sączyła się potężna dawka kortyzonu.
Z wciąż bijącym sercem Claire wyszła w końcu z izby przyjęć, zostawiając MacNally’ego i jego personel. Adam DelRay stał przy dyżurce pielęgniarek, energicznie wpisując coś do karty szpitalnej Katie. Gdy Claire podeszła, szybko ją zamknął.
– Nie mówiła, że ma uczulenie – powiedział.
– Jest ociężała umysłowo.
– Więc powinna nosić bransoletkę MedAlert. Dlaczego jej nie ma?
– Bo odmawia noszenia.
– Nie mogłem tego wiedzieć!
– Wystarczyło do mnie zadzwonić, gdy ją przywieziono. Wiedziałeś, że jest moją pacjentką i że znam jej historię. Wystarczyło zapytać.
– Opiekunka powinna była mnie uprzedzić. Nie mieści mi się w głowie, że ta kobieta nie pomyślałaby…
Przerwał mu głośny zgrzyt z radia pogotowia. Oboje unieśli głowy, by wysłuchać komunikatu.
– Szpital Knox, tu karetka siedemnaście, karetka siedemnaście. Mamy ofiarę postrzału, czas przybycia do szpitala za jakieś pięć minut. Czy mnie słyszycie?
Jedna z pielęgniarek wypadła z gabinetu zabiegowego i chwyciła mikrofon.
– Tu Knox, ostry dyżur. Co to za rana postrzałowa?
– W drodze kilka ofiar. Ta tutaj w stanie krytycznym. Pozostali w drodze.
– Ile? Powtarzam, ile?
– Nie wiadomo. Co najmniej trzy…
Na tej samej częstotliwości włączył się inny głos.
– Szpital Knox, tu karetka dziewięć. Jedziemy z raną postrzałową w ramię. Czy mnie słyszycie?
Pielęgniarka w panice złapała telefon i nacisnęła zero.
Читать дальше