– Tak, Vivian jest rzeczywiście dobra.
– Za rok pewnie będzie się starała o członkostwo. Wtrącił się Mohandas.
– Nie ma wątpliwości co do tego, że sprawność techniczna doktor Chao jako chirurga jest godna podziwu. Jest jednak wielu stażystów, którzy technicznie są doskonałymi chirurgami. Ale na pewno słyszała pani powiedzenie, że nawet małpę można nauczyć, jak operować. Sztuka polega na tym, aby wiedzieć, kiedy operować.
– Raj chce przez to powiedzieć, że zależy nam na umiejętności dokonania właściwej diagnozy i oceny przypadku – wyjaśnił Archer. – A także na umiejętności pracy w zespole. Panią uważamy za kogoś, kto świetnie potrafi pracować w grupie dla wspólnych celów. To jest nasza idea, Abby, praca w zespole. Kiedy jest się na sali operacyjnej, wiele rzeczy może pójść nie tak, jak powinno. Może zawieść sprzęt. Może się zdarzyć nerwowy ruch skalpela. Serce może zaginąć podczas transportu. My musimy potrafić pracować razem niezależnie od wszelkich przeciwności. Tak właśnie robimy.
– Pomagamy też sobie nawzajem – dodał Frank Zwick. – Zarówno na sali operacyjnej, jak i poza nią.
– Właśnie tak – potwierdził Archer. Spojrzał na Aarona. – Zgodzisz się z tym, prawda?
Aaron odchrząknął.
– Tak, pomagamy sobie. To jedna z dobrych stron należenia do zespołu.
– Jedna z wielu – dodał Mohandas.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Z magnetofonu nadal płynęły dźwięki koncertu Brandenburskiego.
– Lubię tę część – powiedział Archer i nastawił muzykę głośniej. Kiedy dźwięki skrzypiec popłynęły z głośników, Abby znowu zaczęła się przyglądać przedstawionej na obrazie walce Śmierci i Lekarza, walce o życie pacjenta, o jego duszę.
– Wspomnieliście, że są także… inne korzyści – powiedziała Abby.
– Na przykład – zaczął Mohandas – kiedy zakończyłem staż, miałem do spłacenia wiele pożyczek, które zaciągnąłem jako student. Jak zostałem członkiem zespołu, Bayside pomógł mi spłacić pożyczki.
– To jest coś, o czym powinniśmy porozmawiać – powiedział Archer. – Sprawy, dzięki którym przynależność do naszego zespołu byłaby dla pani bardziej atrakcyjna. Dzisiaj młodzi chirurdzy kończą staż w wieku trzydziestu lat. Większość z nich ma już wtedy rodzinę, dziecko, czasami dwoje. Poza tym mają sto tysięcy dolarów długu. Nawet jeszcze nie kupili własnego domu! Spłata wszystkich pożyczek zabierze mi około dziesięciu lat. Będą już wtedy po czterdziestce i zaczną się martwić do jakich szkół posłać swoje dzieci. – Pokręcił głową. – Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie w obecnych czasach decydują się studiować medycynę. Z pewnością nie dla pieniędzy.
– Na pewno wiąże się to z wieloma wyrzeczeniami – przyznała Abby.
– A wcale nie musi. Właśnie w tym może pomóc Bayside. Mark wspomniał, że korzystałaś z różnego rodzaju dofinansowań w ciągu całych studiów.
– Tak, ze stypendiów i pożyczek. W większości były to pożyczki.
– To nie brzmi za dobrze. Abby przytaknęła.
– Teraz zaczynam odczuwać skutki tego.
– Czy w college’u też korzystałaś z pożyczek?
– Tak. Moja rodzina nie należała do bogatych – przyznała Abby.
– Mówisz to tak, jakbyś się tego wstydziła.
– To był raczej… pech. Mój młodszy brat leżał w szpitalu przez wiele miesięcy, a nie byliśmy ubezpieczeni. Wtedy w mieście, w którym dorastałam, ubezpieczenia nie były tak powszechne.
– To spowodowało, że tym trudniej było ci walczyć z przeciwnościami. Każdy z nas wie, co to znaczy. Raj był imigrantem, angielskiego nauczył się dopiero, jak miał dziesięć lat. Ja jako pierwszy w mojej rodzinie poszedłem do college’u. Wierz mi, że w tym pokoju nie ma żadnych bostońskich braminów, żadnych bogatych tatusiów, ani nawet małych funduszy powierniczych. Wiemy, przez co trzeba przejść, ponieważ sami pokonaliśmy tę samą drogę. Właśnie o taki rodzaj uporu i konsekwencji nam chodzi.
Rozbrzmiewały właśnie ostatnie akordy koncertu. Odgłosy trąbek i instrumentów smyczkowych rozpłynęły się w powietrzu. Archer wyłączył stereo i spojrzał na Abby.
– W każdym razie jest nad czym się zastanowić – powiedział. – Nie składamy ci żadnych konkretnych ofert. Można to raczej porównać z umawianiem się… – Archer uśmiechnął się do Marka – na pierwszą randkę.
– Rozumiem – powiedziała Abby.
– Powinnaś jeszcze o czymś wiedzieć. Jesteś jedyną spośród stażystów, do której zdecydowaliśmy się zwrócić z taką propozycją. Jedyną poważną kandydatką. Byłoby więc lepiej, gdybyś nie wspominała o tym reszcie personelu. Nie chcemy wprowadzać niezdrowej rywalizacji ani wywoływać niczyjej zazdrości.
– Oczywiście, rozumiem.
– To dobrze. – Archer rozejrzał się po pokoju. – Chyba wszyscy jesteśmy co do tego zgodni. Prawda, panowie?
Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody.
– Pełna zgodność – stwierdził Archer z zadowoleniem i znowu sięgnął po karafkę z brandy. – To właśnie nazywam prawdziwie zgranym zespołem.
– No i co o tym wszystkim myślisz? – zapytał Mark w drodze do domu. Abby odchyliła do tyłu głowę i zawołała radośnie.
– Unoszę się ponad ziemią! Boże, co za wieczór!
– Cieszysz się z tego, prawda?
– Żartujesz? Jestem przerażona!
– Przerażona? Czym?
– Że nie podołam.
Zaśmiał się i uścisnął dłonią jej kolano.
– No, no. Przecież pracowaliśmy z wszystkimi stażystami, zgadza się? Wiemy, że staramy się o najlepszą.
– A jaki pan miał na to wpływ, doktorze Hodell?
– Powiedzmy, że wtrąciłem swoje pięć groszy. Tak się złożyło, że pozostali w zupełności się ze mną zgodzili.
– Już to widzę.
– To prawda. Możesz mi wierzyć, Abby, ty na naszej liście jesteś numer jeden. Sądzę, że sama dojdziesz do wniosku, że to dla ciebie wspaniała perspektywa.
Oparła głowę o siedzenie, uśmiechnęła się. Do dzisiejszego wieczoru miała tylko mgliste wyobrażenie, gdzie będzie pracowała za trzy i pół roku. Pewnie harowałaby w jakimś podrzędnym szpitalu. Prywatne praktyki nie były już tak popularne, jak kiedyś, nie widziała tam swojej przyszłości, przynajmniej nie w Bostonie. A przecież właśnie w tym mieście chciała zostać. Tutaj był Mark.
– Tak bardzo mi na tym zależy – powiedziała. – Mam nadzieję, że nie zawiodę was wszystkich.
– Nie ma takiej możliwości. Zespół wie, czego się po kim spodziewać. Wszyscy są tego samego zdania.
Przez chwilę siedziała cicho, a potem zapytała.
– Nawet Aaron Levi?
– Aaron? Dlaczego pytasz?
– Nie wiem. Rozmawiałam dziś z jego żoną, Elaine. Odniosłam wrażenie, że Aaron nie jest całkowicie zadowolony. Wiedziałeś, że zastanawiał się nad wyjazdem?
– Co takiego? – Mark spojrzał na nią zaskoczony.
– Chce chyba przenieść się do małego miasteczka. Zaśmiał się.
– Nigdy do tego nie dojdzie. Elaine to dziewczyna z Bostonu.
– To nie Elaine. To Aaron o tym wspomniał. Mark prowadził przez chwilę w zupełnym milczeniu.
– Pewnie źle zrozumiałaś – powiedział w końcu. Wzruszyła ramionami.
– Może.
– Światło, proszę – powiedziała Abby.
Pielęgniarka poprawiła ustawienie górnej lampy, kierując strumień światła na klatkę piersiową pacjenta. Miejsca cięć zaznaczono na skórze czarnym flamastrem, dwa małe krzyżyki połączone linią idącą wzdłuż piątego żebra. To była mała klatka piersiowa. Mała kobieta. Mary Allen, osiemdziesiąt cztery lata, wdowa, przyjęta do Bayside tydzień temu. Skarżyła się na bóle głowy i utratę masy ciała. Prześwietlenie wykazało obecność licznych guzów w obu płucach. Przez sześć dni pacjentka poddawana była najrozmaitszym badaniom. Do klatki piersiowej wprowadzono wziernik oskrzelowy, wielokrotnie ją nakłuwano. Mimo tych wysiłków trudno było postawić ostateczną diagnozę. Dziś już ją znali.
Читать дальше