Doktor Wettig wziął skalpel i ustawił go ostrzem w kierunku zaznaczonego miejsca, gdzie miało być nacięcie. Abby czekała, aż doktor zacznie. On jednak nie zaczynał. Spojrzał na Abby poważnie, niebieskie oczy badawczo świdrowały ją sponad chirurgicznej maski.
– Przy ilu chirurgicznych biopsjach płuc pani asystowała, DiMatteo?
– Przy pięciu, o ile dobrze pamiętam.
– Zna pani historię choroby pacjentki? Widziała pani prześwietlenie jej klatki piersiowej?
– Tak.
Wettig wręczył jej skalpel.
– Obejmuje pani dowodzenie, pani doktor.
Abby spojrzała zaskoczona. Generał rzadko przekazywał skalpel innym, nawet najbardziej doświadczonym stażystom.
Ujęła skalpel, poczuła, jak ten kawałek stali układa się wygodnie w jej dłoni. Spokojnie zrobiła nacięcie, rozciągając skórę i przesuwając ostrze wzdłuż zaznaczonej linii. Pacjentka była szczupła, niemal wychudzona. Miała niewiele podskórnej tkanki tłuszczowej przesłaniającej widok. Następne, nieco głębsze nacięcie oddzieliło mięśnie międzyżebrowe. Abby była teraz w jamie opłucnej. Wsunęła palec przez nacięcie i dotknęła powierzchni płuca. Była miękka i gąbczasta.
– Wszystko w porządku? – zapytała anestezjologa.
– Jak najbardziej.
– Proszę rozwieracz – powiedziała Abby.
Przestrzeń między żebrami została rozszerzona. Respirator wpompował następną porcję powietrza i fragment tkanki płucnej został wypchnięty przez nacięcie. Abby chwyciła go, kiedy był wciąż jeszcze wypełniony powietrzem.
Znowu spojrzała na anestezjologa.
– W porządku?
– Żadnych problemów.
Abby skupiła uwagę na widocznym fragmencie tkanki płucnej. Wystarczyło krótkie spojrzenie, a już zauważyła jeden z guzów. Dotknęła go.
– Wydaje się dość twardy – powiedziała – to niedobrze.
– Nie ma się czemu dziwić – stwierdził Wettig. – Na prześwietleniu wyglądał jakby był specjalnie wyhodowany do chemioterapii. Musimy tylko potwierdzić typ komórek.
– Bóle głowy? Przerzuty na mózg? Wettig skinął głową.
– Ten jest bardzo aktywny. Osiem miesięcy temu prześwietlenie nie wykazało nic szczególnego, a teraz płuca wyglądają jak plantacja raka.
– Ma osiemdziesiąt cztery lata – powiedziała jedna z pielęgniarek. – Przynajmniej trochę pożyła.
Ale jakie to było życie? – zastanawiała się Abby, wycinając kawał płuca razem z guzem. Wczoraj po raz pierwszy zetknęła się z Mary Allen. Pacjentka siedziała spokojnie w szpitalnym pokoju, gdzie zasłony były zaciągnięte i panował półmrok. „To przez te bóle głowy” – tłumaczyła Mary. „Słońce boleśnie razi mnie w oczy. Tylko kiedy śpię ból ustaje. Znam już tyle różnych rodzajów bólu… Proszę, pani doktor, czy mogłabym dostać silniejszy środek nasenny?”
Abby zakończyła resekcję i założyła szew na rozcięty brzeg płuca. Wettig nie miał żadnych uwag. Obserwował pracę Abby ze zwykłym spokojem i opanowaniem. Jego milczenie było wystarczającym komplementem. Już dawno zorientowała się, że brak krytyki ze strony generała był sukcesem.
W końcu klatka piersiowa została zamknięta, wcześniej umieszczono w niej sączek. Abby ściągnęła zakrwawione rękawiczki i wrzuciła do kubła oznaczonego napisem „Skażone”.
– Teraz czeka nas najtrudniejsze zadanie – powiedziała, kiedy pielęgniarki wywoziły pacjentkę z sali operacyjnej – przekazanie jej złych wieści.
– Ona już wie – powiedział Wettig – pacjenci zawsze wiedzą. Weszli na salę pooperacyjną. Czworo pacjentów w różnym stanie przytomności zajmowało przedzielone zasłonami kabiny. Mary Allen za ostatnią przegrodą właśnie zaczynała się przebudzać. Poruszyła stopą. Jęknęła. Próbowała uwolnić rękę z krępujących pasów.
Abby wzięła stetoskop i osłuchała płuca pacjentki.
– Proszę jej podać pięć miligramów morfiny, kroplówka – zarządziła. Pielęgniarka wstrzyknęła dawkę leku, wystarczającą, aby złagodzić ból ale jednocześnie na tyle małą, aby pacjentka powoli odzyskiwała przytomność. Mary przestała jęczeć. Wykres pracy serca na ekranie pozostawał spokojny i regularny.
– Jakieś zalecenia pooperacyjne, doktorze Wettig? – spytała pielęgniarka.
Na chwilę zapadła cisza. Abby spojrzała na Wettiga, który powiedział:
– Tutaj polecenia wydaje doktor DiMatteo – i wyszedł z sali. Pielęgniarki wymieniły znaczące spojrzenia. Wettig zawsze zapisywał własne zalecenia pooperacyjne. To był kolejny wyraz zaufania wobec Abby.
Wzięła więc kartę, usiadła przy biurku i napisała: „Przeniesienie na V Oddział Wschodni, Kardiochirurgia; Diagnoza: Chirurgiczna biopsja tkanki licznych guzów płucnych. Stan pacjenta: stabilny”.
Pisała spokojnie, zalecenia co do diety, leków, czynności. Doszła do linijki, w której należało podać sposób reanimacji. Automatycznie wpisała: Pełen zakres. Potem spojrzała na Mary Allen leżącą bez ruchu na łóżku. Zaczęła się zastanawiać, jak może się czuć ktoś, kto ma osiemdziesiąt cztery lata, rozległego raka, niewiele dni przed sobą, z których każdy niósł ze sobą głównie ból. Czy pacjent nie wolałby wybrać szybszej i łagodniejszej śmierci? Abby nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
– Doktor DiMatteo? – To był głos wzywający ją przez głośnik.
– Tak? – odezwała się Abby.
– Było do pani wezwanie ze wschodniej czwórki około dziesięciu minut temu. Chcą, aby pani tam wstąpiła.
– Neurochirurgia? Mówili, dlaczego?
– Chodzi o pacjentkę Terrio. Chcą, żeby pani porozmawiała z jej mężem.
– Karen Terrio już nie jest moją pacjentką.
– Ja tylko przekazuję wiadomość.
– W porządku, dziękuję.
Z ciężkim westchnieniem Abby wstała i podeszła do łóżka Mary Allen, aby jeszcze raz spojrzeć na monitor przedstawiający pracę serca. Puls był trochę za szybki. Pacjentka znowu się poruszała i jęczała z bólu. Abby spojrzała na pielęgniarkę.
– Proszę podać jeszcze dwa miligramy morfiny – powiedziała.
Monitor EKG wyświetlał wykres o powolnym, spokojnym rytmie.
– Jej serce jest takie silne – powiedział Joe Terrio przyciszonym głosem. – Nie poddaje się. Ona nie chce się poddać.
Siedział przy łóżku swojej żony, trzymając jej dłoń i śledząc wzrokiem zieloną linię pulsującą na ekranie. Wydawał się zagubiony w tej ilości sprzętu otaczającego żonę. Rurki, monitory, pompy. Odczuwał ogromny lęk i całą swą uwagę skupił na monitorze EKG. Wierzył, że jeżeli pozna tajniki tego magicznego pudełka, będzie wiedział już wszystko. Zrozumie, dlaczego siedzi przy łóżku kobiety, którą kocha, której serce bije rytmicznie, jakby była zdrowa.
Minęły sześćdziesiąt dwie godziny od momentu, kiedy pijany kierowca uderzył swoim wozem w samochód Karen Terrio. Jest trzydziestoczteroletnią kobietą, nie ma AIDS, nie ma raka, nie ma żadnych innych infekcji. Ma tylko martwy mózg. Stała się żyjącym supermarketem zdrowych organów. Serce. Płuca. Nerki. Trzustka. Wątroba. Kości. Rogówka. Skóra. Jeden wypadek i można będzie uratować życie lub poprawić zdrowie tuzinowi ludzkich istnień.
Abby przesunęła stołek i usiadła naprzeciwko mężczyzny. Była jedynym lekarzem, który wcześniej poświęcił trochę czasu na rozmowę z Joem. Dlatego właśnie pielęgniarki wezwały ją, żeby teraz z nim pomówiła. Miała go przekonać, że powinien podpisać dokumenty i pozwolić swojej żonie spokojnie umrzeć. Usiadła cicho na chwilę przy Karen Terrio, której pierś unosiła się i opadała z zaprogramowaną częstotliwością dwudziestu pięciu oddechów na minutę.
Читать дальше