– Sądzi pani?
Abby z lekkim świstem wypuściła powietrze.
– Myliłam się.
– Jaka jest pani diagnoza teraz?
– Krwotok w śródmózgowiu, który mógł być wywołany siłami ścierającymi lub uszkodzeniem pozostałym po krwiaku podtwardówkowym. Zmian tych scyntygram może jeszcze nie wykazać.
Doktor Wettig patrzył na nią przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Potem odwrócił się do pozostałych lekarzy.
– Krwotok w śródmózgowiu to rozsądne przypuszczenie. W połączeniu z wartością „trzy” według skali Glasgow – spojrzał na Abby – i pół – poprawił się – rokowania są praktycznie żadne. Pacjentka nie jest w stanie oddychać samodzielnie, nie wykazuje spontanicznych reakcji na bodźce i, jak się wydaje, nie ma żadnych odruchów pnia mózgu. W tej chwili nie mam żadnych innych sugestii prócz tej, aby kontynuować podtrzymywanie funkcji życiowych. Należy zastanowić się nad kwestią pobrania organów do transplantacji. – Skinął krótko w stronę Abby i skierował się do następnego pacjenta. Jeden z lekarzy uścisnął ramię Abby.
– Hej, DiMatteo – szepnął – poszło ci nieźle. Zmęczona Abby skinęła tylko głową.
Stażystka Oddziału Chirurgii, Doktor Vivian Chao, była postacią niemal legendarną wśród innych stażystów Szpitala Bayside. Mówiono, że dwa dni po tym, kiedy została przyjęta na staż, jej kolega dostał rozstroju nerwowego i trzeba go było odtransportować na oddział psychiatryczny. Vivian musiała przejąć jego obowiązki. Przez pełnych dwadzieścia dziewięć dni była jedyną stażystką na ortopedii, bez przerwy na dyżurze. Przeniosła swoje rzeczy do dyżurki i na głodowej diecie, składającej się jedynie z posiłków ze szpitalnej stołówki, straciła trzy kilogramy. Przez dwadzieścia dziewięć dni nie wyszła poza drzwi frontowe szpitala. Trzydziestego dnia skończyła się jej tura i Vivian poszła na parking tylko po to, żeby stwierdzić, że jej samochód odholowano tydzień wcześniej. Stróż parkingu uznał po prostu, że wóz został porzucony.
Cztery dni po rozpoczęciu stażu przez kolejną grupę lekarz, z którym Vivian pracowała na zmianę, tym razem na chirurgii naczyniowej, został potrącony przez autobus komunikacji miejskiej i trafił do szpitala ze złamaniem miednicy. I znowu ktoś musiał wziąć za niego zastępstwo. Vivian Chao, niewiele myśląc, wprowadziła się z powrotem do dyżurki szpitalnej.
W oczach pozostałych lekarzy-stażystów Vivian zyskała wtedy honorowy tytuł „uosobienie humanitaryzmu”, co zostało dodatkowo potwierdzone podczas uroczystości rozdania nagród. Połączono to z kolacją i Vivian dostała w prezencie parę stalowych kulek, co było uznaniem jej za kobietę o silnym męskim charakterze.
Kiedy Abby usłyszała te historie o Vivian Chao, trudno jej było uwierzyć, że to ta sama osoba, którą przed sobą teraz widzi: małomówna Chinka tak drobna, że podczas operacji musi stawać na stołku. Chociaż Vivian rzadko zabierała głos podczas obchodu, to jednak zawsze stała na przedzie grupy stażystów z obojętnym wyrazem twarzy. Z taką miną Vivian podeszła tamtego popołudnia do Abby na oddziale intensywnej terapii. Abby umierała już wtedy ze zmęczenia, każdy kolejny krok był dla niej wysiłkiem, każda następna decyzja podejmowana była już tylko dzięki silnej woli. Dziewczyna nawet nie zauważyła stojącej obok niej Vivian, dopóki tamta nie odezwała się.
– Słyszałam, że przyjęliście osobę z grupą AB RH+ z urazem czaszki. Abby spojrzała znad karty, w której zapisywała właśnie wyniki pacjenta.
– Tak, zeszłej nocy.
– Czy pacjentka jeszcze żyje?
Abby popatrzyła w kierunku przeszklonej ściany sali z łóżkiem numer 11.
– To zależy, co rozumiesz pod pojęciem żyje.
– Serce i płuca w dobrym stanie?
– Funkcjonują prawidłowo.
– Ile ma lat?
– Trzydzieści cztery. Dlaczego pytasz?
– Prowadzę pacjenta. Końcowe stadium, zastoinowa niewydolność serca. Grupa krwi AB RH+. Już od dawna czeka na nowe serce. – Vivian podeszła do półki z kartami. – Które łóżko?
– Jedenaste.
Vivian wyciągnęła odpowiednią kartę z półki i podniosła metalową osłonę. Przeglądała papiery z poważnym wyrazem twarzy.
– Ona już nie jest moją pacjentką – powiedziała Abby – przenieśli ją na neurochirurgię. Usunęli jej krwiak podtwardówkowy.
Vivian nie przestała studiować karty.
– Jest dopiero dziesięć godzin po operacji – poinformowała Abby. – Chyba trochę za wcześnie, żeby decydować o rezultatach.
– Dotąd nie ma żadnych zmian neurologicznych, jak widzę.
– Nie, ale jest szansa…
– Z trzema punktami według skali Glasgow? Nie sądzę. – Vivian wsunęła kartę na miejsce i poszła w kierunku łóżka numer 11. Abby podążyła za nią. Stojąc w drzwiach sali, obserwowała, jak Vivian szybko bada pacjentkę. W podobny sposób zachowywała się na sali operacyjnej, nie marnowała czasu ani sił. Podczas pierwszego roku stażowania w szpitalu Abby często obserwowała Vivian w czasie operacji. Podziwiała jej małe zwinne dłonie, patrzyła zafascynowana na delikatne palce, spod których wychodziły idealne węzły. Abby w porównaniu z Vivian czuła się niezdarnie. Poświęcała godziny ćwiczeń i kilometry nici, zakładając węzły chirurgiczne na uchwytach szuflad swego biurka. Wychodziło jej to nawet całkiem sprawnie, ale wiedziała, że nigdy nie osiągnie maestrii magicznych rąk Vivian Chao. Teraz, kiedy patrzyła na Vivian badającą Karen Terrio, sprawność rąk Chinki wydała jej się niesamowita.
– Brak reakcji na ból – zauważyła Vivian.
– Jeszcze jest za wcześnie.
– Może tak, może nie. – Vivian wyjęła z kieszeni młoteczek do badania odruchów i zaczęła opukiwać ścięgna pacjentki. – To naprawdę szczęście.
– Nie pojmuję, jak możesz mówić o tym w ten sposób.
– Mój pacjent z oddziału intensywnej opieki też ma grupę krwi AB RH+. Od roku już czeka na serce. To, jak dotąd, najlepiej odpowiada.
Abby spojrzała na Karen Terrio. Raz jeszcze przypomniała jej się błękitno-biała bluzka. Zastanawiała się, o czym ta kobieta mogła myśleć, kiedy zapinała ją po raz ostatni. Może o zwyczajnych rzeczach. Na pewno nie o śmierci. Nie o szpitalnym łóżku, kroplówkach czy maszynach pompujących powietrze do jej płuc.
Читать дальше