Siedziała więc niezauważona, sącząc bezalkoholowe piwo i przyglądając się, jak pub wypełnia się stopniowo hałaśliwym tłumem. Słyszała brzęk szkła i kostek lodu i nieco za głośny, wymuszony śmiech.
Wstała od stolika, przecisnęła się do baru i pokazawszy barmanowi odznakę, powiedziała:
– Mam kilka pytań.
Rzucił tylko okiem na jej plakietkę, kasując należność za drinka.
– W porządku. O co chodzi?
– Widział pan tutaj tę kobietę? – Położyła na ladzie zdjęcie Niny Peyton.
– Tak. I nie pani pierwsza o nią pyta. Była już tu z miesiąc temu jakaś inna policjantka.
– Z wydziału kryminalnego?
– Chyba tak. Chciała wiedzieć, czy ktoś próbował tę dziewczynę poderwać.
– I co pan jej powiedział?
Barman wzruszył ramionami.
– Tu wszyscy po to przychodzą. Nie kontroluję sytuacji.
– Ale pamięta pan tę kobietę? Nazywa się Nina Peyton.
– Widziałem ją kilka razy, zwykle w towarzystwie koleżanki. Nie znam jej nazwiska. Od dawna się nie pojawiła.
– A wie pan dlaczego?
– Nie. – Sięgnął po ścierkę i zaczął wycierać ladę, przestając zwracać na nią uwagę.
– Więc panu powiem – oznajmiła Rizzoli, podnosząc Stos. -Ponieważ jakiś dupek postanowił się zabawić. Przyszedł tu szukać ofiary. Rozejrzał się, zobaczył Ninę Peyton i pomyślał:
Niezły kociak! Nie dostrzegł w niej z pewnością ludzkiej istoty, tylko przedmiot, który można wykorzystać i wyrzucić.
– Nie musi mi pani tego mówić.
– Owszem. A pan powinien posłuchać, bo zdarzyło się to pod pańskim nosem, lecz pan wolał niczego nie zauważyć. Jakiś dupek wsypuje Ninie Peyton do kieliszka narkotyk. Dziewczyna wkrótce dostaje mdłości i idzie chwiejnym krokiem do toalety. Dupek bierze ją pod rękę i wyprowadza na zewnątrz. Nic takiego pan nie widział?
– Nie – odparował barman. – Nie widziałem.
W pubie zaległa cisza. Rizzoli spostrzegła, że wszyscy na nią patrzą. Bez słowa wróciła do stolika.
Po chwili znowu zrobiło się gwarno.
Widziała, jak barman podsuwa jakiemuś mężczyźnie dwie szklanki whisky, a ten podaje jedną z nich kobiecie. Obserwowała ludzi, unoszących do ust kieliszki z margaritąi zlizujących sól z ich krawędzi, ludzi popijających wódkę, teąuilę i piwo.
Widziała, jak mężczyźni patrzą na kobiety. Sączyła bezalkoholowe piwo i czuła się odurzona gniewem. Siedząc samotnie w kącie, dostrzegała z szokującą wyrazistością, czym jest naprawdę to miejsce. Wodopojem, do którego ściągały drapieżniki i ich ofiary.
Odezwał się brzęczyk pagera. Szukał jej Barry Frost.
– Co to za hałas? – zapytał, gdy zadzwoniła do niego z komórki. Ledwo go słyszała.
– Siedzę w barze. – Odwróciła się, ciskając piorunujące spojrzenie w kierunku sąsiedniego stolika, przy którym gruchnęła właśnie salwa śmiechu. – Co powiedziałeś?
– …zgłosiła się na badania na Marłborough Street. Mam kopię jej karty.
– Czyjej?
– Diany Sterling.
Rizzoli natychmiast pochyliła się do przodu, koncentrując całą uwagę na słowach Prosta.
– Powtórz to jeszcze raz. Do kogo Sterling się zgłosiła?
– Do doktor Bonnie Gillespie. Ma gabinet ginekologiczny przy Marłborough Street.
Jego słowa zagłuszył kolejny wybuch śmiechu. Rizzoli osłoniła ucho dłonią, aby lepiej go słyszeć, i wrzasnęła:
– Po co do niej poszła?
Pytała, ale znała już odpowiedź. Domyślała się jej, spoglądając w kierunku baru, gdzie dwaj mężczyźni osaczali kobietę jak lwy tropiące zebrę.
– Diana Sterling także została zgwałcona – powiedział Frost.
– Wszystkie trzy były ofiarami gwałtu – stwierdził Moore. – Ani Elena Ortiz, ani Diana Sterling nie zawiadomiłyo tym policji. Dowiedzieliśmy się o zgwałceniu Sterling tylko dzięki temu, że zrobiliśmy wywiad w miejscowych klinikach i gabinetach ginekologicznych. Nie powiedziała nawet rodzicom, co ją spotkało. Kiedy zadzwoniłem do nich dziś rano, byli zaszokowani tą wiadomością.
Mimo wczesnej pory Moore widział wokół stołu w sali konferencyjnej same zmęczone twarze. Wszystkim brakowało snu, a czekał ich kolejny długi dzień pracy.
– A więc jedyną osobą, która wiedziała o tym, że Sterling zgwałcono, była lekarka z gabinetu ginekologicznego przy Marlborough Street? – zapytał porucznik Marquette.
– Doktor Bonnie Gillespie. Diana Sterling odwiedziła ją tylko raz. Bała się, że napastnik mógł ją zarazić AIDS.
– Co doktor Gillespie wiedziała na temat tego gwałtu?
Odpowiedział na to pytanie Frost, który rozmawiał z lekarką.
Otworzywszy skoroszyt z kartą Diany Sterling, oznajmił:
– Oto, co napisała doktor Gillespie. Trzydziestoletnia biała kobieta prosi o test na HIV. Stosunek seksualny bez zabezpieczenia przed pięcioma dniami. Nie wiadomo, czy mężczyzna był zarażony. Zapytana, czy jej partner należy do grupy wysokiego ryzyka, pacjentka zaczyna płakać. Przyznaje, że stosunek był wymuszony i że nie zna napastnika. Nie chce składać zeznań. Odmawia skorzystania z pomocy dla ofiar gwałtu. – Frost podniósł wzrok. – To wszystko, czego dowiedziała się od niej doktor Gillespie. Zbadała pacjentkę, przeprowadziła testy na syfilis, rzeżączkę i HIV, po czym powiedziała jej, że powinna zgłosić się po dwóch miesiącach na kontrolne badanie krwi. Nie przyszła, bo została zamordowana.
– Doktor Gillespie nie zawiadomiła policji? Nawet po zabójstwie?
– Nie wiedziała o śmierci pacjentki. Nie czytała o tym w gazetach.
– Czy pobrano próbki nasienia?
– Nie. Pacjentka… – Frost zaczerwienił się z zażenowania. Chociaż był żonaty, czuł się niezręcznie, mówiąc o pewnych sprawach. -Tuż po napadzie Diana Sterling wzięła kilka razy prysznic.
– Ma pan jej to za złe? – zaperzyła się Rizzoli. – Cholera, ja miałabym ochotę opłukać się lizolem.
– Trzy ofiary gwałtu – stwierdził Marquette. – To nie przypadek.
– Znajdźcie gwałciciela – powiedział Zucker – a prawdopodobnie będziecie mieli sprawcę. Jak tam próbka kodu DNA, pobrana od Niny Peyton?
– Czeka na zbadanie – wyjaśniła Rizzoli. – Laboratorium ma próbkę nasienia od prawie dwóch miesięcy, ale jeszcze nic z nią nie zrobili. Musiałam ich trochę przycisnąć. Trzymajmy kciuki, żeby nasz sprawca figurował już w CODIS.
Kartoteka CODIS stanowiła ogólnokrajową bazę danych FBI, zawierającą kody DNA sprawców przestępstw. Była jeszcze w powijakach i profile genetyczne pięciuset tysięcy skazanych nie zostały na razie wprowadzone do systemu. Istniały niewielkie szansę, że trafią na kod poszukiwanego.
Marquette spojrzał na Zuckera.
– A więc nasz sprawca najpierw gwałci ofiarę, a po paru tygodniach wraca, by ją zabić? Czy to ma jakiś sens?
– Może nie dla nas – odparł Zucker. – Dla niego owszem. Nic w tym nowego, że gwałciciel powtórnie atakuje ofiarę. Uważa, że jest jego własnością. Istnieje między nimi swego rodzaju patologiczna więź. Rizzoli prychnęła pogardliwie.
– Pan to nazywa więzią?
– Między napastnikiem i ofiarą. To brutalna prawda. Najpierw kobieta zostaje ubezwłasnowolniona, sprowadzona do roli przedmiotu. Sprawca o tym wie i – co ważniejsze -jego ofiara także. Właśnie fakt, że została okaleczona i upokorzona, podnieca go i skłania do powrotu. Najpierw znakuje ofiarę, gwałcąc ją, a potem wraca, by pokazać, że ma nad nią pełną władzę.
Okaleczone kobiety, pomyślał Moore. Były nimi wszystkie ofiary. Zaświtało mu nagle, że Catherine także.
– Catherine Cordell nigdy nie zgwałcił – powiedział na głos.
Читать дальше