– Nie chce mi się pić, tato.
– A może dać ci wody? Przejechałaś kawał drogi, na pewno zaschło ci w gardle. Zaraz przyniosę.
Uznała, że nie ma sensu oponować. Zniknął w kuchni i po chwili wrócił z dwoma plastikowymi kubkami w stokrotki. Usiadł na tapczanie. Ona została na sofie. A jednak napiła się wody.
– Słyszałeś, co się stało – powiedziała wreszcie.
Ojciec unikał jej wzroku. Wodził oczami po całym pokoju. Wreszcie spojrzał na portret matki wiszący nad kominkiem. Catherine pomyślała, że bardzo się postarzał.
– Tak.
– Brakuje mi go – powiedziała cicho.
Ojciec milczał.
– Przykro mi, że tak to się skończyło. Że Jimmy nie żyje.
– Bił cię – przypomniał ojciec. Przyznał to po raz pierwszy.
– Czasami.
– Nie był dobrym człowiekiem.
– Nie.
– Aż tak zależało ci na jego pieniądzach?
Była zaskoczona jego ostrym tonem.
Coraz bardziej drżały jej ręce. Chciała wypić jeszcze jeden łyk wody, ale bała się, że upuści kubek. Zapragnęła uciec.
– Był dobry dla Nathana.
– Miał was oboje głęboko w dupie.
– Tato…
– Powinnaś była go rzucić.
– To nie takie proste, jak…
– Bił cię! Powinnaś go była zostawić. Ojciec nie patrzył na nią. – Powinnaś była tu wrócić.
Catherine otworzyła usta. Nie wiedziała, co powiedzieć. Ojciec nigdy dotąd jej tego nie proponował. Nigdy nie powiedział, co myśli o jej małżeństwie. Był na ślubie, uścisnął dłoń Jimmy’ego i życzył mu powodzenia. Potem liczyły się dla niego tylko karty, spotkania weteranów i codzienna rutyna. W Święto Dziękczynienia i Boże Narodzenie przyjeżdżał do jej teściów, jadł indyka, dawał Nathanowi prezent, całował ją w policzek, po czym znikał, wracał do dzielnicy, którą kochał, a której ona nienawidziła. Czasem zastanawiała się, czy byłoby inaczej, gdyby żyła matka. Nigdy się tego nie dowiedzą.
– To już bez znaczenia – powiedziała wreszcie.
– Fakt. – Jemu też ulżyło, że temat został zamknięty.
– Tyle że jest pewien kłopot. Gagnonowie, rodzice Jimmy’ego, podali mnie do sądu. Chcą mi odebrać Nathana. – Uniosła podbródek. – Twierdzą, że go maltretuję.
Ojciec nie odpowiedział. Napił się wody, obrócił plastikowy kubek w dłoniach i upił następny łyk. Cisza się przedłużała. Catherine była coraz bardziej zdumiona. A gdzie gwałtowne zaprzeczenia? Gdzie zażarta obrona czci córki? Jeszcze przed minutą mówił, że skoro miała kłopoty w małżeństwie, mogła poprosić go o pomoc. I co?
– Chodzi o te choroby? – spytał wreszcie.
– Twierdzą, że robię coś Nathanowi, podtruwam go, sama nie wiem. Myślą, że celowo wpędzam go w chorobę.
Ojciec podniósł na nią oczy.
– A jest tak?
– Tato!
– Często bywa w szpitalu.
– Jest chory!
– Lekarze nigdy nic nie stwierdzają.
– Ma zapalenie trzustki! Teraz, w tej chwili! Zadzwoń do doktora Rocco, czy do kogo chcesz. – Zerwała się na nogi. – Jest moim synem! Robię wszystko, żeby mu pomóc. Jak możesz… jak śmiesz! Do cholery, jak śmiesz!
Wrzeszczała, wrzeszczała jak dzikuska, na jej szyi nabrzmiały żyły i w głębi duszy zrozumiała, że to właśnie chciała zrobić od kilku dni. A dokładnie od wtorku rano, kiedy podniosła słuchawkę i usłyszała, że Jimmy jakby nigdy nic rozmawia z adwokatem o rozwodzie.
„Jesteś pewien, że nie dostanie ani grosza? – spytał. – Moi rodzice stawiają sprawę jasno: nie dadzą jej złamanego szeląga”.
„Nie dostanie Nathana, nie dostanie pieniędzy - zapewnił prawnik. – Wszystko załatwione. Za godzinę mogę złożyć dokumenty”.
– Kocham mojego syna! – krzyknęła do ojca. – Dlaczego nikt nie może w to uwierzyć?
I wtedy się załamała. Nogi się pod nią ugięły. Opadła na paskudną brązową sofę, jej ramionami wstrząsnął szloch. Przez chwilę wydawało jej się, że Jimmy i Nathan jednak ją opuścili, a ona wróciła do swojej zaszczurzonej nory, bez rodziny, bez pieniędzy, sama jak palec. Wkrótce nadjedzie niebieski chevy. W ziemi otworzy się dziura. I nikt jej nie uratuje.
Ojciec wciąż siedział naprzeciwko niej, z oczami utkwionymi w portrecie matki. To wreszcie dodało jej sił. Wzięła się w garść, otarła suche oczy grzbietem dłoni.
– Pomożesz mi? – spytała cicho.
– Potrzeba ci pieniędzy?
– Nie, tato. – Znów powrócił szorstki ton. Złapała się na tym i zmusiła się, by mówić spokojnie, jak do dziecka. – Odbędzie się rozprawa. O przyznanie opieki nad dzieckiem. Byłam dziś u adwokata. Gagnonowie powołają świadków, którzy zeznają, że jestem złą matką. Ja potrzebuję takich, którzy temu zaprzeczą. A przynajmniej – poprawiła się – powiedzą, że nie stanowię zagrożenia dla Nathana.
– Gdzie on teraz jest?
– W szpitalu. Ma zapalenie trzustki.
– Nie powinnaś być przy nim?
– Oczywiście, że powinnam! – Próbowała odetchnąć głęboko. – Ale jestem tu, tato, i rozmawiam z tobą o przyszłości Nathana, bo wbrew temu, co myślą wszyscy, nie chcę stracić syna.
– Gagnonowie nie są złymi dziadkami.
– To prawda. Jestem pewna, że na swój sposób kochają Nathana.
– Tylko on im został.
– Mnie też.
– Myślę, że dobrze by się nim opiekowali.
Catherine zamrugała, trochę zdziwiona.
– Ja też.
Ojciec wreszcie na nią spojrzał. Była zaskoczona, widząc ból malujący się na jego twarzy.
– Byłaś takim wesołym dzieckiem.
– Tato?
– Znalazłem stare filmy. Sprzątałem strych, przeglądałem rupiecie. Wiesz, mam artretyzm, coraz trudniej mi chodzić po schodach. Pomyślałem więc, że dobrze byłoby zrobić tam porządek, dopóki jestem w stanie. Znalazłem stare filmy. Wczoraj je oglądałem.
Nie mogła wydobyć głosu. W kącikach jego oczu zalśniły łzy.
– Byłaś taka śliczna – szepnął. – Miałaś ciemne włosy związane wielką czerwoną wstążką. Matka czesała cię co rano, a ty wybierałaś wstążkę. Najbardziej lubiłaś czerwoną i różową. Byłaś na podwórku. To chyba były twoje urodziny, ale na filmie nie widać tortu. Przyszło dużo dzieci, kąpaliście się w baseniku. Śmiałaś się i pluskałaś, piszczałaś, kiedy oblewałem cię wodą z węża. Śmiałaś się – powtórzył bezradnie. – Catherine, od dwudziestu lat nie widziałem, żebyś choć raz się roześmiała.
Coś ścisnęło ją w piersi. Pomyślała, że powinna się odezwać, ale pokręciła tylko głową, jakby chciała zaprzeczyć.
– Matka tak bardzo cię kochała. – Nagle wstał i odwrócił się. – Dobrze, że nie żyje. Dobrze, że nie zobaczyła, co się stało.
– Tato…
– Coś jest z tobą nie tak, Catherine. Wróciłaś do nas, Bóg mi świadkiem, że cieszyliśmy się, że wyszłaś cało z tego piekła. Ale coś jest z tobą nie tak. Nasza córeczka umarła tamtego dnia i teraz nie wiem, kto przede mną stoi. Nigdy się nie śmiejesz. Czasem zastanawiam się, czy w ogóle coś czujesz.
Znów chciała zaprzeczyć, ale on zdecydowanie kiwał głową, jakby dotarł do kresu bardzo długiej podróży. Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
– Oddaj im Nathana.
– Jest moim synem.
– Mają dużo pieniędzy, dobrze się nim zaopiekują. Może nawet znajdą mu odpowiedniego lekarza.
– Cały czas takiego szukam!
Ojciec zdawał się jej nie słyszeć.
– Mogą zaprowadzić go do psychologa. My powinniśmy byli to zrobić z tobą.
Catherine zerwała się na równe nogi.
– Jesteś moim ojcem. Proszę cię o pomoc. Mogę na ciebie liczyć?
Читать дальше