W klapie marynarki miał znaczek z napisem ZAPYTAJ O NAJLEPSZĄ JESIENNĄ LISTĘ W HISTORII!
Przy wjeździe stał mężczyzna. Miał na sobie stare ubranie i kiedy Monette zbliżył się i lunęło troszeczkę mocniej, podniósł tekturkę z napisem. Między jego stopami leżał sfatygowany brązowy plecak. Rzep w jednej z brudnych tenisówek odczepił się i sterczał niczym przekrzywiony język. Autostopowicz nie miał czapki, nie mówiąc już o parasolu.
Z początku Monette zobaczył na tekturce tylko prymitywnie narysowane czerwone usta przekreślone ukośną czarną linią. Kiedy podjechał bliżej, ujrzał nad przekreślonymi ustami słowa JESTEM NIEMOWĄ! Pod ustami widniał napis CZY MOŻECIE MNIE PODWIEŹĆ???
Monette włączył kierunkowskaz, żeby skręcić we wjazd. Autostopowicz obrócił tekturkę. Po drugiej stronie było tak samo prymitywnie narysowane przekreślone ucho. Nad uchem: JESTEM GŁUCHY! Pod nim: PROSZĘ, CZY MOGĘ SIĘ ZABRAĆ???
Od ukończenia szesnastego roku życia Monette przejechał miliony mil, w większości w ciągu ostatnich kilkunastu lat, kiedy pracował dla Wolfe & Sons, i w całym tym okresie nie podwiózł nigdy ani jednego autostopowicza. Tego dnia bez wahania podjechał jednak do skraju jezdni i zatrzymał się. Zawieszony na lusterku wstecznym medalik ze świętym Krzysztofem wciąż się kołysał, gdy odblokował przyciskiem drzwi. Tego dnia czuł, że nie ma nic do stracenia.
Autostopowicz wślizgnął się do auta i położył swój sfatygowany mały plecak między mokrymi brudnymi tenisówkami. Przyglądając mu się wcześniej, Monette pomyślał, że facet będzie brzydko pachniał, i nie pomylił się.
– Jak daleko jedziesz? – zapytał.
Autostopowicz wzruszył ramionami i wskazał wjazd na autostradę. A potem pochylił się i ostrożnie położył swoją tekturkę na plecaku. Miał skołtunione, cienkie włosy, przetykane nitkami siwizny.
– Wiem którędy, ale…
Monette zdał sobie sprawę, że facet go nie słyszy. Czekał, aż się wyprostuje. Jakiś samochód minął ich, trąbiąc, mimo że Monette zostawił mu mnóstwo miejsca. Monette pokazał mu palec. Coś takiego robił już wcześniej, jednak nigdy z powodu takiego drobiazgu.
Autostopowicz zapiął pasy i spojrzał na Monette’a, jakby chciał zapytać, z jakiego powodu ta zwłoka. Miał twarz pooraną zmarszczkami i kilkudniowy zarost. Monette nie potrafił odgadnąć, w jakim jest wieku. Wiedział tylko, że gdzieś między średnim i podeszłym.
– Jak daleko jedziesz? – powtórzył, wymawiając tym razem wyraźnie każde słowo, lecz facet w dalszym ciągu tylko na niego patrzył: średniego wzrostu, chudy, ważący nie więcej niż sto pięćdziesiąt funtów. – Potrafisz czytać z ruchu warg? – zapytał Monette, dotykając własnych.
Autostopowicz potrząsnął głową i wykonał kilka gestów rękoma.
Monette trzymał na konsoli bloczek do pisania. Kiedy pisał na nim „Jak daleko?”, minęło go kolejne auto, wlokąc za sobą tuman deszczu. Jechał aż do Derry, sto sześćdziesiąt mil, i normalnie nienawidził takich warunków jazdy; gorsze od nich były tylko intensywne opady śniegu. Tego dnia uznał jednak, że warunki są całkiem znośne. Tego dnia pogoda i wielkie ciężarówki, które pędząc, wzbijały za sobą wtórne szkwały, skupią przynajmniej na sobie jego uwagę.
Nie mówiąc już o tym facecie, jego nowym pasażerze – który spojrzał na kartkę, a potem na niego. Monette uprzytomnił sobie, że być może facet nie potrafi również czytać – kiedy jest się głuchoniemym, nauka czytania może być cholernie trudna. Ale zrozumiał chyba znak zapytania. Wskazał przednią szybę i wjazd na autostradę, następnie zaś osiem razy otworzył i zamknął dłonie. A może zrobił to dziesięć razy. Osiemdziesiąt mil. A może sto. Jeżeli w ogóle to wiedział.
– Waterville? – zapytał Monette.
Autostopowicz spojrzał na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
– No dobrze – mruknął Monette. – Nieważne. Po prostu klepnij mnie po ramieniu, kiedy dotrzemy tam, gdzie chcesz wysiąść.
Autostopowicz znowu spojrzał na niego w podobny sposób.
– Rozumiem, że to zrobisz – powiedział Monette. – To znaczy, jeżeli w ogóle wybierasz się w jakieś konkretne miejsce. Musisz być kompletnie odcięty od rzeczywistości, co?
Facet nadal na niego patrzył. Wzruszył ramionami i przyłożył ręce do uszu.
– Wiem – odparł Monette, ruszając z miejsca. – Kompletnie odcięty. Zerwane wszystkie linie telefoniczne. Ale dzisiaj prawie żałuję, że ja nie jestem tobą, a ty mną. – Przerwał na chwilę. – Prawie. Nie będzie ci przeszkadzała muzyka? – zapytał.
I kiedy autostopowicz odwrócił po prostu głowę i wyjrzał przez okno, Monette nie mógł nie zaśmiać się z własnej naiwności. Debussy, AC/DC czy Rush Limbaugh – temu facetowi było wszystko jedno.
Kupił wcześniej nową płytę Josha Rittera dla córki – w przyszłym tygodniu wypadały jej urodziny – lecz jeszcze jej nie wysłał. Ostatnio działo się zbyt wiele. Kiedy wyjechali za Portland, nastawił tempomat, przeciął paznokciem celofan, w który opakowana była płyta, i wsunął ją do odtwarzacza. Przypuszczał, że od tej chwili była to już używana płyta, coś, czego nie daje się w prezencie ukochanej jedynaczce. Nieważne, może jej zawsze kupić następną. Zakładając, że nadal będzie miał na to pieniądze.
Josh Ritter okazał się całkiem dobry. Podobny do wczesnego Dylana, tylko z bardziej pozytywnym nastawieniem. Słuchając go, Monette zaczął zastanawiać się nad finansami. To, że mogło go nie być stać na nową płytę dla Kelsie, stanowiło najmniejszy z jego problemów. Fakt, że tak naprawdę chciała i potrzebowała nowego laptopa, również nie figurował wysoko na ich liście. Jeżeli Barb zrobiła to, co powiedziała – a potwierdzili to w kuratorium – Monette nie wiedział, czy zdoła opłacić ostatni rok studiów małej w Case Western. Nawet zakładając, że sam nie straci roboty. To był prawdziwy problem.
Podkręcił muzykę, żeby zagłuszyć ten problem, i częściowo mu się to udało, kiedy jednak zbliżyli się do Gardiner, skończyła się ostatnia piosenka. Autostopowicz był odwrócony twarzą i ciałem do bocznego okna. Monette widział tylko tył jego poplamionej budrysówki i cienkie włosy opadające strączkami na kołnierz. Z tyłu budrysówki był chyba kiedyś wydrukowany jakiś napis, ale zbyt spłowiała, żeby go teraz odczytać.
Tak właśnie wygląda życie tego biednego szmondaka, pomyślał Monette.
Z początku nie mógł zgadnąć, czy autostopowicz drzemie, czy ogląda krajobraz. A potem zauważył, jak jego głowa pochyla się lekko w dół i szyba zaparowuje od jego oddechu, i uznał, że raczej drzemie. Całkiem zrozumiałe. Jedyną rzeczą nudniejszą od autostrady Maine Turnpike na południe od Augusty jest autostrada Maine Turnpike na południe od Augusty w zimnym wiosennym deszczu.
Monette miał inne płyty w centralnej konsoli, lecz zamiast je przejrzeć, wyłączył radio. A kiedy minęli punkt poboru opłat na wysokości Gardiner – nie zatrzymując się, jedynie zwalniając, dzięki cudownej technologii E-ZPass – zaczął opowiadać.
Monette umilkł i spojrzał na zegarek. Była za kwadrans dwunasta, a ksiądz mówił, że ktoś przyjdzie do niego na lunch. Że dokładnie rzecz biorąc, ten ktoś przyniesie lunch ze sobą.
– Ojcze, przykro mi, że to tak długo trwa. Postarałbym się streścić, gdybym wiedział jak, ale nie wiem.
– Nic nie szkodzi, synu. Zainteresowałeś mnie.
– A ta osoba, którą ksiądz zaprosił…
– Poczeka, kiedy będę sprawował bożą posługę. Czy ten mężczyzna cię obrabował, synu?
Читать дальше