„Ayana”
Temat „życia po życiu”, jak napisałem wcześniej w tych uwagach, stanowił zawsze interesującą pożywkę dla autorów, którzy dobrze się czują w fantastyce. Bóg – w jakimkolwiek się objawia kształcie – jest kolejnym tematem, dla którego powstają te opowiadania. A skoro pytamy o Boga, jednym z najczęściej zadawanych pytań jest to, dlaczego jedni ludzie żyją, a inni umierają; dlaczego jednym wiedzie się dobrze, a innym źle. Zadawałem je sobie po urazach doznanych w 1999 roku podczas wypadku, w którym mogłem łatwo zginąć, gdybym siedział kilka cali dalej (z drugiej strony, gdybym siedział kilka cali dalej w drugą stronę, może w ogóle nie doznałbym żadnych obrażeń). Jeżeli komuś udaje się przeżyć, mówimy: „To cud”. Jeśli umiera, mówimy: „Taka była wola Boga”. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia cudów i nie sposób zrozumieć woli Boga – który jeśli w ogóle istnieje, może interesować się nami w nie większym stopniu niż ja mikrobami żyjącymi na mojej skórze. Wydaje mi się jednak, że cuda się zdarzają; jest nim każdy kolejny oddech. Rzeczywistość jest cienka, lecz nie zawsze mroczna. Nie chciałem pisać o odpowiedziach, chciałem pisać o pytaniach. I zasugerować, że cuda mogą się okazać nie tylko błogosławieństwem, ale i brzemieniem. A może to wszystko brednie. Mimo to lubię to opowiadanie.
„Bardzo trudne położenie”
Każdy z nas korzystał od czasu do czasu z tych przydrożnych toalet, choćby latem przy autostradzie, kiedy służba drogowa musi ich ustawiać więcej, by uporać się ze zwiększonym napływem podróżnych (piszę te dwa ostatnie słowa z uśmiechem, uświadamiając sobie, jak cudownie kojarzą się z wydalaniem). Do diabła, nie ma to jak wejść do jednej z tych małych, ciemnych kabin w gorące sierpniowe popołudnie. Cudownie nagrzane i zapach jest wprost boski. Prawdę mówiąc, korzystając z nich, zawsze myślałem o Przedwczesnym pogrzebie Poego i zastanawiałem się, co by się stało, gdyby wychodek wywrócił się na drzwi. Zwłaszcza gdyby w okolicy nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. W końcu napisałem to opowiadanie z tego samego powodu, dla którego napisałem tyle innych raczej nieprzyjemnych historii, Stały Czytelniku: aby przerzucić na ciebie to, co mnie przeraża. I nie mogę na koniec nie wspomnieć, że miałem przy tym iście dziecinną frajdę. Zrobiło mi się nawet niedobrze.
Troszeczkę.
* * *
Na tym się z wami żegnam, przynajmniej na razie. Jeżeli cuda nie przestaną się zdarzać, spotkamy się ponownie. Tymczasem zaś dziękuję, że czytacie moje opowiadania. Mam nadzieję, że przynajmniej jedno z nich nie da wam przez chwilę zasnąć, kiedy zgasną światła.
Uważajcie na siebie i przyznajcie: Czy nie zostawiliście przypadkiem włączonego piecyka? I czy nie zapomnieliście zgasić gazu w rożnie na tarasie? A zasuwka w tylnych drzwiach? Pamiętaliście, żeby ją zamknąć? Łatwo o tym zapomnieć i niewykluczone, że ktoś się tam właśnie zakrada. Jakiś szaleniec. Z nożem w ręku. Zatem bez względu na to, czy macie, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne czy nie…
Lepiej to sprawdzić, prawda?
Stephen King
8 marca 2008
***
*Derailers (ang.) – w wolnym przekładzie: wykolejeńcy.
*Hiszp. – To głupia dziwka.
*Przeł. Maciej Słomczyński.
*Autor powieści I kowbojki mogą marzyć
*Amerykański komentator telewizyjny.
*Tytuł jednego z rozdziałów powieści Garść prochu Evelyna Waugha.
*Biblia Tysiąclecia, Księga Wyjścia (22, 17).
*Nawiązanie do angielskiej ludowej bajki, w której Piernikowy Ludzik ucieka najpierw przed gospodynią, która go upiekła, później przed różnymi zwierzętami i w końcu zostaje zjedzony przez lisa.
*Czy wiem ze stuprocentową pewnością, że był za nie odpowiedzialny doxepin? Jasne, że nie. Może to angielska woda.