Dean Koontz - Szepty
Здесь есть возможность читать онлайн «Dean Koontz - Szepty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szepty
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szepty: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szepty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szepty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szepty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nigdy tak bardzo nie tęsknił za Korą, jak tej nocy.
Hilary budziła się kilkakrotnie ze złych snów, ale noc nie wydała się upływać powoli, lecz mknęła z rakietową prędkością. Hilary miała uczucie, że śpieszy w kierunku przepaści i że nie może nic zrobić, by przestać tak pędzić przed siebie.
O świcie, kiedy Tony się obudził, Hilary odwróciła się do niego, przysunęła się i powiedziała:
– Kochaj się ze mną.
Przez pół godziny zagubili się w sobie nawzajem i chociaż nie było im lepiej niż dotąd, nie było też ani trochę gorzej. Jedwabista rozkosz, wspólne uspokojenie.
Po wszystkim Hilary powiedziała:
– Kocham cię.
– Ja też cię kocham.
– Nieważne, co się stanie – powiedziała. – Mieliśmy tych parę wspólnych dni.
– Nie rozmawiaj ze mną tak fatalistycznie.
– Cóż, nigdy nic nie wiadomo.
– Mamy przed sobą całe lata. Całą nieskończoność. Nikt ich nam nie odbierze.
– Ty myślisz tak pozytywnie, tak optymistycznie. Żałuję, że nie spotkałam cię dużo wcześniej.
– Przeszliśmy przez najgorsze – powiedział. – Znamy już prawdę.
– Jeszcze nie złapali Frye’a.
– Złapią – powiedział uspokajająco Tony. – On myśli, że ty jesteś Katarzyną, więc nie będzie się oddalał od Westwood. Będzie ciągle sprawdzał twój dom, aby zobaczyć, czy się tam pojawisz, i prędzej czy później oddział nadzoru go wypatrzy i będzie po wszystkim.
– Przytul mnie – poprosiła.
– Bardzo proszę.
– Mmmm. To miłe.
– Taaak.
– Takie przytulanie.
– Taaak.
– Już się czuję lepiej.
– Wszystko będzie dobrze.
– Dopóki mam ciebie – powiedziała.
– No to w takim razie już zawsze.
Niebo było ciemne, niskie i złowieszcze. Wierzchołki Mayacamas spowiła mgła.
Peter Laurensky stał na cmentarzu, trzymał ręce w kieszeniach spodni i kulił ramiona, chroniąc się przed chłodem porannego powietrza.
Najpierw korzystając głównie z koparki, potem odrzucając ostatnie osiem czy dziesięć cali ziemi szpadlami, pracownicy cmentarza Okręgu Napa przeborowali się przez miękką ziemię i otworzyli grób Bruno Frye’a. W trakcie pracy użalali się przed szeryfem, że nie zapłacono im dodatkowo za to, że wstali o świcie i przyszli wcześniej do pracy, nie jedząc śniadania, ale nie uzyskali u niego wiele współczucia; jeszcze ich popędzał, żeby pracowali szybciej.
O 7.45 karawanem „Wieczności” przyjechali Avril Tannerton i Gary Olmstead. Kiedy szli zielonym zboczem w kierunku Laurensky’ego, Olmstead miał odpowiednio ponury wygląd, ale Tannerton uśmiechał się i nabierał duże hausty mroźnego powietrza, jakby tylko wyszedł na poranną przechadzkę dla zdrowia.
– Się masz, Peter.
– Się macie.
– Ile do otwarcia? – spytał Tannerton.
– Mówią, że piętnaście minut.
O 8.05 jeden z grabarzy wygramolił się z otworu i powiedział:
– Można go już wyciągać?
– Do dzieła – powiedział Laurensky.
Do trumny były przymocowane łańcuchy i wyciągnięto ją z ziemi za pomocą tego samego urządzenia, które posłużyło do opuszczenia jej nie dalej, jak w zeszłą niedzielę. Spiżowa trumna miała uchwyty i frędzle oblepione ziemią, ale jej reszta była nadal błyszcząca.
O 8.40 Tannerton i Olmstead załadowali wielką skrzynię do karawanu.
– Pojadę za wami do biura koronera – powiedział szeryf.
Tannerton uśmiechnął się do niego szeroko.
– Zapewniam cię, Peter, że nie mamy zamiaru uciekać ze szczątkami pana Frye’a.
O 8.20 w kuchni Joshui Rhineharta, gdy właśnie wykopywano trumnę na cmentarzu oddalonym o parę mil, Tony i Hilary spiętrzyli w zlewie naczynia po śniadaniu.
– Później je pozmywam – powiedział Joshua. – Wdrapmy się na urwisko i otwórzmy ten dom. Musi nielicho cuchnąć po tych wszystkich latach. Mam tylko nadzieję, że rdza i pleśń nie uszkodziły za bardzo zbiorów Katarzyny. Tysiące razy ostrzegałem przed tym Bruna, ale jego chyba nie obchodziło, czy… – Joshua urwał, zamrugał. – Czy wy słyszycie, co ja plotę? Jasne, że go nie obchodziło, czy to wszystko nie zgnije do cna. To były zbiory Katarzyny, a jego zupełnie nie obchodziło cokolwiek, co sobie ceniła.
Pojechali do winnic „Drzewo Cienia” samochodem Joshui. Dzień był ponury z powodu brudnoszarego światła. Joshua zostawił samochód na parkingu dla pracowników.
Gilbert Ulman jeszcze nie przyszedł do pracy. Był mechanikiem, który poza ciężarówkami i sprzętem rolniczym winnic „Drzewo Cienia” zajmował się jeszcze kolejką linową.
Klucz, który służył do operowania kolejką, wisiał na desce w garażu i nocny dozorca wytwórni, korpulentny mężczyzna nazwiskiem Lannucci, był uszczęśliwiony, mogąc go wręczyć Joshui.
Z kluczem w ręku Joshua prowadził Hilary i Tony’ego na piętro ogromnego, głównego budynku wytwórni, przez biura administracyjne, laboratorium winikulturowe i na koniec do szerokiego pomostu. Połowa budynku była otwarta od parteru aż po sam dach i w tej ogromnej sali stały olbrzymie trzypiętrowe zbiorniki fermentacyjne. Od strony zbiorników napływało wyjątkowo zimne powietrze, a w powietrzu unosił się zapach drożdży. Przy końcu długiego pomostu, w południowo – zachodnim krańcu budynku, weszli przez ciężkie sosnowe drzwi z czarnymi, żelaznymi zawiasami do małego pomieszczenia, otwartego w końcu przeciwległym do tego, którym weszli. Na długości dwunastu stóp brakującej ściany rozciągał się spadzisty dach, chroniący to otwarte pomieszczenie przed deszczem. Wagonik z czterema siedzeniami wisiał na zaczepie pod sufitem pomieszczenia.
W laboratorium patologicznym unosiła się niewyraźna i nieprzyjemna chemiczna woń. Tak samo pachniał koroner, doktor Amos Garnet, który zawzięcie ssał miętówkę.
W pomieszczeniu znajdowało się pięciu ludzi. Laurensky, Larsson, Garnet, Tannerton i Olmstead. Żaden z nich, z wyjątkiem zawsze dobrodusznego Tannertona, nie był zachwycony faktem, że się tu znajduje.
– Proszę to otworzyć – powiedział Laurensky. – Muszę zdążyć na umówione spotkanie z Joshua Rhinehartem.
Tannerton i Olmstead odsunęli zasuwy w spiżowej trumnie. Resztki grudek ziemi spadły na podłogę, na plastykową płachtę, którą położył tam Garnet. Podnieśli i zsunęli wieko.
Ciało zniknęło.
Wyłożona aksamitem i jedwabiem skrzynia nie zawierała nic oprócz trzech piećdziesięciofuntowych toreb suchej zaprawy murarskiej, skradzionych w ubiegłym tygodniu z piwnicy Avrila Tannertona.
Hilary i Tony usiedli po jednej stronie wagonika, a Joshua po drugiej. Kolana prawnika ocierały się o kolana Tony’ego.
Hilary trzymała Tony’ego za rękę, kiedy czerwona gondola sunęła powoli w stronę szczytu urwiska. Nie miała lęku wysokości, ale kolejka wydawała się tak wątła, że cały czas zaciskała ze strachu zęby.
Joshua dostrzegł napięcie na jej twarzy i uśmiechnął się.
– Proszę się nie bać. Ten wagonik jest może mały, ale bardzo wytrzymały. I Gilbert znakomicie się nim opiekuje.
Pnąc się stopniowo w górę, wagonik lekko kołysał się na uporczywym porannym wietrze.
Widok na dolinę stawał się coraz bardziej okazały. Hilary starała się koncentrować na nim uwagę, zamiast na trzaskaniu i szczękaniu maszynerii.
Gondola wreszcie dotarła do końca kabla. Wskoczyła na swoje miejsce i Joshua otworzył drzwi.
Kiedy wysiedli na górnej stacji kolejki, opuszczone niebo rozdarł oślepiająco biały łuk błyskawicy i gwałtowny ryk grzmotu. Zaczęło padać,. Był to rzadki, zimny i zacinający deszcz.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szepty»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szepty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szepty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.