Dean Koontz - Szepty
Здесь есть возможность читать онлайн «Dean Koontz - Szepty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szepty
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szepty: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szepty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szepty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szepty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W lewej dłoni miał nie zapaloną latarkę, a w prawej trzymał nóż. Przy najlżejszym ruchu miał zrobić wypad do przodu i ciąć nim, ale nikt tu się nie poruszał oprócz niego samego.
Położył laurkę na stopniach przed wejściem, wyłowił klucz z kieszeni marynarki, otworzył drzwi. Podniósł latarkę, pchnął drzwi jedną nogą, poświecił sobie i pochylony wszedł szybko do domu, trzymając nóż wyciągnięty przed sobą.
Nie czekała w przedsionku.
Bruno przechodził powoli od jednego ciemnego, przeładowanego meblami pokoju do następnego, tak samo ciemnego i przeładowanego meblami. Zaglądał do szaf, za kanapy i duże serwantki.
Nie było jej w tym domu.
Może wrócił na czas, aby stanąć na drodze jakiegokolwiek zawiązanego przez nią spisku.
Stanął na środku salonu, nadal trzymając nóż i latarkę, obydwa skierowane w podłogę. Chwiał się z wyczerpania, braku snu i zdenerwowania.
Był to jeden z tych momentów, kiedy rozpaczliwie pragnął porozmawiać z sobą, podzielić się z sobą swymi uczuciami, wspólnie z sobą wydostać się z chaosu i zaprowadzić ład w swoich myślach. Ale już nigdy nie będzie mógł zasięgnąć u siebie rady, bo sam jest martwy.
Martwy. Bruno zaczął się trząść. Zapłakał.
Był samotny, przerażony i bardzo zdenerwowany.
Przez czterdzieści lat udawał zwykłego człowieka i uchodził za normalnego ze znacznym powodzeniem. Ale już nie potrafił tego robić. Jego połowa była martwa. Zbyt wielka strata, aby się z niej podźwignąć. Nie miał pewności siebie. Bez siebie, do którego mógł się zwrócić, bez jego drugiego ja, które udzieliłoby mu rady i podsunęło jakieś myśli, nie miał podstaw do podtrzymywania tej maskarady.
A ta suka jest gdzieś w St. Helena. Nie potrafił uporządkować myśli, nie potrafił wziąć się w garść, ale wiedział jedno: musi ją znaleźć i zabić. Musi się jej pozbyć raz na zawsze.
Mały budzik podróżny był nastawiony na siódmą rano.
Tony obudził się godzinę wcześniej. Obudził się nagle zaczął siadać na łóżku, uświadomił sobie, gdzie jest, i z ulgą ułożył się z powrotem na poduszce. Leżał na wznak w ciemnościach, wpatrując się w zaciemniony sufit i nasłuchując rytmicznego oddechu Hilary.
Wyrwał się ze snu, aby uciec przed brutalnym, przerażającym koszmarem sennym, pełnym kostnic, nagrobków, grobów i trumien; ponurym, ciężkim i ciemnym jak śmierć. Noże. Pociski. Krew. Robaki wychodzące ze ścian i wyślizgujące się z rozwartych oczu trupów. Wędrujący umarli, którzy mówili o krokodylach. W tym śnie życie Tony’ego kilkanaście razy ulegało zagrożeniu, ale w każdym przypadku Hilary pojawiała się między nim a zabójcą i za każdym razem umierała za niego.
To był piekielnie denerwujący sen.
Bał się, że ją utraci. Kochał ją. Kochał ją bardziej, niż to potrafił opisać. Był wymownym człowiekiem i nie miał najmniejszych oporów przed wyrażaniem swoich emocji, ale po prostu brakowało mu słów, aby odpowiednio wyrazić głębię i rodzaj swojego do niej uczucia. Uważał, że takie słowa w ogóle nie istnieją, bo te, które znał, były szorstkie, ołowiane, beznadziejnie nieodpowiednie. Gdyby mu ją odebrano, życie naturalnie toczyłoby się dalej – ale nie tak gładko i nie tak szczęśliwie, nie pozbawione udręki i smutku.
Wpatrywał się w ciemny sufit i tłumaczył sobie, że nie powinien zupełnie przejmować się tym snem. To nie był jakiś omen. To nie była wróżba. To był tylko sen. Tylko zły sen. Nic tylko sen.
W oddali dwukrotnie zagwizdał pociąg. Usłyszawszy ten zimny, samotny i żałobny dźwięk, naciągnął kołdrę pod brodę.
Bruno stwierdził, że Katarzyna pewnie czeka na niego w domu zbudowanym przez Leo.
Wyszedł ze swego własnego domu i przeprawił się przez winnice. Zabrał ze sobą nóż i latarkę.
Szedł do domu na szczycie urwiska przy pierwszym szarym świetle brzasku, kiedy jeszcze prawie całe niebo było niebiesko – czarne, a dolinę zalegały blednące cienie nocy. Nie wjechał na górę kolejką linową, ponieważ, aby do niej wsiąść, musiałby wejść na piętro wytwórni, gdzie w rogu budynku znajdowała się dolna stacja kolejki. Nie mógł pozwolić sobie, by go tam zauważono, bo wyobrażał sobie, że tam się teraz roi od szpiegów Katarzyny. Pragnął się wślizgnąć do domu, a jedyną drogą były schody w ścianie urwiska.
Zaczął się wspinać energicznie, pokonując po dwa stopnie za jednym razem, ale zanim wszedł zbyt wysoko, zorientował się, że musi zachować ostrożność. Schody rozpadały się. Nie dbano o nie tak starannie jak o kolejkę. Dziesiątki lat deszczy, wiatrów i letnich upałów wyżarły sporą część zaprawy murarskiej, która scalała starą konstrukcję. Pod jego stopami odrywały się i spadały do podnóża urwiska małe kamyki i odłamki prawie wszystkich trzystu dwudziestu stopni. Parę razy już prawie tracił równowagę i omal nie spadł do tyłu albo nie runął bokiem w przepaść. Zniszczona balustrada zabezpieczająca przed upadkiem była w opłakanym stanie, ponieważ brakowało jej całych części; nie przytrzymałaby go, gdyby się na nią przewrócił. Ale powoli, ostrożnie posuwał się krętą trasą schodów, aż wreszcie dotarł do szczytu urwiska.
Przeszedł zarośnięty chwastami dziedziniec. Dziesiątki krzewów różanych, niegdyś starannie pielęgnowanych i przycinanych, rozpościerały teraz swe kolczaste wici we wszystkich kierunkach i płożyły się w bezkwietnych kłębowiskach.
Bruno zapuścił się do wnętrza zbudowanego bez jednolitego planu wiktoriańskiego dworu i przeszukiwał zapleśniałe, pokryte kurzem, oplecione pajęczynami pokoje, cuchnące pleśnią, która przeżerała zasłony i dywany. Dom był zapchany antycznymi meblami i szkłem artystycznym, figurkami i mnóstwem innych rzeczy, ale nie krył w sobie żadnego zła. Tej kobiety też tutaj nie było.
Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Nie wprowadziła się, nie opanowała domu podczas jego nieobecności. To było dobrze. Czuł ulgę z tego powodu. Ale z drugiej strony – gdzie ona jest, u diabła?
Zamęt pogłębiał się w nim gwałtownie. Jego zdolność rozumowania zaczęła go zawodzić wiele godzin temu, ale teraz nie mógł już też polegać na swoich pięciu zmysłach. Czasami myślał, że słyszy jakieś głosy i tropił je po całym domu tylko po to, by uświadomić sobie, że słyszał własne mamrotanie. Czasami pleśń nie pachniała zupełnie jak pleśń, tylko jak ulubione perfumy jego matki; ale chwilę później pachniała znowu jak pleśń. A kiedy spojrzał na znajome obrazy, które wisiały na tych ścianach od jego dzieciństwa, nie był w stanie określić, co przedstawiają; kształty i kolory nie różniły się między sobą, a jego wzrok zawodziły nawet najprostsze wizje. Stał przed jednym, wiedząc, że to krajobraz przedstawiający drzewa i dzikie kwiaty, ale nie mógł tego tam wypatrzeć; pamiętał tylko, że to tam było; teraz widział tylko maźnięcia, urywane linie, plamy, nic nie znaczące kształty.
Starał się nie popadać w panikę. Tłumaczył sobie, że ten dziwaczny chaos i brak orientacji to jedynie skutki tego, że nie spał całą noc. Przejechał długą drogę w krótkim czasie i naturalnie musiał być zmęczony. Miał ciężkie powieki, oczy piekące, zaczerwienione i zaognione. Wszystko go bolało i zesztywniał mu kark. Potrzeba mu było tylko snu. Kiedy się obudzi, w głowie mu się przejaśni. Powiedział to sobie i musiał w to uwierzyć.
Ponieważ przeszukiwał cały dom od dołu do góry, doszedł aż do poddasza, na którym był urządzony wielki pokój ze spadzistym sufitem. W nim spędził większą część swego życia. W bladym połysku latarki zobaczył łóżko, na którym sypiał przez te lata, kiedy mieszkał w tej rezydencji.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szepty»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szepty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szepty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.