Ian Fleming - Goldfinger

Здесь есть возможность читать онлайн «Ian Fleming - Goldfinger» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Goldfinger: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goldfinger»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Auric Goldfinger: okrutny, inteligentny, frustrująco ostrożny. Oszust w kanaście i krętacz na dużą skalę w życiu codziennym. Takich ludzi James Bond nienawidzi najbardziej. Dobrze się więc składa, że to właśnie Bond otrzymał zbadanie tego co Goldfinger, najbogatszy człowiek w kraju, zamierza zrobić ze swoimi nieuczciwymi zyskami, oraz co łączy go ze Smiersz – ultratajną sowiecką organizacją bezlitośnie likwidujących obcych agentów. 007 odkrywa, że Goldfinger ma niezwykle ambitne i groźne plany: wśród nich są największa kradzież złota w historii oraz masowe morderstwo…

Goldfinger — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goldfinger», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Czy mogę prosić o pańską kartę zdrowia, panie Bond? – zapytał uprzejmie urzędnik.

Agent wyjął dokument z paszportu i wręczył go tamtemu. Urzędnik obejrzał ją dokładnie i powiedział.

– Bardzo mi przykro, panie Bond, ale w Gander zanotowano przypadek tyfusu i tamtejsze władze nalegają, żeby zaszczepić wszystkich pasażerów lecących tranzytem. To znaczy tylko tych, którzy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie byli szczepieni. Pan nie był. To niezmiernie irytujące, sir, zdaję sobie z tego sprawę, ale ci z Gander są okropnie przeczuleni na tym punkcie. Szkoda, że wieje zbyt silny wiatr czołowy i że nie udało się nam zorganizować lotu non stop. Bardzo pana przepraszamy.

Bond nienawidził szczepień.

– Posłuchaj no pan – rzucił rozeźlony. – Cały jestem naszpikowany różnymi świństwami. Od dwudziestu lat nic innego nie robię tylko faszeruję się to tym, to tamtym! – Rozejrzał się wkoło. W pobliżu wyjścia dla pasażerów BOAC było podejrzanie pusto. – A co z innymi? – spytał. – Gdzie inni pasażerowie?

– Wszyscy się zgodzili, proszę pana. Właśnie się szczepią. Nie zabierze to panu dużo czasu. Pozwoli pan tędy.

Bond wzruszył niecierpliwie ramionami i ruszył za urzędnikiem. Wszedł za ladę, przekroczył próg otwartych drzwi i znalazł się w biurze kierownika oddziału BOAC na lotnisku Idlewild. Zastał tam lekarza w masce zasłaniającej pół twarzy. Ubrany na biało, trzymał już w ręku przygotowaną strzykawkę.

– Ostatni klient? – spytał urzędnika z BOAC.

– Tak, panie doktorze.

– Dobra. Proszę zdjąć marynarkę i podwinąć lewy rękaw. Strasznie wrażliwi są ci z Gander, prawda?

– Cholernie – zgodził się Bond. – Czego oni się tak boją? Że im zawleczemy jakąś dżumę, czy co?

Ostry zapach spirytusu, ukłucie igły.

– Dzięki – burknął Bond. Opuścił rękaw i sięgnął po marynarkę wiszącą na oparciu krzesła. Sięgnął raz – ręka przeszła obok. Sięgnął drugi raz – ręka znów przeszła obok. Sięgnął jeszcze raz i jeszcze raz, wciąż chybiając, aż ręka powędrowała w dół, głęboko, coraz głębiej w dół, ku podłodze. Jego ciało runęło w ślad za nią.

***

W kabinie paliły się wszystkie światła. Pasażerów nie było chyba zbyt wielu. Tak mu się przynajmniej zdawało. To dlaczego u licha musiał siąść z facetem, który rozwalał się jak wieprz, kładąc łapę na podpórce dzielącej fotele?! Chciał wstać i przesiąść się na inne miejsce. Ogarnęły go mdłości. Zamknął oczy i odczekał chwilę. Co się dzieje?! Nigdy w samolocie nie chorował! Czuł, jak z czoła ścieka mu pot. Chusteczka, gdzie chusteczka? Trzeba otrzeć twarz. Otworzył oczy i spojrzał na swoje ręce. Były przywiązane w nadgarstkach do fotela. Co jest grane!? Dostał zastrzyk i zasłabł? Stracił przytomność? Wpadł w szał?! Co do diabła to wszystko znaczy?! Zerknął w prawo i wytrzeszczył z przerażenia oczy. Po prawej stronie siedział Złota Rączka! Złota Rączka! Upiorny Koreańczyk w mundurze linii lotniczych BOAC!

Koreańczyk spojrzał na niego bez zbytniego zainteresowania i sięgnął do przycisku dzwonka. Za przepierzeniem pentry rozległo się miłe dla ucha, harmoniczne bim-bom. Obok fotela usłyszał szelest materiału. Podniósł wzrok. Stała przy nim Pussy Galore! Przyczesana, schludna Pussy Galore w niebieskim mundurku stewardesy BOAC!

– Cześć, przystojniaczku – powiedziała i posłała mu głębokie, badawcze spojrzenie, które doskonale znał, znał od tak dawna… Właśnie, od jak dawna…? Od wieków, od czasów poprzedniego wcielenia.

– Chryste, co się tu dzieje? – spytał, doprowadzony niemal do rozpaczy. – Skąd się tu wzięliście?! Co tu robicie?!

– Jemy kawior i popijamy szampana – odrzekła wesoło. – Dwadzieścia tysięcy stóp nad ziemią wy, Anglicy, rzeczywiście żyjecie jak książęta. Ani śladu brukselki, a jeśli jest gdzieś tu herbata, to ja jej nie mogę znaleźć. A teraz spokojnie, przystojniaczku. Wujaszek chce z tobą gadać. – Kręcąc biodrami, odeszła niespiesznie i zniknęła za drzwiami kabiny.

Po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Bonda już nic nie mogło zdziwić. W progu stanął… Goldfinger w trochę zbyt obszernym mundurze kapitana linii BOAC. Włożył czapkę na czubek głowy, zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę agenta.

– I cóż, panie Bond… – Spoglądał na niego ponuro. – Widać los każe nam rozegrać tę grę do końca. Ale tym razem nie wyciągnie pan karty z rękawa! Ha! – szczeknął ni to ze złością, ni z szacunkiem, ni ze stoickim opanowaniem. – O tak, bezwzględnie, okazałeś się pan czarną owcą w moim stadzie. – Pokręcił wielką głową. – Dlaczegóż darowałem panu życie! Dlaczego nie rozgniotłem pana jak pluskwy! Tak, przydaliście się mi, pan i ta dziewczyna. Co do tego się nie myliłem. Ale szaleństwem było podejmowanie takiego ryzyka! Szaleństwem! – Zniżył gwałtownie głos, zaczął mówić wolniej. – Niech pan powie, panie Bond, jak pan tego dokonał? Jak nawiązał pan z nimi kontakt?

– Pogadamy, Goldfinger, zgoda, pogadamy – odparł agent tym samym tonem. – Zdradzę panu coś niecoś. Ale przedtem odwiąż mnie pan od fotela, skombinuj pan butelkę bourbona, lód, wodę sodową i paczkę chesterfieldów. Potem odpowiesz pan na kilka moich pytań i wówczas zdecyduję, co panu sprzedać. Jak sam pan zauważył, moja sytuacja jest kiepska, dlatego nie mam nic do stracenia. Jeśli chcesz coś ze mnie wyciągnąć, ja będę stawiał warunki.

Goldfinger przyglądał mu się z poważną twarzą.

– Zgadzam się. Mam szacunek dla pańskich zdolności, szanuję pana jako przeciwnika, dlatego swoją ostatnią podróż odbędzie pan w komfortowych warunkach. Złota Rączko – rozkazał ostro – zadzwoń po pannę Galore i rozwiąż mu ręce. Usiądź w fotelu przed nim. Z tyłu samolotu nie jest groźny, ale pod żadnym pozorem nie może zbliżyć się do kabiny. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zabij go, natychmiast. Wolałbym jednak dowieźć go do celu naszej podróży żywcem. Zrozumiałeś?

– Tkchsrr.

Pięć minut później Bond dostał to, czego sobie życzył. Opuszczono przed nim stolik, a na nim zjawiła się whisky i papierosy.

Nalał sobie mocnego bourbona. Goldfinger usadowił się po drugiej stronie przejścia i cierpliwie czekał. Agent podniósł szklaneczkę i wysączył z niej nieco trunku. Zamierzał właśnie pociągnąć solidny łyk, gdy wtem coś przykuło jego uwagę. Postawił delikatnie szklankę tak, żeby cienka papierowa serwetka służąca za podstawkę nie odkleiła się od jej dna. Zapalił papierosa, znów wziął do ręki drinka, wyjął kostki lodu i wrzucił je do pojemnika. Potem opróżnił szklaneczkę prawie do końca i dopiero teraz, przez grube szkło, był w stanie odczytać słowa napisane na serwetce. „Jestem po twojej stronie. XXX.P.” Bond ostrożnie odstawił szklankę na miejsce. Odwrócił się do Goldfingera i rozsiadł wygodniej.

– Zaczynajmy więc – powiedział. – Po pierwsze, co pan zamierza zrobić? Po drugie, jak zdobyliście ten samolot? Po trzecie, jakim lecimy kursem?

Goldfinger założył nogę na nogę. Odwrócił wzrok i przesunął oczami po rzędach pustych foteli.

– Załadowałem się na trzy ciężarówki, ruszyłem przez Amerykę i zatrzymałem się dopiero w pobliżu Cape Hatteras – odpowiedział lekkim, konwersacyjnym tonem. – Jedna ciężarówka wiozła moje złoto, dwie pozostałe rezerwowych kierowców, paru Koreańczyków i tych gangsterów. Nikt z nich nie był mi potrzebny. Nikt oprócz Pussy Galore. Dlatego zatrzymałem tylko najniezbędniejszych. Pozostałym wypłaciłem spore sumki i pozbyłem się wszystkich, wyrzucając ich osobno wzdłuż trasy. Na wybrzeżu, w odludnym miejscu, odbyłem z tymi czterema bandytami małą konferencję. Pannę Galore zatrzymałem pod jakimś pretekstem przy ciężarówkach. Zastrzeliłem całą czwórkę w ulubiony przeze mnie sposób – każdemu po kulce w łeb. Wróciłem do konwoju i wyjaśniłem, że szefowie gangów wybrali pieniądze i że postanowili uciekać na własną rękę. Zostało mi tylko sześciu ludzi, dziewczyna i moje złoto. Wynająłem samolot i polecieliśmy do Newark w New Jersey. Obsłudze powiedziałem, że skrzynie ze złotem zawierają ołów do produkcji klisz rentgenowskich. Z Newark udałem się pod pewien adres w Nowym Jorku, skąd odbyłem rozmowę radiową z Moskwą. Wyjaśniłem im przyczyny niepowodzenia operacji WIELKI SZLEM i wspomniałem przy okazji pańskie nazwisko. – Goldfinger urwał i spojrzał twardo na Bonda. – Moi przyjaciele, których, jak przypuszczam, pan zna, wybrali dla swej organizacji dość wymowną nazwę – SMIERSZ. Oczywiście skojarzyli sobie pana nazwisko i uświadomili mnie, kim pan jest. Wówczas od razu zrozumiałem wiele rzeczy, których przedtem zrozumieć nie mogłem. Moi przyjaciele powiedzieli mi, że chętnie by pana przesłuchali. Rozważyłem to sobie i szybko obmyśliłem plan, który, jak pan widzi, udało mi się zrealizować. Podając się za pańskiego dobrego znajomego, bez trudności dowiedziałem się, na jaki lot ma pan rezerwację. Trzech z moich ludzi latało niegdyś w Luftwaffe. Zapewnili mnie, że prowadzenie takiej maszyny nie nastręczy im żadnych kłopotów. Reszta to już detale. Wyrachowany blef, podszywanie się pod odpowiednich ludzi, niezbędna dawka przemocy fizycznej i cały personel BOAC na lotnisku Idlewild, tudzież wszyscy pasażerowie oraz załoga, otrzymał konieczne zastrzyki. Właśnie w tej chwili się po nich budzą. Przebraliśmy się w mundury nieprzytomnych pilotów, złoto załadowano na pokład, uśpiliśmy pana i wynieśliśmy na noszach. O regulaminowym czasie nowa załoga BOAC, łącznie ze stewardesą, weszła do samolotu, no i lecimy. – Goldfinger urwał i machnął niecierpliwie ręką. – Jak najbardziej, mieliśmy małe trudności. Kazali nam „kołować Alfą na czwórkę” i tylko dzięki temu, że toczyliśmy się za jakąś maszyną linii KLM, udało nam się z tego wykaraskać. Manewr kołowania na lotnisku w Idlewild nie jest sprawą prostą i brano nas pewnie za niedoświadczone łamagi. Ale, panie Bond, pewność siebie, mocne nerwy, bezczelność i umiejętność rozstawiania ludzi po kątach bez trudności przełamią wahania wszelkich urzędasów, zwłaszcza tych mniejszego kalibru. Od radiooperatora wiem, że niedawno rozpoczęto akcję poszukiwawczą. Usiłowali nas rozgryźć, jeszcze zanim opuściliśmy strefę VHF nad Nantucet. Potem zainteresował się nami system wczesnego ostrzegania i namierzyli nas falami radiowymi o wysokiej częstotliwości. Lecz to bez znaczenia. Mamy dość paliwa. Moskwa załatwiła nam już swobodny przelot do Berlina Wschodniego, do Kijowa lub Murmańska. Kurs wybierzemy zależnie od warunków pogodowych. Nie powinno być żadnych kłopotów. Jeśli będą, zawsze coś tam wymyślę i pogadam z nimi przez radio. Nikt nie zestrzeli chyba cennego samolotu linii lotniczych BOAC! Sprzyjać nam będzie zamęt, chaos i brak możliwości stuprocentowej identyfikacji, panie Bond. A kiedy przekroczymy granice obszaru powietrznego Związku Radzieckiego, znikniemy rzecz jasna bez najmniejszego śladu. Od chwili gdy poznał szczegóły operacji WIELKI SZLEM, Bond wierzył w najbardziej fantastyczne, najmniej możliwe z możliwych do wykonania planów, które obmyślał złotnik. Uprowadzenie Stratocruisera w opisany przez Goldfingera sposób graniczyło z niedorzecznością, lecz czyż mniej niedorzeczne były sposoby, w jakie przemycał złoto? Czyż mniej absurdalną metodą nabył głowicę jądrową? Kiedy się te wszystkie plany analizowało, kiedy traktowało się je jak ćwiczenie z logiki, dostrzec w nich było można coś bajkowo niezwykłego, zobaczyć rękę geniusza. Przejrzał za to ich ogrom i rozmach. Nawet tak drobne oszustwo jak wymanewrowanie Du Ponta na Florydzie – jakże kapitalnie pomyślane! Nie ulegało wątpliwości – Goldfinger był artystą, profesorem w katedrze zbrodni, naukowcem na swym polu tak wielkim, jak wielkimi byli Cellini czy Einstein na swoim.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Goldfinger»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goldfinger» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Goldfinger»

Обсуждение, отзывы о книге «Goldfinger» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x