Ian Fleming - Goldfinger

Здесь есть возможность читать онлайн «Ian Fleming - Goldfinger» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Goldfinger: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goldfinger»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Auric Goldfinger: okrutny, inteligentny, frustrująco ostrożny. Oszust w kanaście i krętacz na dużą skalę w życiu codziennym. Takich ludzi James Bond nienawidzi najbardziej. Dobrze się więc składa, że to właśnie Bond otrzymał zbadanie tego co Goldfinger, najbogatszy człowiek w kraju, zamierza zrobić ze swoimi nieuczciwymi zyskami, oraz co łączy go ze Smiersz – ultratajną sowiecką organizacją bezlitośnie likwidujących obcych agentów. 007 odkrywa, że Goldfinger ma niezwykle ambitne i groźne plany: wśród nich są największa kradzież złota w historii oraz masowe morderstwo…

Goldfinger — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goldfinger», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W ogłuszającą kanonadę strzałów przy stacji wdarł się naraz gwizd lokomotywy. Zagwizdała trzykrotnie. Złota Rączka wycharczał coś zjadliwie i skoczył. Bond rzucił się szczupakiem w bok, lecz oberwał czymś w ramię i potoczył się jak szmaciana kukła. Teraz, myślał leżąc na ziemi, teraz mnie wykończy jak nic! Zebrał się w sobie, stanął chwiejnie, wtulając głowę w ramiona, żeby zneutralizować cios. Ale cios nie padł i agent patrzył w oszołomieniu, jak Koreańczyk sadzi wielkimi susami w stronę lokomotywy.

Lokomotywa Goldfingera była już w ruchu. Złota Rączka zrównał się z nią i skoczył. Przez chwilę zwisał wczepiony szponami w drzwi, podczas gdy jego nogi szukały oparcia. Wreszcie wciągnął się na schodki i zniknął w środku. Ogromne, aerodynamiczne cielsko maszyny zaczynało nabierać szybkości.

Drzwi do biura zawiadowcy otworzyły się z trzaskiem. Bond usłyszał tupot biegnących szybko stóp i krzyk: „Santiago!” St James, okrzyk bojowy Corteza, który Leiter przypisał kiedyś żartobliwie Bondowi!

Agent odwrócił się. Płowowłosy Teksańczyk ubrany w panterkę oddziałów Marines pamiętającą jeszcze czasy wojny gnał ku niemu na czele dwunastu ludzi odzianych w polowe mundury koloru khaki. Stalowym hakiem, którego używał zamiast dłoni, dźwigał bezodrzutową bazookę. Bond wybiegł mu naprzeciw.

– Zostaw mojego lisa, skurczybyku! – zawołał. – Dawaj to!

– Wyrwał bazookę z rąk Leitera i rzucił się na ziemię, szeroko rozkładając nogi. Lokomotywa Goldfingera znajdowała się dwieście jardów dalej, zaraz miała wjechać na wiadukt nad Dixie Highway.

– Uwaga z tyłu! Odsunąć się! – krzyknął Bond, żeby nikt nie nadział się na płomień odrzutu. Trzasnął bezpiecznikiem i starannie wymierzył broń. Strzał. Bazooka drgnęła lekko, gdy dziesięciofuntowy pocisk przeciwpancerny opuścił lufę. Zaraz potem zobaczyli błysk i obłoczek niebieskawego dymu, który wykwitł z tyłu uciekającej lokomotywy. Posypało się trochę szczątków rozłupanej blachy, maszyna minęła wiadukt i zniknęła za zakrętem.

– Całkiem nieźle jak na świeżego rekruta! – skonstatował Leiter. – Rozwaliłeś mu pewnie zadni silnik, ale te cholery mają drugi z przodu. Pociągnie dalej na jednym.

Bond wstał i uśmiechnął się ciepło, patrząc Leiterowi w jego ciemnoszare, drapieżne oczy.

– Ty ofermo nieuleczalna! – rzekł uszczypliwie. – Dlaczego nie zablokowałeś tamtej linii?

– Słuchaj, palancie. Jak masz jakieś zażalenia, to wal z tym do samego prezydenta. Prezydent dowodzi tą operacją osobiście i idzie mu to jak po maśle. Gdzieś tam nad nami wisi samolot zwiadowczy, kapujesz? Przyuważą lokomotywę i jeszcze przed południem twój Goldzi-śmoldzi będzie kiblował. Skąd u diabła miałem wiedzieć, że ten sukinsyn nie ruszy się z pociągu? – Zmienił temat i wyrżnął Bonda między łopatki. – Kurde, cieszę się, że cię widzę, stary! Mnie i moich ludzi wyznaczyli do twojej ochrony, kapujesz! Latamy w kółko, szukamy Bonda, a w nagrodę za nasze trudy raz po raz ktoś do nas wali – to tamci, to nasi. Prawda, chłopaki?

Żołnierze roześmieli się.

– Ta jes, panie kapitanie.

Bond popatrzył z tkliwością na Teksańczyka, z którym dzielił trudy tylu przygód.

– Bóg ci zapłać, Felix – rzekł poważnie. – Jeśli chodzi o ratowanie mojego życia, zawsze byłeś niezastąpiony. Tym razem ledwo się wyrobiłeś. Jeszcze trochę i… Boję się, że Tilly Masterton nikt już nie pomoże. – Ruszył wzdłuż pociągu. Krok za nim szedł Leiter. Tilly leżała dokładnie tam, gdzie osunęła się po ciosie Koreańczyka. Bond ukląkł przy jej drobnym ciele. Rzucił okiem na głowę. Odchylała się nienaturalnie w bok, jak głowa lalki, której skręcono kark. Sprawdził puls. Wstał. – Biedna, głupiutka kretynka – powiedział cicho. – Tak nie lubiła mężczyzn… – Spojrzał na Leitera. – Felix, wyciągnąłbym ją z tego, gdyby mnie tylko posłuchała – usprawiedliwił się.

Leiter nic nie zrozumiał. Położył rękę na ramieniu Bonda.

– Jasne, jasne. Nie przejmuj się, stary… – Odwrócił się do swoich ludzi. – Dwóch do mnie. Weźcie dziewczynę i zanieście ją do biura, tam. O’Brien, ty leć po karetkę. Jak już ją ściągniesz, wpadnij na stanowisko dowodzenia i złóż raport. Powiedz, że mamy kapitana Bonda i że zaraz tam będziemy.

Agent stał i patrzył na to, co było kiedyś Tilly Masterton. Kupa ubrania, ciało bez lokatora… Patrzył i widział bystrą, dumną dziewczynę w chusteczce w groszki pędzącą swoim triumphem. Tilly już nie ma.

Wysoko nad jego głową piął się w niebo mały, wirujący punkcik. Zastygł w bezruchu na szczycie paraboli i eksplodował z ostrym hukiem. Ogłoszono zawieszenie broni.

22. Ostatni podstęp

Dwa dni później Felix Leiter gnał na złamanie karku czarnym studibuickiem po moście Triborough, manewrując między sunącymi leniwie samochodami. Do odlotu mieli mnóstwo czasu – agent leciał wieczornym serwisem Monarch linii BOAC do Londynu – ale Leiter chciał za wszelką cenę udowodnić Bondowi, że amerykańskie wozy są, wbrew temu, co Bond o nich myślał, znakomite.

Stalowym hakiem wystającym z prawego ramienia zredukował do dwójki i niziutki, czarny studillac wyprysnął do przodu, kierując się w wąską lukę między jakąś ogromną chłodnią a pełznącym wolno oldsmobilem, którego tylna szyba zalepiona była niemal całkowicie naklejkami z wakacji.

Siła odśrodkowa wytworzona przez trzystukonny silnik wgniotła Bonda w fotel i zacisnęła mu szczęki. Kiedy cudem udało się im wjechać w wypatrzoną lukę i kiedy umilkło za nimi wściekłe trąbienie, Bond powiedział:

– Mój drogi, najwyższy czas, żebyś skończył wreszcie z tymi zabawkami i kupił sobie coś szybkiego. Chcesz jeździć prędko? Oczywiście, a takie pyrkanie tylko cię postarza. Któregoś dnia zaczniesz powoli kitować. Bezruch zabija.

Leiter roześmiał się.

– Widzisz to zielone światło przed nami? Założysz się, że zdążę je przeskoczyć? – Wóz wystrzelił do przodu jak z katapulty i w życiorysie Bonda pojawiła się kilkunastosekundowa luka wypełniona jedynie niejasnym uczuciem szybowania w powietrzu, mglistym obrazem ściany samochodów, rozstępującej się przed oszalałą kakofonią trój tonowego sygnału studillaca i widokiem strzałki szybkościomierza oscylującej w pobliżu dziewięćdziesiątki. Potem wróciła mu pełna świadomość i oto skrzyżowanie było już za nimi, a wóz Leitera sunął spokojnie środkowym pasem jezdni.

– Natkniesz się, bracie, na gliniarza-formalistę i twoja pinkertonowska legitymacja guzik ci pomoże – odezwał się Bond opanowanym głosem. – Rozumiesz, przymkną cię nie za to, że tak się wleczesz, tylko za to, że blokujesz ruch. Wiesz, jaki wóz by ci się nadał? Piękny, stary rolls Silver Ghost z wielkimi oknami, żebyś mógł sobie podziwiać widoczki podczas wycieczki na wieś. – Gestem ręki wskazał cmentarzysko starych samochodów, które mijali po prawej. – Wyciągniesz maksymalnie pięćdziesiątkę, kapujesz? Wciśniesz hamulec, a to cudo stanie ci w miejscu; a może się nawet w biegu cofnie. Sygnał, bracie, na gumową gruszkę. Cacko. Pasuje jak znalazł do twego siedzącego trybu życia. I chyba będą takiego rollsa niedługo sprzedawali – wóz Goldfingera. A tak przy okazji, co się u diabła z nim stało? Nie macie go jeszcze?

Leiter spojrzał na zegarek i zjechał na lewy pas. Zmniejszył prędkość do czterdziestki i przyznał poważnie:

– Prawdę mówiąc, trochę się tym wszystkim martwimy, James.

Gazety wyżywają się na nas jak cholera. No, może nie na nas, głównie na łebkach Hoovera. Najpierw się przychrzaniali, bo wkurzały ich te wszystkie środki bezpieczeństwa, jakie przedsięwzięliśmy w związku z twoją osobą. Ale, kurde, przecież nie mogliśmy wszem i wobec rozgłosić, że taki jeden facet w Londynie, niejaki M., piekielnie na to nalegał, nie? No i się mszczą. A że to niby ruszamy się jak muchy w smole, a że to, że tamto. – Głos mu sposępniał, skruszał. – Prawda jest taka, James, że nie mamy pojęcia, co jest grane. Znaleźli lokomotywę. Okazało się, że Goldfinger ustawił urządzenia sterujące w ten sposób, że maszyna turlała się cały czas trzydziestką. Gdzieś na trasie po prostu wyskoczył. On, Koreańczycy, ta Pussy Galore i czterech bandziorów, bo ci też jakby pod ziemię się zapadli. Jasne, znaleźliśmy jego ciężarówki, cały konwój. Stały przy autostradzie, na wschód od Elizabethwille. Wszystkich kierowców wcięło, kapujesz? Najpierw rozproszyli się po okolicy tak samo jak silna paczka Goldfingera. Nie dotarli do tego rosyjskiego krążownika w Norfolk, nie. Obstawiliśmy okręt tajniakami, a ci donieśli, że Swierdłowsk odpłynął o czasie i że na pokład nie wszedł nikt obcy. Nawet kot się nie wślizgnął do tych magazynów nad East River, gdzie cię trzymali, nikt też nie pojawił się w Idlewild, nikt nie zawitał ani na granicę meksykańską, ani kanadyjską. Założę się o cały mój szmal, że Jed Midnight zdołał przemycić ich jakoś na Kubę. Jeśli załadowali się na dwie, trzy ciężarówki z konwoju i pędzili na złamanie karku, mogli dotrzeć następnego dnia rankiem na Florydę, bo ja wiem, do Daytona Beach na przykład. A Midnight ma tam cholernie zgraną pakę. Straż nabrzeżna i siły lotnicze włączyły do akcji cały sprzęt pływający i latający, kapujesz, ale dalej nic. Z drugiej strony patrząc, mogli przywarować gdzieś za dnia i nocą dać nogę na Kubę, nie? Wszyscy się martwią, James, i żadna pociecha w tym, że prezydenta regularnie trafia szlag.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Goldfinger»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goldfinger» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Goldfinger»

Обсуждение, отзывы о книге «Goldfinger» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x