– Jak chcesz to zrobić?
– Nie mam zielonego pojęcia.
– I spodziewasz się, że na to pójdę, tak?
– Dlaczegóż by nie? Masz jakieś inne propozycje? Ściągnęła usta, stawiając jeszcze opór.
– A niby dlaczego miałabym robić, co mi każesz? Bond westchnął.
– Słuchaj, nie ma sensu się stawiać. Albo się na to piszesz, albo po śniadaniu cię zabiją. Wybór należy do ciebie.
Wykrzywiła ze wstrętem usta i ruszyła ramionami.
– No dobrze już, dobrze. – Nagle jej oczy rozbłysnęły gniewem. – Tylko nie waż się mnie tknąć, bo cię zabiję.
Z pokoju Bonda dobiegł szczęk otwieranego zamka. Agent spojrzał łagodnie na Tilly Masterton.
– Proponujesz grę wartą świeczki, Tilly – odrzekł. – Ale nie martw się, nie będę w nią grał. – Odwrócił się i wyszedł.
Minął go jeden z Koreańczyków ze śniadaniem dla dziewczyny. Inny Koreańczyk wniósł do pokoju Bonda małe biureczko, krzesło i przenośnego remingtona. Ustawił wszystko w rogu pomieszczenia, z dala od łóżka. W progu sterczał Złota Rączka. Trzymał w łapie kartkę papieru. Agent podszedł do niego.
Był to arkusz papieru kancelaryjnego, a na nim wskazówki do pracy. Pismo było bardzo wyraźne, staranne, czytelne i bez żadnych cech wyróżniających charakter pisma. Notatka wyglądała tak: Przygotować dziesięć kopii poniższego porządku dziennego Zebranie odbywa się pod przewodnictwem pana Golda.
Sekretarze: J. Bond
Panna Tilly Masterton
Obecni
Helmut M. Springer Szkarłatny Gang. Detroit
Jed Midnigh Syndykat Cieni. Miami i
Hawana
Billy (Wyszczerzona Gęba) Ring Maszyna. Chicago
Jack Strap Gang Braci Spang. Las Vegas
Pan Solo Związek Sycylijczyków
Panna Pussy Galore Miłośniczki Cementu. Harlem.
Nowy Jork
Agenda
OPERACJA POD KRYPTONIMEM WIELKI SZLEM.
(Bufet)
Na końcu widniał dopisek: Panna Masterton i pan zostaniecie sprowadzeni o 2.20. Oboje bądźcie przygotowani do sporządzania notatek. Obowiązują stroje wieczorowe.
Koreańczycy wyszli. Bond uśmiechnął się. Usiadł za biurkiem, włożył papier i kalkę do maszyny i zaczął pisać. Przynajmniej pokażę dziewczynie, że całą sprawę traktuję poważnie. Rany, co za towarzystwo! Nawet Mafia macza w tym palce! Jak Goldfinger ich tutaj ściągnął? I kto to jest panna Pussy Galore?!
Do drugiej skończył wszystko. Poszedł do pokoju Tilly i wręczył jej kopie wraz z notatnikiem do stenografowania i ołówkami. Przeczytał jej też notatkę od Goldfingera.
– Lepiej wbij te nazwiska do głowy. Najpewniej nie trudno będzie je skojarzyć z twarzami. Zawsze możemy zapytać, jeśli gdzieś utkniemy. Idę się przebrać. – Uśmiechnął się do niej. – Zostało dwadzieścia minut.
Skinęła głową.
***
Idąc korytarzem za Złotą Rączką, Bond słyszał odgłosy płynące od rzeki – chlupotanie wody omywającej pale pod magazynem, długi, żałobny ryk syreny promu wzywający inne statki do usunięcia się z drogi, odległe dudnienie motorów. Gdzieś pod jego stopami ryknął silnik ciężarówki. Nabrał obrotów i ciężarówka odjechała z warkotem przypuszczalnie w stronę West Side Highway. Muszą znajdować się na szczytowej kondygnacji długiego, dwupiętrowego budynku. Szara farba w korytarzu pachniała świeżością. Nie zauważył tu drzwi wiodących na boki. Światło padało z kulistych kloszy pod sufitem. Doszli do końca korytarza. Złota Rączka zapukał. Usłyszał szczęk zamka typu Yale, odgłos towarzyszący otwieraniu dwóch rygli, a potem przekroczyli próg i znaleźli się w dużym, zalanym słońcem pomieszczeniu. Pomieszczenie usytuowane było na skraju magazynu tak, że w wielkim, panoramicznym oknie zajmującym niemal całą przeciwległą ścianę Bond ujrzał rzekę i daleki gąszcz zabudowań Jersey City. Na spotkanie pokój przyozdobiono. Goldfinger siedział tyłem do okna za wielkim, okrągłym stołem nakrytym zielonym rypsem, na którym stały karafki z wodą, leżały żółte notatki i ołówki. Wkoło agent naliczył dziewięć wygodnych foteli. Na notatnikach spoczywających przed sześcioma z nich znajdowały się małe, podłużne paczuszki owinięte w biały papier zapieczętowany pieczęcią z czerwonego wosku. Na prawo, przy ścianie, pysznił się długi stół bufetowy uginający się od jedzenia, sreber i ciętego szkła. W srebrnych pojemnikach z lodem stał szampan, dalej rząd innych butelek. Pośród różnorakich przysmaków Bond dostrzegł dwie okrągłe pięciofuntowe puszki rosyjskiego kawioru i kilkanaście terynek z foie gras. Na ścianie naprzeciwko wisiała tablica, pod nią stał stół, a na nim leżały jakieś papiery i duże, podłużne pudło.
Goldfinger patrzył na nich, kiedy szli w jego stronę po grubym dywanie koloru czerwonego wina. Gestem wskazał fotel dla Tilly po jego lewej ręce i dla Bonda po prawej. Usiedli.
– Zrobione? – zapytał. Wziął kopie porządku dziennego zebrania, rzucił okiem na oryginał, zwrócił plik dziewczynie, po czym kolistym ruchem dłoni powiedział jej, co ma robić. Tilly wstała i rozłożyła dokumenty na stole. Goldfinger wsunął rękę pod stół i nacisnął ukryty przycisk dzwonka. W głębi pokoju otworzyły się drzwi, wszedł jeden z Koreańczyków i zamarł w progu. – Wszystko gotowe? – Tamten skinął głową. – Zrozumiałeś polecenie? Nikt spoza listy nie ma prawa wejść do tego pokoju, tak? Dobrze. Niektórzy z nich, a najprawdopodobniej wszyscy, przyjdą tu z obstawą. Obstawa zostanie w poczekalni. Dopilnuj, żeby niczego im nie brakowało. Są tam karty i kości? Złota Rączko. – Złotnik zerknął na Koreańczyka sterczącego za krzesłem Bonda. – Zajmij swoje miejsce. Sygnał? – Złota Rączka uniósł dwa palce. – Zgadza się. Dwa dzwonki. Idź. Dopilnuj, żeby ludzie sumiennie wywiązywali się z obowiązków.
– Ilu ludzi pan ma? – spytał obojętnie Bond.
– Dwudziestu. Dziesięciu Koreańczyków i dziesięciu Niemców. Są znakomici, sam ich dobierałem. W tym budynku dużo się w tej chwili dzieje. Jak pod pokładem łodzi podwodnej… – Rozpostarł dłonie na stole wnętrzem do blatu. – Teraz wasze obowiązki. Panno Masterton, zechce pani stenografować wszelkie kwestie natury praktycznej, jakie mogą wyniknąć w czasie dyskusji. Proszę zapisywać wszystko, co będzie wymagało mojej interwencji.
Niech pani daruje sobie zapis ewentualnych sprzeczek i pustej gadaniny. Jasne?
Agent zauważył z zadowoleniem, że Tilly Masterton sprawia wrażenie sekretarki pogodnej i sumiennej.
– Jak najbardziej – skinęła głową, pełna animuszu.
– Panie Bond, interesować mnie będzie pańska opinia na temat uczestników spotkania. Dużo o nich wiem. Na własnych terenach zachowują się jak udzielni książęta. Przyjdą tu tylko dlatego, że ich przekupiłem. Nic o mnie nie słyszeli, a ja muszę ich przekonać, że wiem, co mówię, i że poprowadzę ich do sukcesu. Chciwość załatwi resztę. Tak, pewnie znajdzie się wśród nich ktoś taki, kto zechce się wycofać. Zdradzi się z tym, przedsięwziąłem więc na wszelki wypadek środki ostrożności. Ale kilku może mieć wątpliwości. W czasie zebrania zechce pan dyskretnie robić notatki na programie porządku dziennego. Ot tak, od niechcenia, proszę plusem lub minusem przy odpowiednim nazwisku zaznaczyć, który z nich według pana popiera mój zamysł, a który jest mu przeciwny. Będę widział, jakie znaczki pan stawia, i pańskie spostrzeżenia mogą mi się niezwykle przydać. I proszę nie zapomnieć, że wystarczy tylko, jeśli jeden z nich okaże się zdrajcą, czy zechce się wycofać i albo bardzo szybko pójdziemy do piachu, albo do więzienia – z dożywotnimi wyrokami.
Читать дальше