Ian Fleming - Goldfinger

Здесь есть возможность читать онлайн «Ian Fleming - Goldfinger» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Goldfinger: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goldfinger»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Auric Goldfinger: okrutny, inteligentny, frustrująco ostrożny. Oszust w kanaście i krętacz na dużą skalę w życiu codziennym. Takich ludzi James Bond nienawidzi najbardziej. Dobrze się więc składa, że to właśnie Bond otrzymał zbadanie tego co Goldfinger, najbogatszy człowiek w kraju, zamierza zrobić ze swoimi nieuczciwymi zyskami, oraz co łączy go ze Smiersz – ultratajną sowiecką organizacją bezlitośnie likwidujących obcych agentów. 007 odkrywa, że Goldfinger ma niezwykle ambitne i groźne plany: wśród nich są największa kradzież złota w historii oraz masowe morderstwo…

Goldfinger — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goldfinger», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie słyszał nadjeżdżającego samochodu. Od drzwi również nie dobiegł go żaden dźwięk. Poczuł tylko na karku lekki powiew wieczornej bryzy i już wiedział, że Goldfinger wrócił, że jest w pokoju.

11. Złota Rączka

Bond odrzucił czasopismo i wstał. Drzwi frontowe zatrzasnęły się z hukiem. Spojrzał w tamtą stronę, a jego twarz przybrała wyraz uprzejmego zdziwienia.

– To pan? Nie słyszałem samochodu. Jak poszło?

Oblicze Goldfingera było równie miłe i uprzejme. Z powodzeniem mogli uchodzić za starych przyjaciół, sąsiadów przez miedzę, mających w zwyczaju wpadać do siebie na drinka.

– Wszystko się jakoś ułożyło. Mój Koreańczyk pokłócił się w pubie z amerykańskimi lotnikami, którzy nazwali go Japońcem. Wyjaśniłem policjantom, że Koreańczycy nie lubią, jak nazywa się ich Japońcami. Dali mu ostrzeżenie i wypuścili. Bardzo przepraszam, że zajęło mi to aż tyle czasu. Mam nadzieję, że się pan nie nudził. Proszę jeszcze sobie nalać, bardzo proszę.

– Dzięki. Zaczytałem się. Sądziłem, że upłynęło ledwie pięć minut, odkąd pan wyszedł. Czytałem, co Darwin ma do powiedzenia na temat „reguły czternastu kijów”. Całkiem interesujące podejście… – Bond rozpoczął szczegółowe streszczenie artykułu, dodając własne uwagi.

Goldfinger stał i czekał cierpliwie, aż agent skończy.

– Tak, to w sumie dość skomplikowane. Oczywiście, pana styl gry różni się od mojego. Powiedziałbym, że gra pan raczej siłowo. Przekonałem się jednak, że z moim zamachem muszę używać wszystkich dozwolonych kijów. Dobrze, umyję tylko ręce i już jemy kolację. Za chwilę wracam.

Pobrzękując energicznie szkłem, Bond nalał sobie drinka i otworzywszy Country Life obserwował, jak złotnik wspina się po schodach i znika w korytarzu. Oczyma wyobraźni widział każdy jego krok. Wtem zauważył, że czyta pismo, trzymając je do góry nogami. Czym prędzej je odwrócił i wbił nic nie widzące spojrzenie w znakomitą fotografię pałacu w Blenheim.

Na górze panowała martwa cisza. Potem rozległ się daleki odgłos, jaki wydaje łańcuch od spłuczki w toalecie, jeszcze później Bond usłyszał trzask zamykanych drzwi. Agent sięgnął po drinka, pociągnął zdrowo i odstawił szklankę na tacę obok krzesła. Goldfinger szedł po schodach. Agent kartował Country Life; popiół z chesterfielda strącił do paleniska.

Złotnik był już na dole i zmierzał w jego stronę. Bond opuścił czasopismo i podniósł wzrok. Goldfinger trzymał pod pachą rudego kota, beznamiętnie przyciskając go łokciem do boku. Zbliżył się do kominka, nachylił i wcisnął guzik dzwonka.

– Czy lubi pan koty? – spytał. Oczy miał bez wyrazu, obojętne.

– W miarę.

Drzwi do pomieszczeń dla służby otworzyły się i w progu stanął kierowca żółtego rollsa. I teraz nosił ten swój melonik, i błyszczące, czarne rękawiczki. Popatrzył apatycznie na Goldfingera. Ten kiwnął na niego zakrzywionym palcem. Koreańczyk podszedł i stanął w kręgu światła przy palenisku.

– To jest Złota Rączka – rzekł swobodnie Goldfinger i uśmiechnął się lekko. – To bardzo zabawna gra słów, panie Bond. – Spojrzał na Koreańczyka. – Pokaż panu Bondowi ręce. – Znów się uśmiechnął. – Nazywam go Złotą Rączką, ponieważ takie imię najbardziej do niego pasuje. On wykonuje dla mnie bardzo różne… prace.

Koreańczyk wolno zdjął rękawiczki. Podszedł do agenta na odległość ramienia i wyciągnął ręce wnętrzem dłoni ku górze. Bond wstał i przypatrzył się im. Dłonie były wielkie i zgrubiałe od muskułów. Wszystkie palce zdawały się mieć tę samą długość, a ich czubki były tępe i lśniły niczym stara kość.

– Pokaż je panu ze wszystkich stron.

Palce pozbawione były paznokci. W ich miejscu Bond dostrzegł taką samą żółtawą skorupę. Koreańczyk obrócił dłonie tak, że agent mógł teraz obejrzeć ich kanty. Wzdłuż każdego wyrastała gruba, zrogowaciała pręga z żółtawej materii.

Bond spojrzał na Goldfingera i uniósł w zdumieniu brwi.

– Urządzimy mały pokaz – rzekł złotnik i wskazał grubą, dębową poręcz schodów. Była solidna, sześć cali na cztery. Koreańczyk ruszył posłusznie w tamtą stronę i wspiął się kilka stopni w górę. Potem stanął na baczność, wbijając w Goldfingera wzrok, niczym karny pies myśliwski. Goldfinger skinął energicznie głową. Z kamiennym wyrazem twarzy Koreańczyk uniósł prawą rękę wysoko nad swój melonik, po czym jak toporem uderzył w wypolerowaną na błysk poręcz. Trzask pękającego drewna i poręcz złamała się na środku. Ręka znów powędrowała w górę i błyskawicznie opadła. Tym razem Złota Rączka uporał się z zadaniem – w poręczy zionęła najeżona drzazgami wyrwa, a na podłogę spadł deszcz małych szczapek drewna. Koreańczyk wyprostował się, stanął na baczność, czekając na dalsze rozkazy. Bond nie doszukał się na jego twarzy ani cienia wysiłku, ani żadnych oznak dumy z tego, czego dokonał.

Goldfinger skinął palcem. Złota Rączka podszedł bliżej.

– Stopy ma takie same, zewnętrzne krawędzie stóp – rzekł złotnik i zwrócił się do Koreańczyka: – Teraz kominek. – Wskazał grubą półkę z rzeźbionego drewna nad paleniskiem. Znajdowała się jakieś siedem stóp od podłogi, sześć cali nad melonikiem skośnookiego.

– Meh ąć meheneę i khlusz?

– Tak, zdejmij marynarkę i kapelusz. – Goldfinger spojrzał na Bonda. – Biedak, ma rozszczep podniebienia. Oprócz mnie chyba mało kto go rozumie.

Cóż za użyteczne rozwiązanie! – pomyślał Bond. Niewolnik, który jest w stanie komunikować się ze światem tylko przez swego pana-tłumacza! Jeszcze lepszy niż głuchoniemi eunuchowie z haremów, bo bardziej z panem związany, bezpieczniejszy!

Koreańczyk zdjął marynarkę i melonik i ułożył je starannie na podłodze. Podwinął nogawki do kolan, cofnął się i rozstawiwszy szeroko nogi, zaparł się o wypolerowaną klapę tak mocno, że nie ruszyłby go z miejsca szarżujący słoń.

– Proszę się lepiej odsunąć, panie Bond – powiedział Goldfinger, szczerząc w uśmiechu zęby. – Taki cios łamie człowiekowi kark jak zapałkę.

Złotnik stanął obok tacy z napitkami. Koreańczyk mógł teraz wziąć swobodny rozbieg. Ale do kominka miał przecież ledwie trzy kroki! Jakim cudem chciał sięgnąć rzeźbionej deski!?

Agent patrzył jak zahipnotyzowany. Skośne oczy osadzone głęboko w żółtej, skamieniałej twarzy błyszczały w nieprawdopodobnym, dzikim napięciu. Walka z takim facetem musi być bezsensowna, myślał Bond. Lepiej już od razu uklęknąć i czekać na śmierć.

Goldfinger podniósł rękę. Palce u stóp Koreańczyka opięte lśniącymi butami z mięciutkiej skóry zdawały się wbijać w podłogę. Pochylony, z mocno ugiętymi kolanami, zrobił jeden długi krok i wystrzelił z obrotem w powietrze. Jego stopy złączyły się błyskawicznie, śmignęły wysoko, wyżej, znacznie wyżej niż sięgnąłby wytrawny baletmistrz, i gdy ciało odchyliło się w bok, ku dołowi, prawa noga uderzyła niczym potężny młot. Rozległ się głuchy trzask. Koreańczyk wylądował zgrabnie na mocno ugiętych rękach. Natychmiast energicznie je wyprostował, odbił się od podłogi jak ciśnięty sprężyną i już stał na baczność.

Spojrzał na trzycalową, postrzępioną wyrwę, jaką zrobił nad kominkiem i tym razem w jego skośnych oczach Bond dostrzegł błysk zadowolenia.

Agent przyglądał się mu z głębokim lękiem. I pomyśleć, że nie dalej jak dwa dni temu pracował nad podręcznikiem metod walki wręcz! On! We wszystkim, co przeczytał, co wypraktykował, nie znajdował teraz niczego, absolutnie niczego takiego, co dawałoby się choć porównać ze sprawnością, jaką przed chwilą zademonstrował Złota Rączka. Koreańczyk nie był człowiekiem z krwi i kości, nie, był chodzącą maczugą, być może najbardziej niebezpieczną bestią na ziemi. Bond musiał to zrobić, musiał oddać hołd temu straszliwemu, jedynemu w swoim rodzaju indywiduum. Wyciągnął do niego rękę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Goldfinger»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goldfinger» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Goldfinger»

Обсуждение, отзывы о книге «Goldfinger» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x