– To znaczy, że ostatnio jej tu nie ma? Powiedziała Casey i Florze, że nie odchodzi od jego łóżka, że tylko wzięła raz udział w zebraniu zarządu w Brunswicku.
– Nie ma jej, odkąd Foo poprosił ją, żeby opuściła szpital. Tata mówił, że dzwoni do niego codziennie.
– Wiem, że jest coś jeszcze. Powiedz mi – nakłaniał go Blake.
– Nie chcę tego robić, ale myślę, że wiem, co jest teraz najlepsze dla taty. Nie powinien tutaj pozostawać. – Adam splótł dłonie i oparł na nich podbródek.
– Chodzi ci o jego pozostawanie tu, w Memorial?
– Tak. Skontaktowałem się z kolegą, który jest dyrektorem Carriage House w Marietcie. Zgodził się, żeby tata przyjechał.
– Carriage House, Adamie? To dom dla emerytów. O co ci, do diabła, chodzi? John jest w stanie sam się o siebie troszczyć albo niedługo będzie. Właśnie powiedziałeś, że doktor Foo jest dobrej myśli. Jak mogłeś to zrobić swojemu ojcu? – Podniósł głos, nie przejmując się tym, że ktoś może go usłyszeć. Przyjaźń miała swoje granice. Nie zamierzał pozwolić Adamowi na umieszczenie ojca w takim miejscu.
– Wiedziałem, że zareagujesz w ten sposób.
– Miałeś rację, stary. John jest dla mnie jak ojciec. Czego się, do cholery, spodziewałeś? – Blake wstał i gwałtownie wepchnął krzesło pod stolik. Pielęgniarki siedzące w pobliżu popatrzyły z naganą. Guzik go obchodziło, co myślą.
– Uspokój się, do diabła! Reagujesz zbyt emocjonalnie. Pozwól mi skończyć.
Blake obserwował Adama i widział, że przyjaciel nie podjął tej decyzji bez namysłu. Jednak w jakim celu? Stan zdrowia Johna się poprawiał. Dam Adamowi jeszcze minutę i na tym koniec. Jeśli będę musiał złożyć skargę do sądu w imieniu człowieka, który zawsze traktował mnie jak syna, zrobię to. Nie pozwolę, żeby Adam zrobił to swojemu ojcu. Nie mogę.
Blake popatrzył na zegarek.
– Masz dokładnie sześćdziesiąt sekund, żeby mnie przekonać. Inaczej zacznę kopać cię w tyłek.
Adam uśmiechnął się.
Ten sukinsyn naprawdę uważał, że to zabawne?
– Blake, moim zdaniem życie taty będzie zagrożone, jeśli tu zostanie. Chcę, żeby był w miejscu, gdzie nikt nie zdoła go znaleźć.
– Co takiego?! – Blake poczuł się jak balon, z którego wypuszczono powietrze.
– Słyszałeś. Jeśli łaskawie przestaniesz zachowywać się jak dupek choć przez chwilę i wysłuchasz mnie do końca, może zrozumiesz i nawet się ze mną zgodzisz.
– Boże, Adamie, nie wiem, co powiedzieć.
– Na razie milcz. Nie przerywaj mi. Jak się orientujesz, od lat wiem, że Eve puszcza się za plecami taty. Do diabła, myślę, że sam podejrzewa ją o to od dawna, ale nigdy niczego nie mówił. Kiedy zobaczyłem ją z Bentleyem dziś rano, upewniłem się, że to nadal się dzieje… Czy Casey wspomniała coś o kłótni, którą przypadkiem usłyszała? – zapytał Adam.
– Nie, a powinna była?
– Tak myślałem. Dobrze zrobiła, że zachowała to dla siebie. Mam wobec niej dług wdzięczności. Kiedy przywiozłeś mnie tutaj przed paroma dniami, tata i ja kłóciliśmy się o jego testament. Nigdy nie robiłem tajemnicy z tego, że nie chcę mieć nic wspólnego z Worthington Enterprises. Zamierzam praktykować jako lekarz. Powiedziałem to tacie wiele lat temu. Zrozumiał, ale nadal chciał, żeby część jego majątku została w przyszłości pod moją opieką. Zgodziłem się na to. Myślę, że powiedziałem coś w tym sensie, że mógłbym zatrudnić ludzi, którzy zarządzaliby jego fortuną. Ten udar mózgu skłonił go do myślenia. Zrozumiał, że nie jest już młody. Ktoś, i jestem pewien, że obaj wiemy, kto, przekonał go, żeby wprowadził zmiany w testamencie.
– Cholera, Adamie, przykro mi. Nie wiedziałem.
– Wiem, jakie uczucia żywisz dla taty. Boże, nie mogę znieść myśli o tym, że będę odwiedzał staruszka w domu opieki, ale póki nie dowiem się, co dokładnie się dzieje, nie mam wyboru.
– Czy już mu powiedziałeś?
– Tak. Nie wydawał się zbyt zadowolony, ale nie sprzeciwiał się, czego się spodziewałem. To też mnie niepokoi.
– Dlaczego? – zapytał Blake.
– Po pierwsze, zacząłem się zastanawiać, czy stracił ochotę do życia i dlatego nie obchodzi go, gdzie spędzi ostatnie dni. A po drugie, i to mnie przeraża, może on też sądzi, że jego życie jest zagrożone? Co wtedy?
– Zdecydowanie mamy problem.
– Porozmawiam z szeryfem Parkerem. Pójdziesz ze mną?
– Pewnie, ale dlaczego z Parkerem, w czym on może nam pomóc? – Blake nie musiał mówić Adamowi, co myśli o umiejętnościach szeryfa. A raczej ich braku. Wiedział, że Adam zna jego opinię. Rozmawiali o tym wystarczająco często.
– Nie wiem. Wolałbym, żeby ktoś wiedział, co robimy i dlaczego. Jeśli broń Boże coś ma się stać tacie, chciałbym być pewien, że robię wszystko, co mogę, żeby do tego nie dopuścić. Chyba tylko o to mi chodzi.
– Nie powiedziałeś, kogo mianował spadkobiercą.
– Chcesz zgadywać do dziesięciu razy? – zapytał Adam, gdy obaj wrzucali papierowe tacki do śmieci.
– Nie, nie potrzebuję. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób zdołała przekonać twojego tatę.
Adam wzruszył ramionami.
– Tak jak kobiety zwykle to robią, Blake. Użyła klasycznego sposobu: seksu.
Roland Parker miał właśnie wyjść po pracy z biura, kiedy zatelefonował Adam Worthington. Nie potrafił sobie wyobrazić, czego ten psychiatra chce od niego o tak późnej porze, ale wyglądało na to, do diabła, że nie miał niczego lepszego do roboty.
Dwudziesta druga trzydzieści. Powinien być w domu z żoną i może dwójką dzieciaków. O dwudziestej drugiej trzydzieści mogłoby mu być bardzo wygodnie, gdyby leżał w miękkiej pościeli obok ciepłego żoninego ciała. Ale, przypomniał sobie, dziesięć lat temu, kiedy posłuchał tego sukinsyna, pozbawił się prawa do małżeństwa. Kto by chciał mieszkać z nim po tym, co zrobił? Nie miał odwagi, mocnego charakteru, jaj, czy jak by to jeszcze nazwać. Nie będzie prosił nikogo, żeby dzielił z nim życie. A gdyby nawet to zrobił, kto chciałby mieszkać z sukinsynem bez twarzy? Nienawidził samego siebie.
Roland usłyszał głosy za drzwiami w chwili, gdy wstawał zza biurka. Blake i Adam nie marnowali czasu. To musiało znaczyć, że sprawa jest poważna.
Wetknął pomiętą brązową koszulę do spodni i poprawił pas, zanim wszedł do recepcji.
– Dobry wieczór – powiedział, wyciągając rękę do nich obu.
Adam odezwał się pierwszy.
– Przepraszam za tę późną porę, ale nie sądzę, by to mogło czekać.
– Najwyraźniej. A więc co mogę dla was zrobić? – Parker zajął fotel i wskazał dwa krzesła po drugiej stronie biurka. Adam i Blake usiedli, z ponurymi minami.
– Muszę mieć pana słowo, że to nigdy nie wyjdzie poza biuro, zanim powiem to, co zamierzam.
– Oczywiście, Adamie, bez względu na to, co powiesz. – To musiało być cholernie ważne, skoro obaj lekarze wyszli z domu w taki paskudny wieczór. Deszcz znowu się nasilił. Porywisty wiatr, forpoczta huraganu George, dosięgał ich szybciej, niż przewidywali synoptycy.
– Na pewno wie pan, że tata jest w szpitalu; miał udar mózgu kilka dni temu.
– Tak, słyszałem. Bardzo mi przykro. Przekaż mu ode mnie najlepsze życzenia, kiedy go odwiedzisz.
– Przekażę. Właściwie częściowo z jego powodu tu przyszliśmy. – Adam skinął głową w stronę Blake’a.
Ciekawość Parkera sięgnęła zenitu. Czekał, aż któryś z lekarzy go oświeci.
– Myślę, że jego życie może być zagrożone – powiedział Adam.
Читать дальше