Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia

Здесь есть возможность читать онлайн «Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1968, Жанр: Классический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ciemna Jaskinia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna Jaskinia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciemna Jaskinia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna Jaskinia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tamten potrząsnął głową.

— Zgasiłem przed chwilą. Jaka przygoda?

— Powiedziałem już: nocna. Na morzu… — wskazał leżące na półce przyrządy, składające się z masek i podwójnych, połączonych pasami, smukłych cylindrów. — Wszystko w porządku?

Młody człowiek bez słowa skinął potakująco głową.

— Masz ochotę popłynąć ze mną? Ponowne skinienie.

— Nie pytasz nawet, o co chodzi?

— I tak mi zaraz powiesz.

— Słusznie… — Żelechowski zaciągnął się.

— Zgaś lepiej papierosa — powiedział gospodarz — jeżeli chcesz zejść pod wodę. Żebym cię potem nie wyciągał i nie musiał robić sztucznego oddychania.

— Nie ma obawy.

Mimo to kapitan zgasił. Spojrzał na mówiącego.

— Ale to ściśle poufne, rozumiesz?

— Oczywiście. Po co milicja schodzi na dno morza? Przecież nie po to, żeby regulować ruch? Ryby same znają kierunek.

— Fakt… — Żelechowski westchnął. — Milicja chce zejść na dno morza, żeby sprawdzić, dlaczego dzisiaj rano zatonęła pewna motorówka. Przyczyny są niejasne… Leży płytko, jakieś dziesięć metrów pod powierzchnią.

— Chyba lepiej w dzień to zrobić. — Młody człowiek podniósł się ociężale, podszedł do półki i zaczął zdejmować sprzęt. Ruchy jego były pewne, ale ostrożne, jak gdyby miał do czynienia z cenną porcelaną. — Dziesięć metrów pod powierzchnią przy słonecznym dniu i spokojnej wodzie widać doskonale i nie ma żadnych kłopotów z lokalizacją. Nocą możemy się trochę błąkać — to raz, nawet jeżeli dobrze wiemy, gdzie szukać. A widzialność jest oczywiście żadna — to dwa.

— Będziemy mieli reflektorek.

— Ale to nie to samo co dzienne światło załatwiać nocą?

— Chyba tak… — powiedział kapitan po pewnym wahaniu. — Właściwie to moja wina. Łódź zatonęła rano i miałem dosyć czasu za dnia. Ale była kupa spraw, a po drugie, wolałbym, żeby nas nikt przy tym nie widział…

— Czyja to była łódź?

— Sędziego Mroczka — powiedział Żelechowski niechętnie.

— Hm…

Młody człowiek nie odezwał się już ani słowa. Usiadł i zaczął sprawdzać działanie cylindrów z tlenem. Kapitan milczał, przyglądając mu się. Po dziesięciu minutach gospodarz wstał.

— W porządku. Możemy zasuwać. Przebierz się tutaj.

— Spodenki mam na sobie. — Żelechowski zdjął bluzę mundurową i położył ją na łóżku. — Buty też zostawię i resztę… — Odpiął pas z kaburą pistoletu i przewiesił sobie przez ramię.

— Bierzesz broń?

— Nie jest mi potrzebna, ale nie chcę jej tu zostawiać. Dokumenty też wezmę.

Po chwili ruszyli ku małej motorówce, kołyszącej się nie opodal domku. Zeszli po czterech kamiennych stopniach i wskoczyli na pokład.

Łódź ruszyła.

— To będzie gdzieś na wysokości ostatnich domków Piastowskiej, gdybyś patrzył z lądu — powiedział cicho kapitan.

Młody człowiek skinął głową i po wyjściu spoza falochronu łódź szerokim łukiem w lewo wyszła na morze. Drobniuteńkie fale biegły ku brzegowi i niknęły przy krawędzi plaży bielejącej w zimnym blasku wschodzącego księżyca. Światła miasteczka oddalały się coraz bardziej.

— Jak daleko od brzegu to będzie?

— Kilkaset metrów. — Kapitan wpatrywał się w ciemność i w przesuwające się powoli punkty świetlne na brzegu. — Mniej więcej tam — wskazał przed siebie. Płynęli teraz wzdłuż brzegu. Silnik pracował na zredukowanych obrotach, łódź posuwała się lekko.

— Teraz musimy podpłynąć może z pięćdziesiąt metrów. — Żelechowski dostrzegł punkt na wydmie. Był to wysoki krzak jałowca. Wydawało mu się, że łódź zatonęła na wprost niego. Oczywiście trzeba będzie mieć wiele szczęścia, żeby od razu trafić.

— Zgaś… — powiedział po chwili. Silnik ucichł.

Młody człowiek sięgnął pod klapę i wyciągnął ze schowka ostrą stalową kotwicę, uwiązaną do czerwonej nylonowej liny.

— Masz rację. Tu będzie około dziesięciu metrów. Głębia zaczyna się dopiero pół kilometra dalej… — wskazał na morze. — Unieruchomimy łódź, żeby nam nie odeszła za daleko.

Miękkim ruchem, nie robiąc żadnego niemal plusku, zanurzył kotwicę pod powierzchnię i puścił ją. Piętnastokilogramowy ciężar poszedł pionowo na dno, ciągnąc za sobą rozwijający się błyskawicznie zwój liny. Koniec. Lina zwisła. Młody człowiek nachylił się i zerknął na koniec zwoju. Znalazł linię oznaczającą kolejny metr.

— Nawet dziewięć… — powiedział. — Jeżeli tu zatonęła ta motorówka, nie będzie kłopotu z jej wyciągnięciem.

— Na razie chciałbym ją tylko obejrzeć… — szepnął kapitan, patrząc na odległy brzeg. — Mów cicho. Głos niesie po wodzie.

Znowu skinienie głowy. Księżyc wynurzył już całą swą tarczę i zrobiło się jasno.

— Schodzimy…

Nałożyli aparaty, sprawdzili raz jeszcze przepływ tlenu i, zwiesiwszy nogi za burtę, jeden za drugim ześliznęli się w ciemność.

Żelechowski nacisnął guziczek trzymanego w ręce reflektora. Pracując nogami i lewą ręką, posuwał się wzdłuż promienia do dna, które okazało się niespodziewanie blisko. Po chwili stanął, wspierając się stopami o twarde, kamienne podłoże. Kilka kroków od siebie dostrzegł drugi snop światła. Jego towarzysz płynął wolno, mniej więcej dwa metry nad nim, zamiatając migotliwą ciemność.

Kapitan odbił się od dna i zbliżył ku niemu. Nic… I tu nic… W pewnej chwili promień reflektorka przesunął się po opadającej w dół linie kotwicznej. Spoza niej wypłynęły cztery małe rybki i zwabione światłem zbliżyły się. Machnął ręką. Pierzchły jak ptaki. Nagle poczuł dotknięcie ręki na plecach. Uniósł głowę i przez szybkę dostrzegł obnażone ramię wskazujące coś. Ramię oddaliło się, zobaczył młodego człowieka płynącego ukośnie w dół. Ruszył za nim.

Łódź leżała pochylona na bok, zupełnie cała, oparta o kamieniste dno. Nie było tu piasku, więc nie zaryła się niemal wcale. Żelechowski pochylił się. Wiedział dokładnie, czego szukać. Czując pod stopami śliskie, pokryte glonami łby kamienne, obszedł burtę łodzi. Nie tu… Nie tu… Wreszcie promień reflektorka znieruchomiał. W tyle łodzi, na samym dnie, tuż pod nadbudówką widniał okrągły otwór. Żelechowski zbliżył ku niemu twarz. Otwór był równiuteńko wypiłowany i przechodził na wylot przez deskę. Kapitan podał towarzyszowi latarkę i sięgnął za gumkę spodenek. Wyciągną] stamtąd płaski korek do termosu i przyłożył do otworu. Przybliżył głowę i wsunął korek, a potem wepchnął go z całej siły, naciskając wnętrzem otwartej płasko dłoni.

Cofnął rękę. Korek był w tej chwili niemal niewidoczny. Wyciągnął go z najwyższym trudem i schował ponownie. Kierował światło na towarzysza, który uniósł palec i wskazał ciemną powierzchnię wody nad ich głowami. Kapitan potrząsnął przecząco głową. Odbił się lekko nogą i wylądował na pokładzie łodzi. Snop światła wędrował krótko i trafił na oksydowany uchwyt klapy prowadzącej pod pokład. Żelechowski uniósł ją z wolna. Ciemność…

Towarzysz stanął obok niego i przytrzymał klapę kolanem. Znowu przepłynęły dwie meduzy: biało-czerwone, spokojne, powolne, małe, przezroczyste parasolki… W 7ąska włócznia światła latarki pobiegła w dół i pochylili się obaj, jak gdyby spodziewając się znaleźć coś ciekawego. A przecież niczego nie należało się spodziewać tutaj. Ktoś, kto tak zręcznie wymyślił prosty i pewny sposób zatopienia łodzi, na pewno był na tyle przebiegły, że nie pozostawił po sobie żadnych…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ciemna Jaskinia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna Jaskinia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Мачей Малицкий - Всё есть
Мачей Малицкий
A.L. Jackson - Come to Me Quietly
A.L. Jackson
Мачей Милковский - Татуировка
Мачей Милковский
Мачей Войтышко - Синтез
Мачей Войтышко
Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca
Terry Pratchett
libcat.ru: книга без обложки
Мачей Кучиньский
Мачей Сломчинский - Jestes tylko diablem
Мачей Сломчинский
Мачей Сломчинский - «Мертвая голова»
Мачей Сломчинский
Отзывы о книге «Ciemna Jaskinia»

Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna Jaskinia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x